Strona 1 z 8 1 2 3 4 5 6 7 8 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 76

Wątek: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

  1. #1
    Bieszczadnik Awatar Leuthen
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    652

    Domyślnie Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    8 IX 1939 r. pod Nowym Żmigrodem w Beskidzie Niskim oddziały niemieckiej 1 Dywizji Górskiej, które wkroczyły na terytorium Polski w kilku kolumnach kilkoma drogami, połączyły się ponownie. Tam właśnie utworzono dwa zmotoryzowane oddziały pościgowe, które miały jeden cel – jak najszybciej dotrzeć do Lwowa. W ciągu 4 dni, nieustannie walcząc, strzelcy górscy pokonali 250 km i zaskakując Polaków wjechali 12 IX 1939 r. do stolicy Galicji. Tylko część żołnierzy jechała ciężarówkami, samochodami osobowymi bądź motocyklami – reszta musiała dotrzeć do Lwowa pieszo, robiąc niekiedy po 60 i więcej kilometrów dziennie. Wydarzenie to weszło do swoistej mitologii niemieckich wojsk górskich pod nazwą „Sturmfahrt auf Lemberg” czyli „Jazda szturmowa na Lwów”.


    72 lata potem, w lipcu 2011 r., Leuthen rozpoczął wędrówkę, którą ochrzcił następnie – wzorując się na tytule znanego filmu – Moimi Wielkimi Beskidzkimi Wakacjami. W ciągu 7 dni przebył 250 km wędrując (a częściowo autostopując) przez Beskid Niski i Bieszczady. Opisana poniżej historia zaczęła się w sobotę 23 lipca 2011 r. ...



    Komańcza, ok. godz. 10.45
    Pożegnanie z 17-osobową grupą rajdowiczów było krótkie – oni skręcili za czerwonym szlakiem w lewo, idąc w stronę Chryszczatej, ja zaś poszedłem asfaltem prosto.



    Czekałem z łapaniem stopa do momentu, aż minę odbicie w prawo na Jaśliska.
    Następne 5 km wspominam jako najgorsze chwile z całej wędrówki. Samochody nie jechały co prawda jeden za drugim, ale wystarczająco często, by liczyć, że któryś się zatrzyma. Tubylcy lubili pokazać, że zaraz skręcają (Radoszyce), albo że są tutejsi. Ja pierdziu, przecież możecie mnie podwieźć nawet 1 km – zawsze to o te 1000 metrów mniej do Cisnej – myślałem. Drugą grupę stanowili przyjezdni. Najwięcej było – sądząc po rejestracjach - hanysów. Puste lub półpuste samochody – i nic. Zderzenie pięknej teorii („Ludzie biorą chętnie, spokojnie dojedziesz, to środek sezonu” - pisał na forum tomekpu) z brutalną rzeczywistością (do Cisnej 26 km!) było tym bardziej wyraziste, że w Beskidzie Niskim nie było z autostopowaniem problemów. Ba! Tam dwa razy ludzie sami się zatrzymali pytając czy mnie nie podrzucić. Niech ja Cię dorwę, tomekpu!
    Nadzieja na szybki dojazd do Cisnej gasła z każdą minutą i każdym mijającym mnie samochodem (przepuściłem tylko karetce pogotowia, choć nie jechała na sygnale), zaś moje myśli stawały się mroczniejsze od orków z Mordoru...

    Wreszcie jest! Srebrny ford na blachach „RSA”. Małżeństwo jechało tylko do Osławicy po ser. Zawsze to kilka kilometrów bliżej...
    Krótka rozmowa. Pytania skąd i dokąd zmierzam. Wyjaśniam mój plan ze szlakiem granicznym.
    Wkrótce znów maszerowałem licząc w duchu, na którą zajdę do Cisnej. 5 godzin powinno starczyć, ale wiele w Bieszczadach już tego dnia nie ujdę.
    Nagle słyszę z tyłu odgłos nadjeżdżającego samochodu. Zanim zdążyłem się obrócić ktoś zatrąbił. Patrzę, a tu stoi ten sam ford, którym jechałem przed chwilą. Kierowca mówi:

    • Okazał się Pan bardzo przekonywający. Można jeszcze dzisiaj pochodzić po górach.
    • Oczywiście – odpowiedziałem. 3/4 dnia dopiero przed nami!

