Późnym wieczorem lądujemy na wogzale, szybkie pakowanie rowerów(w plackarcie wystarczy że masz zdemontowane jedno koło a całość zakryte dla czystości folią np. malarską - wtedy można spokojnie przewozić rower bezpłatnie ze sobą) i kładziemy się lulu. Rano ok 6 jesteśmy w Czerniowcach, krótka sesja fotograficzna po przepięknych uliczkach starego miasta
i mkniemy na południe w kierunku Krasnoilska, przez Storożyniec. Wydawało się nam że te ok 50km będzie nudne - bo po asfalcie, bo w miarę prosty odcinek, że mało lasu etc. Nic z tego, liczne wioski po drodze są uatrakcyjnieniem oraz przewyższenia góra-dół-góra-dół, sprawiają że jest fajnie
Mijają nas różne fajne pojazdy, wyprzedzanie pod górkę w modzie :)
Co ciekawe, z Czerniowiec do Storożyńca jeżdżą dwa pociągi dziennie, zastanawiam się skąd bierze klienteli Ukraińskie Żeleźnice, skoro pociąg jedzie naokoło wzgórz ok 3h(!!!) - ok 70km, a na wprost, gdzie jeżdżą busy i my jechaliśmy jest ok 25km :):)
Po drodze w wiosce Czudej przepiękny cmentarz żydowski z dobrze zachowanymi macewami
W Storożyńcu jemy obiad na śniadanie (ziemniaczki w sosie z mięsem) i jedziemy na Krasnoilsk. Ta część podróży jest zdecydowanie najłatwiejsza, oj jeszcze zatęsknimy za równym, relatywnie równym:) asfaltem :)
W miarę zbliżania się do Krasnoilska widać sporo napisów w języku rumuńskim, w końcu Bukowina, ludzie też nie mówią po ukraińsku, lecz jeżeli już to po rosyjsku i w ogóle widać klimat taki, no, rumuński aniżeli huculski. Wystarczy jednak pokonać masyw górski - i następnego dnia będziemy mieli już huculszczyznę w czystej postaci.
Tymczasem dojeżdżamy do Krasnoilska:
Mijamy klimatową starą chatę, gdzie ucięliśmy sobie krótką pogawędkę z panią zamieszkującą ją.
W Krasnoilsku tory już nieużywane, za to w oddali wypiętrzyły się w naszych oczach góry, lekko nie będzie....
![]()










Odpowiedz z cytatem
Zakładki