
Zamieszczone przez
Samotny Włóczykij
Aha, i jeszcze z jesiennych zbiorów owoców polecam, oprócz buka, dziką różę, której dużo rośnie w bieszczadzkich dolinach. Nadaje się na przetwory i do suszu. Trochę z tym roboty (małe owoce, a dużo nasion), ale zakapiorowi czasu nie brak, a do mrozów da się ją obrać (po przemrożeniu robi się paćka). Zawiera tyle witaminy C, że nawet w przetworzonych owocach powinno coś zostać. Konfitury z dzikiej róży to jedna z najlepszych rzeczy, jakie znam. Istnieją zresztą sposoby na pozyskanie cukru w przyrodzie, więc nawet tego można nie kupować i potem używać do tych konfitur.
Ponadto od września do października owocuje leszczyna, której pełno jest nad Sanem. Po przymrozkach nadaje się do jedzenia jeszcze jarzębina i tarnina.
Zimą najłatwiej dostępnym źródłem witamin są gałązki jodły i świerka, z których można parzyć herbatkę.
Ja myślę, żeby jeśli chodzi o źródło białka położyć szczególny nacisk na połów raków amerykańskich, a potem szyjki raków konserwować na zimę w słoikach. Ręką najłatwiej raki łapać wiosną, w okresie godowym (gdy się tylko zrobi ciepło), bo wtedy zupełnie głupieją. Ja sobie dodatkowo pomagam siatką-rakołapką, którą sam sobie zrobiłem z ramki z płaskownika i zszytych siatek od skrzynek z owocami. Jak widzę raka, rzucam na niego siatkę i już mi się nie wymknie. Niestety, jesienią z połowami może być kiepsko. Raki są wtedy mało ruchawe, mało jedzą i z powodu zimna nie mają powodu wychodzić grzać się na płycizny, więc lepiej odłożyć to na następny rok.
Zakładki