    Moje szczęście osiągnęło apogeum, gdy dowiedziałem się, że państwo pojadą na Przełęcz nad Roztokami! Co prawda chciałem jechać wpierw do Cisnej wysłać kartki znajomym i zjeść solidny posiłek w „Siekierezadzie”, o której co nieco słyszałem, jednakże skoro niebiosa zesłały mi bezcenny dar w postaci możliwości szybkiego dotarcia na grzbiet graniczny i to z dostawą na przełęcz (bez konieczności piłowania 8 km po asfalcie pod górę), grzechem byłoby niewykorzystanie tej szansy. Powoli zaczęła świtać myśl, że dziś mogę dojść dużo dalej, niż zakładałem.
    Po drodze rozmawialiśmy o tym i owym. W Żubarczem załapaliśmy się akurat na przejazd kolejki jadącej na stację Majdan.









    Przełęcz nad Roztokami, ok. godz. 12.30
    Małżeństwo postanowiło pójść na Rypi Wierch. Ja szedłem w drugą stronę. Po stukrotnych dziękach (chyba dam za nich na Mszę, żeby żyli jeszcze długo ;-) ) rozstaliśmy się.
    Podejście na Okrąglik... Podejście jak podejście. Trochę ludzi już schodziło. „Cześć!”, „Dzień dobry!” i piłowanie w górę. Jednakże co jakiś czas postój. Zadyszka? A gdzie tam! Rendez vous z historią...


    Jest późne lato 1944 r. Niemiecka 100 Dywizja Strzelców po wycofaniu się z rejonu Skole w Karpatach Wschodnich przeprawia się przez San i zgodnie z rozkazem dowódcy korpusu obsadza „Karpathenhauptkamm” (czyli główny grzbiet Karpat) w Bieszczadach. Na przydzielonym odcinku głównymi punktami oporu stają się dwa szczyty: Okrąglik i Płasza. Nie ma tam żadnych fortyfikacji – trzeba je dopiero wykopać...


    Jesteśmy z powrotem w lipcu 2011 r. Zaraz po wejściu w las za przełęczą widzę fortyfikacje polowe. Punkt obserwacyjny lub stanowisko moździerza – myślę.



    Dalej co jakiś czas rowy strzeleckie (inaczej okopy ;-) ). Czasem na sekcję, czasem na drużynę, rzadziej na pluton. Jest ich dużo.









    W 45 minut od startu z przełęczy staję na szczycie Okrąglika. Przy szlaku siedzi młody turysta w brązowo-zielonym polarze z dużym plecakiem. Mówię „cześć!” i siadam kawałek dalej. Jedzenie! Zamiast obiadu w „Siekierezadzie” kilka kromek chleba z topionym serem i kilka kostek czekolady zapitej „Celestynianką”. Widoki ładne, choć ograniczone.









    Na szczycie siedzi jeszcze kilku turystów – jakaś rodzinka. Wkrótce schodzą i zostaję sam z tym turystą w polarze. Pytam, czy idzie w stronę Ustrzyk czy w drugą. W stronę Ustrzyk. Mogę kawałek iść z Tobą? Nie ma sprawy. To idziemy!


    Dzięki temu przeszedłem kolejne 13 km w towarzystwie Piotra z Poznania. Granicznym idzie do Rabiej Skały, potem schodzi do Wetliny, gdzie czekają znajomi.
    Rozmawiamy o górach – Bieszczadach, Beskidzie Niskim, Tatrach... Piotr jedzie niedługo na Zugspitze – najwyższy szczyt Niemiec. Wkrótce mówię, że musimy się na chwilę zatrzymać – lecę w bok od szlaku fotografować okopy. Zdziwionemu Piotrowi wyjaśniam, że będę pisać artykuł o walkach 100 Dywizji Strzelców w Bieszczadach jesienią 1944 r. i oprócz fotografii „zakazanych mord hitlerowskich” chciałbym zamieścić zdjęcia śladów tych walk w postaci okopów. Opowiadam o walkach o Płaszę, o tym jak Rosjanie szli fala za falą licząc na to, że Niemcom skończy się amunicja (w końcu się skończyła i musieli się wycofać – by wkrótce, z nowym zapasem amunicji odbić utraconą pozycję!), o ostrzale artyleryjskim...


