Każdy polski turysta powinien choć raz w życiu wyjść na Giewont. My wybraliśmy się tam więcej, niż jeden raz. Tym razem od nietypowej strony, północnym zboczem. Wprawdzie nie prowadzą tędy żadne szlaki, ale dobra mapa i odrobina orientacji w terenie rozwiązują problem.
Skład był dwuosobowy. Wyruszyliśmy w niedzielę rano, z myślą dotarcia do podnóża wczesnym przedpołudniem, gdy słońce osuszy już poranną rosę. Po drodze wizyta w małym, drewnianym kościółku. Miała być tu msza św. o godz. 9:00 (według wykazu na stronie internetowej archidiecezji). Okazało się, że o godz. 9 to msza właśnie się skończyła.
Zakładki