    Docieramy na Płaszę – epicentrum walk „100”.



    Idę na północny-wschód, by znaleźć niemieckie stanowiska. Są! Otaczają szczyt. Porasta je tak charakterystyczna roślinność, że trudno je przegapić. Jagody! Ciekawe, czy są tak bujne, bo piły żołnierską krew – jak maki spod Monte Cassino...



    Wracam do szczytowego słupka i rozglądam się. Piękne widoki, mimo że pogoda niepewna – wiszą szare chmury i „czort znaju” (jakby to ujęli przeciwnicy Niemców) czy nie będzie padać. Jeśli niemieccy „jegrzy” mieli chwilę wytchnienia w odpieraniu radzieckich ataków, pewnie patrzyli na nieodległą Połoninę Wetlińską...





    Schodzimy z Płaszy. Znów natykamy się na niemiecką pozycję. Piotr dziwi się, że to jest okop. 67 lat temu wyglądał solidniej – mówię. Czas zrobił swoje. Pewnie mało który turysta zwraca uwagę na te relikty dramatycznych zmagań. Ot, niewielka zarośnięta dziura w ziemi.

    Niedaleko Przełęczy pod Dziurkowcem schodzimy na słowacką stronę do źródełka. „Celestynianki” nie zostało zbyt wiele, a droga jeszcze daleka... Teraz już jestem pewien. Nie nocuję – jak było w planie – w wiacie na Przełęczy pod Czerteżem. Walę prosto do bacówki pod Małą Rawką! Jest duża szansa, że zdążę tam dotrzeć przed zmrokiem. Czasówki zostają daleko w tyle...


    Między grzbietem a źródełkiem mam ładny widok na Runiańską Kotlinę z wioską Runina. Także to było miejsce zaciekłych walk 100 DStrz. z krasnoarmiejcami.



    Dziurkowiec. Widoczek fajny. Siadłem na chwilę na granicznym słupku, ale dłuższy postój zrobimy sobie na nieodległej Rabiej Skale. A więc - вперед ! A może vorwärts !? Tak lepiej Weiter, weiter, weiter! Schnell, schnell, schnel! Los, los, los!!!


    Grzbiet graniczny przed Dziurkowcem. Widoczny Piotr







    Rabia Skała, ok. godziny 16.
    Spotykamy tu parę starszych już turystów, których widzieliśmy podchodzących na Dziurkowiec. Siadamy z Piotrem i jemy. On zaraz zacznie schodzić żółtym szlakiem przez Jawornik. Jeszcze ostatnie zdania – i zostanę znowu sam. Państwo idą w stronę Ustrzyk. Gdzie oni lezą o tak późnej porze?!
    Rozstaję się z Piotrem i ruszam dalej szlakiem granicznym. Zaraz spotykam tą dwójkę. Wracają z tarasu widokowego. A więc wszystko jasne...
    Piękny widok z tarasu. Urwisko imponujące! No, mógłbym tu siedzieć bez końca, ale „droga jeszcze jest daleka, a w bacówce obiad czeka!” ;-)


    Idę sam. Słowa z piosenki Enyi „May it be” („Władca Pierścieni”!): „You walk a lonly road. Oh, how far you are from home!” jakoś same się nasuwają... Mijam Czoło, mijam Borsuka. Zbliża się przełęcz pod Czerteżem, a na niej wiata, czyli moja niedoszła noclegownia. Jak się okazuje, koło wiaty pali się ognisko. Zauważam 4 turystów. Nie patrzą w moją stronę, a krzyczeć nie chcę. Mijam to miejsce z uczuciem ulgi. Nie wiem, czy byli to Słowacy czy Polacy. Nie wiem, czy byliby zachwyceni moją obecnością. Może byłoby ciasno w nocy? „Idźmy dalej, zobaczymy więcej!” - powraca w myślach przeczytane niegdyś w zeszycie na szczycie Baranie w Beskidzie Niskim zdanie...


    Myślę o jakimś postoju. Może na Czerteżu? Idę jednak dalej...
    Między Czerteżem a Hrubkim zatrzymuję się przy grobie radzieckiego podporucznika Gładysza.



    Data śmierci sugeruje, że mógł paść z ręki żołnierzy z 100 Dywizji Strzeleckiej lub też na drugi świat wyprawili go ich kameraden ze 101 Dywizji Strzeleckiej, zajmującej pozycje na prawo od „Setki”. Jak brzmiał ten napis z pomnika na cmentarzu oficerów radzieckich we Wrocławiu? „Daleko od ojczyzny złożone Wasze ciała, ale Wy żyjecie w wiecznej pamięci narodu”. Czy ktoś w Rosji pamięta jeszcze o lejtnancie Gładyszu? Nie wiem...


    Mijam kolejne słupki graniczne wyznaczające równe kilometry. Do Krzemieńca pozostało już tylko 5 kilometrów, jeszcze 4... Wpadam w jakiś trans. Jestem głodny, jestem zmęczony, a pruję w tempie 6 km/h pod górę.
    Stop! 5 minut przerwy na Kamiennej. Przecież trzeba dać wytchnąć nogom, wypić parę łyków wody.
    Słupek I/3 stoi na szczycie Kamiennej. Z Rabiej Skały przemaszerowałem jednym ciągiem 13 km robiąc w zasadzie tylko postój na zdjęcia grobu Gładysza i parę kilkudziesięciosekundowych przerw na „uregulowanie pracy serca”!
    3 kilometry stąd schodzą się granice Polski, Słowacji i Ukrainy. Tam coś zjem. Póki co ściągam buty i skarpety, patrzę na widoki i piję źródlaną wodę spod Dziurkowca.


    Ostatnie 3000 m do Krzemieńca. Mijając słupki czuję się, jakbym był świadkiem odliczania przed wystrzeleniem w kosmos rakiety na Cape Canaveral. Zostało 1500 metrów, 1000, 800, 500, 300... Widzę już czarny słup. Siądę pod nim i zjem kolację.
    Cholera jasna! Zajęte! Pod słupem już siedzi dwójka turystów. Mój „touching the void” szlag trafił! Mówię „cześć!”, mijam słup, odwracam się, robię zdjęcie



    i zły kieruję się w stronę ławek. Para zbiera się do marszu. Pytam bardziej odruchowo niż z kurtuazji:


    - Idziecie do bacówki Pod Małą Rawką?
    - Tak.
    Aż nie wierzę, że to mówię:
    - Mogę iść z Wami?
    - Jasne.

    Żołądek protestuje. Jeść! Pod Rawką na pewno zjem kolację. Dzień wcześniej zrobiłem 40 km trasę Wisłoczek-Komańcza na tabliczce czekolady i kubku wody z potoku (tak to jest, jak na mapie sklep jest, a w rzeczywistości go nie ma...). Dam radę! Zaczynamy rozmawiać...
    Maciek i Marysia są z Warszawy. Niedawno zaczęli wędrówkę po Bieszczadach. Opowiadam o mojej wędrówce przez Beskid Niski, o pracy. Rozmawiamy o górach. Maciek opowiada o ukraińskich pogranicznikach w Bieszczadach, cieszących się niezbyt dobrą sławą.


    Trizuby na słupach granicznych. Odruchowe skojarzenie z UPA. No tak, moja babcia musiała się kiedyś chować przed banderowcami w grobowcu... A teraz proszę: Euro 2012 – Poland&Ukraine!





    Wielka Rawka... Bieszczady o zachodzie słońca. Nie będzie romantycznego opisu złotej kuli chowającej się za górskie grzbiety, gasnącej różowej łuny, pierwszych gwiazd. Niebo zakrywały chmury i tylko gdzieś na horyzoncie, gdzie było czysto, niebo miało złotawy odcień...







    Głupia sprawa, ale do tej pory z wyprawy mam tylko jedno zdjęcie, na którym jestem, zrobione drugiego dnia w Beskidzie Niskim. Marysia oferuje, że zrobi mi moim aparatem fotkę przy słupie z tabliczką „Wielka Rawka”. Tadam!

    [na prawym rękawie polara widoczna kopia naszywki niemieckich wojsk górskich z okresu II wojny światowej – w końcu to Sturmfahrt! ]



    Zejście przez Małą Rawkę, przez las, koło potoku i wreszcie bacówka. Od momentu, gdy ruszyłem z Przełęczy nad Roztokami, minęło 8 godzin i 8 minut. Przeszedłem ok. 37 km (32 do Krzemieńca i ok. 5 km przez Rawki do bacówki). Jestem zmęczony, głodny i nie wiem, czy będzie miejsce w bacówce. Oczywiście łóżek nie ma! Zostaje gleba – jedyne 19 zł (podłoga jest ze złota czy co?!). Próbuję jeszcze utargować zniżkę 20% na glebę na legitymację honorowego dawcy krwi – bezskutecznie (zniżka tylko na łóżko – widać trzeba następnym razem przynieść własne). Cóż, to w końcu lipcowy weekend. Zanim znajdę dla siebie kąt, chcę coś zjeść. „Szef kuchni” poleca bigos. Po licznych opowieściach o schroniskowych bigosach i skutkach ich konsumpcji mam umiarkowaną chęć na tą potrawę, ale po zapewnieniach, że jest świeżo zrobiony, przystaję na to. Pytam o wielkość porcji. Otrzymuję zapewnienie, że dostanę wieeelką Mam zjeść wszystko! Obiecuję wylizać talerz do czysta Do tego piwo. Porcja wystawała z talerza niewiele niżej, niż Tarnica nad Wołosatem Zgodnie z obietnicą oddałem pięknie wyczyszczony talerz. Maciek z Marysią rozbijają tymczasem namiot (dochodząc do bacówki zaczęło kropić). Wkrótce zjawia się Maciek i zamawia legendarne naleśniki. Potem zjawia się Marysia. Pyta, czy dla niej też zamówił kolację. Z niezwykle poważną miną odpowiada, że nie, bo nie wiedział, czy zechce je jeść.
    - Złoty chłopak – podsumowuję :D


    Potem były „nocne Polaków rozmowy”. Minęła godzina 23... Maciek z Marysią zasypiają niemal na stole. Idą spać. Ja idę się gdzieś ulokować. Strych zajęty, II piętro zajęte. Zostaje I piętro. Nie bardzo się jest gdzie wcisnąć, żeby mnie ktoś w nocy nie rozdeptał. Ostatecznie lokuję się między schodami a drzwiami do pokoju.









    Prysznic i spać. Mija północ. Zza drzwi, koło których leżę, dobiegają odgłosy ożywionej rozmowy. Jedna dziewczyna śmieje się histerycznie. Święci Pańscy! Dajcie mi spać. Miałem ochotę wejść do tego pokoju i powiedzieć tej rechoczącej niewiaście, że nie wiem, co wzięła, ale niech nie robi tego więcej! Potem jeszcze głośniejsze rozmowy i ten śmiech! Czy oni nie wiedzą, co to jest cisza nocna? Ostatecznie nie wstałem by interweniować (czego bardzo żałuję), niemniej umocniłem się w postanowieniu, żeby na przyszłość nosić na wyprawy granat hukowy i przypadku kłopotów z hałaśliwymi współlokatorami użyć go po jednym ostrzeżeniu. Także – jeśli macie jakiś znajomych/rodzinę w pododdziałach antyterrorystycznych policji, spytajcie ich, gdzie się zaopatrują w granaty hukowe i ile kosztują. Proszę o wiadomość na priv :D


    Rano wstałem chyba jako pierwszy - przed godziną 8. O 8 dostałem wrzątek i mogłem zjeść śniadanie. Tego dnia mi się nie spieszyło. Ustaliłem wczoraj, że zaoszczędzony jeden dzień spędzę wraz z Maćkiem i Marysią na rekreacyjnej wędrówce na Połoninę Caryńską i do Ustrzyk Górnych. W sumie wyprawa bez historii. Trochę na grzbiecie padało, zrobiliśmy wspólne zdjęcie przy tabliczce,





    a tuż przed Ustrzykami Marysia upadła i rozcięła sobie kolano. Po godzinie 15 rozstałem się z warszawiakami i udałem się do Hoteliku Białego, gdzie się zakwaterowałem. Potem zjadłem obiad w karczmie u Eskulapa, bezskutecznie szukałem poczty, zwiedziłem drugi raz w życiu muzeum turystyki, wykąpałem się, poszedłem na wieczorną Mszę do kościoła a potem do baru „Kremenaros”, gdzie byłem umówiony z Maćkiem i Marysią na 20.30. Nie było ich, więc zjadłem drugi tego dnia obiad, wypiłem piwo za zdrowie Maćka, który tego dnia kończył 20 lat (rano z Marysią śpiewaliśmy mu sto lat) wyszedłem z baru i dzięki wytrwałości wytropiłem namiot warszawiaków, obudziłem ich i jeszcze chwilę z nimi pogadałem. Podziękowałem za wspólnie spędzony czas i poszedłem do HB spać. Nazajutrz wstałem koło 6 rano, spakowałem się, zjadłem śniadanie i pojechałem o 8.15 autobusem do Cisnej. W Cisnej do szewskiej pasji doprowadził mnie pan w okienku na poczcie, który zamiast się zająć moją skromną osobą, wklepywał w komputer dane przesyłek poleconych (ostatecznie obsłużyła mnie pani z okienka obok), kupiłem kartki i znaczki, wypisałem je i wysłałem, a potem zdążyłem jeszcze przechwycić wspomnianą na początku 17-osobową grupę rajdowiczów, którzy akurat robili zakupy w sklepie. Pogadałem z nimi, pożegnałem, życzyłem dobrej pogody i braku błota na szlaku (jedno i drugie nierealne :P) i poszedłem na autobus. O 10.21 zacząłem jazdę, ok. 13.50 byłem w Jaśle, a ok. 15 w Gorlicach. Nazajutrz wracałem do Wrocławia i przy okazji lektury zakupionej w Ustrzykach Górnych książki „Wołanie z połonin” okazało się, że pocztowiec z Cisnej, którego tak w myślach zwymyślałem, był goprowcem i uczestnikiem akcji ratunkowej ofiar katastrofy śmigłowca w 1991 r.


    I tak moje Wielkie Beskidzkie Wakacje dobiegły końca...




    PS Relacja z przejścia GSB w Beskidzie Niskim będzie dostępna jutro bądź pojutrze na www.beskid-niski.pl/forum

    PS 2 Hałaśliwymi lokatorami pokoju w bacówce PMR okazali się harcerze. Sam 7 lat byłem w harcerstwie, stąd wiem, że „harcerz jest przyjacielem wszystkich i bratem dla każdego innego harcerza”. Widać to braterstwo ostatnio straciło na wartości
    Ostatnio edytowane przez Leuthen ; 27-07-2011 o 14:03 Powód: Poprawienie literówek

  2. #2
    Bieszczadnik
    Na forum od
    10.2009
    Postów
    745

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Świetne Mam nadzieję na większą ilość fotek na sudetach - na jesień wybieram się m.in na Riabą więc mam nadzieję nauczyć się ze zdjęć zauważać fortyfikacje. Na razie rozróżniam leje od okopów (mam nadzieję)
    A - zapomniałem jeszcze - daj namiary na artykuł jak się ukaże.
    Ostatnio edytowane przez Dlugi ; 27-07-2011 o 15:46

  3. #3
    Bieszczadnik Awatar robines
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    dziura w Beskidzie Małym
    Postów
    441

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Świetna relacja a tempo miałeś naprawde dobre,hihihi.Uwielbiam graniczny w Bieszczadach więc tym bardziej czytałem z zapartym tchem,pozdrówka.
    Jedzmy gówna, przecież miliony much nie mogą się mylić.

  4. #4
    Bieszczadnik
    Na forum od
    06.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    178

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    ...tak ten szlak jest super bo nie ma ludzi na nim....czasem tylko można jak widac spotkać górskiego strzelca niemieckiego albo na odwrót... Co do radzieckiego obelisku Gładysza to troszczą się o niego Słowacy

  5. #5
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,243

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Leuthen, bardzo ciekawa relacja ale ja jednak troszkę dziegciu doleję. Nic mnie nie obchodzi co nosisz na rękawie, może to być i jajko sadzone i portret Króla Słońce, ale połączenie tego faktu z inną częścią Twojej relacji zaczyna być... hmm... zaskakujące.

    Za Tryzubem widzisz upowca i chowającą się przed nim Twoją babcię, ale fakt, że przed żołnierzami z symbolem na Twoim rękawie chowała się cała Europa Ci nie przeszkadza? Obie te rzeczy (naszywka na Twoim rękawie i skojarzenie Tryzuba z UPA) są mi osobno obojętne i choć niezbyt mi się podobają to jestem w stanie zrozumieć przesłanki. Ale tak drastyczny rozdźwięk między traktowaniem dwóch symboli jest... emm... dziwny.

  6. #6
    Bieszczadnik Awatar Leuthen
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    652

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Cytat Zamieszczone przez bartolomeo Zobacz posta
    Leuthen, bardzo ciekawa relacja ale ja jednak troszkę dziegciu doleję. Nic mnie nie obchodzi co nosisz na rękawie, może to być i jajko sadzone i portret Króla Słońce, ale połączenie tego faktu z inną częścią Twojej relacji zaczyna być... hmm... zaskakujące.

    Za Tryzubem widzisz upowca i chowającą się przed nim Twoją babcię, ale fakt, że przed żołnierzami z symbolem na Twoim rękawie chowała się cała Europa Ci nie przeszkadza? Obie te rzeczy (naszywka na Twoim rękawie i skojarzenie Tryzuba z UPA) są mi osobno obojętne i choć niezbyt mi się podobają to jestem w stanie zrozumieć przesłanki. Ale tak drastyczny rozdźwięk między traktowaniem dwóch symboli jest... emm... dziwny.

    Oczywiście skojarzenia są różne i tak jak ich interpretacja - subiektywne. Niemniej - jako historyk - odniosę się w tym miejscu do twoich zastrzeżeń.

    Przede wszystkim "Edelweissabzeichen" nie jest symbolem państwowym jak tryzub lecz oznaką pewnej formacji wojskowej (to nie UPA wymyśliła tryzub!). Zatem - moim zdaniem - Twoja obiekcja byłaby w pełni uzasadniona, gdybym na rękawie nosił swastykę - bo wtedy identyfikacja z pewnym okresem w historii Niemiec zwanym III Rzeszą byłaby oczywista. Swastyka jako symbol nazizmu jest zakazana - zatem noszenie jej w widocznym miejscu może być traktowane jako propagowanie nazizmu, a to podpada pod paragraf. Nawiasem mówiąc - widziałem wiele razy ludzi noszących czerwone radzieckie gwiazdy (na czapkach, kurtkach etc.) - to już propagowanie zła nie jest

    Ale wracając do naszywki na polarze... Nie posiada ona, podobnie jak nie posiadał oryginał (!) w swym układzie swastyki (rzadkość wśród odznak formacji Wehrmachtu). W związku z tym nie możesz pisać, że przed "szarotkowcami" wszyscy się kryli - stanowili oni bowiem znikomy procent niemieckiej armii. Dużo chętniej nosiłbym odznakę polskich wojsk górskich, są jednak dwa problemy:
    a) WP sprzed 1939 r. nie posiadało odznak naramiennych wojsk górskich. Były natomiast odznaki pułkowe (na kieszeń). Trzonem wojsk górskich II RP były pułki strzelców podhalańskich (5 albo 6 - jeden z nich w Sanoku). Problem polega na tym, że w ich odznakach przewijała się swastyka - co prawda lewoskrętna, a nie prawoskrętna jak nazistowska, ale już słyszę te teksty w stylu "ty nazisto!". Jak zresztą niektórzy wiedzą swastykę (krzyżyk niespodziany) znali już od wieków polscy górale (proponuję np. obejrzeć poręcz przy schodach w schronisku Murowaniec w Tatrach albo znak na pomniku Karłowicza w miejscu jego śmierci w drodze z rzeczonego schroniska nad Czarnym Staw Gąsienicowy).
    b) obecne wojska górskie RP używają odznaki naramiennej - mógłbym mieć jednak spore kłopoty w przypadku natknięcia się (gdzieś w mieście) na patrol Żandarmerii Wojskowej. Jest ustawa regulująca kwestię noszenia elementów umundurowania sił zbrojnych RP łącznie z sankcjami za ich bezprawne używanie...
    Jest też tzw. "korpusówka" polskich wojsk górskich - stylizowany krzyż huculski (posiadam jedną sztukę). Ale - patrz uwaga o ustawie wyżej.


    Uprzedzając jeszcze ewentualne zarzuty - tak, niemieccy strzelcy górscy popełniali zbrodnie, albo na nie pozwalali (patrz np. Lwów AD 1941), ale jako historyk powiem Ci, że Polacy przez całą II wojnę światową również takowe zbrodnie popełniali i jest to dobrze udokumentowane. Zresztą np. dowódca 55 Rez. DP z IX '39, płk. Kalabiński dostał w niewoli w czapę od Niemców (po wyroku sądu), gdyż ustalono ponad wszelką wątpliwość (i to jest fakt!), że kazał 8/9 IX '39 rozstrzelać niemieckich jeńców wojennych w Stopnicy. O tym jednak nie poczytasz w patriotycznych broszurkach, bo Polacy "zawsze walczyli po rycersku". Historia nie jest czarno-biała i jako historyk wiem o tym dobrze. Chętnie podyskutuję na takie tematy w innym dziale i w innym wątku.

    Pozdrawiam
    Leuthen

  7. #7
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,243

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Leuthen, nie zrozumiałeś mnie. Gdybyś miał tylko tę szarotkę nie rzekłbym słowa. Uderza mnie tylko ten kontrast w postrzeganiu różnych symboli, o którym pisałem. To wszystko.

  8. #8
    Bieszczadnik Awatar Leuthen
    Na forum od
    08.2008
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    652

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Brak zrozumienia wyczuwam raczej z Twojej strony - czy gdzieś umieściłem jakieś "achy" i "ochy" pod adresem armii niemieckiej, czy - bo ja wiem - podkreślenie, że z dumą noszę znak, pod którym Gebirgsjegrzy pruli we IX '39 do Lwowa aż miło?
    Parę faktów z historii i tyle - i Twoja nadinterpretacja. Nie znasz moich poglądów, a wypowiadasz się że "dziwi Cię"... Ale spoko - na jednym forum historycznym byłem kiedyś uważany za germanofila, podczas gdy w tym samym czasie na innym za germanofoba (nawiasem mówiąc - na tym drugim takie określenie napisał rekonstruktor z GRH "Pomerania" odtwarzającej 4 Dywizję Policyjną SS ). Raz jeszcze proponuję wymianę myśli w innym wątku albo na priv.

  9. #9
    Fotografik Roku 2010
    Fotografik Roku 2009
    Fotografik Roku 2008

    Awatar bartolomeo
    Na forum od
    07.2005
    Postów
    4,243

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    Cytat Zamieszczone przez Leuthen Zobacz posta
    Raz jeszcze proponuję wymianę myśli w innym wątku albo na priv.
    OK.

  10. #10
    Bieszczadnik
    Na forum od
    06.2011
    Rodem z
    Warszawa
    Postów
    178

    Domyślnie Odp: Wielki Bieszczadzki Sturmfahrt

    ...no to se pogadali jak Wanda co Niemca nie chciała....
    Może i L. nie pisał ochów i achów, ale jak czytałem te realacje to ogólny przekaz i odczucie miałem takie same jak bartolomeo, więc coś w tym jest....
    Ja L. też rozumiem, bo jestem zwolennikiem i żołnierzem karaibskich wojsk kolorowodrinkowych wyzwalających z cygarami kubańskimi w ustach co jakiś czas Siekierezadę, w tym roku również ją wyzwolimy za dni kilka..... Czasami toczymy walki z różnymi wojskami górskimi....do zobaczenia
    Ostatnio edytowane przez bieśdziad ; 29-07-2011 o 00:06

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Góry Kamienne, Stożek Wielki, zlot forum sudety.it
    Przez buba w dziale Turystyka nie-bieszczadzka
    Odpowiedzi: 0
    Ostatni post / autor: 01-06-2010, 12:35
  2. Chrystusie bieszczadzki
    Przez Piskal w dziale Poezja i proza Bieszczadu...
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 30-04-2010, 22:14
  3. Wielki sukces akcji Smiglo dla Tatr! Bieszczady tez dostaly!
    Przez Dzik w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 7
    Ostatni post / autor: 30-04-2004, 23:49
  4. Droga Krzyzowa w Wielki Piątek na Tarnicę
    Przez pyton w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 9
    Ostatni post / autor: 02-04-2004, 13:09
  5. Wielki powrót w Bieszczedy
    Przez frecio w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 23-07-2002, 00:43

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •