Strona 3 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 21 do 30 z 49

Wątek: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńca

  1. #21
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    DSCN1690.jpgDSCN1700.jpgDSCN1718.jpgDSCN1720.jpgDSCN1735.jpgDSCN1743.jpgDSCN1752.jpgDSCN1751.jpgDSCN1757.jpgDSCN1761.jpg
    Dzień 7:
    Tego dnia ruszamy na Krasną. Pogoda jest jeszcze lepsza niż poprzedniego dnia - na niebie ani jednej chmurki. Idziemy spory odcinek przez miejscowość w kierunku południowo - wschodnim, gdy na wysokości skansenu, czy też jak to się oficjalnie nazywa "muzeum starej wsi" mijamy zaparkowany polski autokar. Okazuje się, że jest to wycieczka organizowana przez PTTK Przemyśl i tego dnia uczestnicy idą na Strimbę.
    Idziemy jeszcze kawałek przez wieś, po czym nasz szlak odbija w prawo.Tego dnia ( a jest to piątek) w miejscowej cerkwii jest nabożeństwo i spory kawałek drogi pod górę towarzyszą nam śpiewy męskiego chóru cerkiewnego. Śpiew jest piękny - dla nas jest to niesamowite przeżycie, kiedy idąc w pięknym karpackim krajobrazie towazyszy nam ten "chóralny podkład".
    W pewnym momencie, jeszcze przed granicą lasu orientuję się, że nasz szlak to chyba nie ta ścieżka "co trzeba" więc pytam przygodnej "pasterki"o drogę na Krasną. Pani zamiast pokazać nam po prostu właściwy szlak idzie z nami kawałek przez pola i wyprowadza nas na właściwą drogę. Na odchodne, żegnając nas mówi "niech was Boh prowadzi".
    Szlak na Krasną to w zasadzie zwykła droga jezdna, którą kursują pewnie od czasu do czasu "maszyny", ale dziś na trasie nie ma nikogo ( i nikogo z turystów na szlaku do końca dnia już nie spotkamy). Po drodze mijamy (już na połoninie) zagrody pasterskie, ale wyglądają one na opuszczone. W końcu dochodzimy do głownego grzbietu i wdrapujemy się na najwyższy szczyt tej części pasma - Topas. Na szczycie znajdują się resztki jakiejś poradzieckiej budowli i wysoka stalowa wieża - jej pierwotne przeznaczenie nie jest mi jednak znane. Po śniadanku, w trakcie którego podziwiamy piękną dookolną panoramę ruszamy w dalszą drogę głównym grzbietem.Po pewnym czasie dochodzimy do szczytu, na którego wierzchołku leży sobie kilka olbrzymich fragmentów rur, z których składał się rurociąg budowany na połoninie za czasów radzieckich. Na kawałku betonu obok rur odnajdujemy drogowskaz zielonego szlaku, który ma sprowadzić nas na przełęcz Przysłop. Zejście z Krasnej tym szlakiem jest dość strome, biegnie cały czas zagłębieniem w kształcie litery "U" powstałym zapewne w wyniku budowy dziury pod rurociąg. Po przekroczeniu granicy lasu w naszej "niecce" pojawiają się dodatkowo gęste krzaki - w zasadzie, żeby sprawnie poruszać się na tym odcinku powinniśmy mieć chyba maczetę. Do przełęczy dochodzimy silnie sfatygowani walką z krzakami, więc robimy tu sobie krótki odpoczynek.
    Z przełęczy do Kołoczawy schodzi się już wygodną drogą, najpierw przez las, a potem mijając pierwsze, rozproszone na stokach zabudowania. Ta część Kołoczawy jest jakaś inna, niż większość mijanych przez nas do tej pory zakarpackich wsi. Pełno tu nowych "na zachodnią modłę" domów ze starannie utrzymanymi trawnikami i ogólnym porządkiem. Nasza droga w dół wioski przeciąga się, ponieważ kilka razy zagadują nas miejscowi, pytając skąd przyjechaliśmy i gdzie byliśmy. Dwóch starszych panów dziwi się bardzo, że tak z własnej nieprzymuszonej woli chodzimy po górach i pokazując na kule, na których się wspierają mówią, że to w wyniku tego, iż całe życie musieli "biegać" po połoninach.
    Kołoczawa to w ogóle ciekawa miejscowość - jest tu wszędzie pełno czeskich turystów, którzy traktują tą wioskę jako swego rodzaju mekkę, pielgrzymując m in. do muzeum Ivana Olbrachta, przedwojennego czechosłowackiego pisarza, który przez pewien czas tu mieszkał. Czechów jest tu na tyle dużo, że napotkane po drodze dzieci widząc przechodzącego turystę witają go wołąjąc "ahoj!" .
    Do naszego schroniska docieramy dosyć późno i od razu idziemy coś zjeść do karczmy na dole, gdy nagle do środka wkracza też cała grupa polskich turystów. Okazuje się, że są to ci sami ludzie, których widzieliśmy rano wysiadających z autobusu. Do naszego stolika przysiada się Radek - jeden z członków tej grupy. Opowiada nam o wycieczkach, na które jeździł i wybiera się w najbliższej przyszłości ( m in. we wrześniu wybierają się do Rumunii - na Bukowinę i w góry Rodniańskie). "Szef" knajpy, myśląc, że Radek jest przewodnikiem i przyprowadził tu tą całą grupę stawia mu koniak. Wycieczka nie siedzi jednak długo, więc wkrótce żegnamy się także z naszym "towarzyszem stołu".
    Niestety dziś wieczór żegnamy się już z Kołoczawą i naszym schroniskiem - wcześnie rano ruszamy do "leczniczych błot".
    c.d.n.
    P.S. Zdjęcia z tego dnia:
    1) w drodze na Krasną - z tyłu Piszkonia
    2) a przed nami Topas
    3) na szczycie
    4) wędrówka grzbietem Krasnej - w tle Strimba
    5) drogowskaz zielonego szlaku przy rurach
    6) widok z przeł. Przysłop w stronę Kołoczawy
    7) część domów w Kołoczawie wygląda tak
    8 ) a część tak
    9) nogi, nogi, nogi roztańczone - kołoczawska "maładioż" w sklepie
    10) z ekipą "Czetnickiej Stanicy"

  2. #22
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,127

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    liki :
    . Czechów jest tu na tyle dużo, że napotkane po drodze dzieci widząc przechodzącego turystę witają go wołąjąc "ahoj!" .
    Też często mi się zdarzało że byłem pytany czy jestem Czechem.
    Jeszcze nigdy nie spotkałem ich na szlaku, a tu proszę, jednak są i chodzą.

  3. #23
    Bieszczadnik Awatar joorg
    Na forum od
    01.2005
    Rodem z
    Krosno
    Postów
    2,335

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    Cytat Zamieszczone przez luki_ Zobacz posta
    ....witają wołąjąc "ahoj!"
    Cytat Zamieszczone przez don Enrico Zobacz posta
    ... czy jestem Czechem...
    Ahoj Chłopaki

    Luki czekam z niecierpliwością i zaciekawieniem na "dalsze" Wasze wędrowanie ..fajnie się czyta.

    A don Enrico ,jak wiem, też ma "Coś"do napisania

    Pozdrawiam serdecznie
    "dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
    Pozdrawiam Janusz

  4. #24
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    Ahoj!
    Joorg - dalsza część (jeśli tylko nic mi komputera nie trafi ) już za , no powiedzmy, chwilkę.
    Don Enrico - Czechów jest na Zakarpaciu (a zwłaszcza w Kołoczawie) na prawdę pełno. Co ciekawe na Zakarpaciu nie widzi się za to praktycznie Węgrów, chociaż ten region związany był z tym krajem mocniej lub słabiej przez ponad tysiąc lat istnienia państwa węgierskiego, a z Czechosłowacją - tylko przez dwadzieścia międzywojennych. No ale Węgrzy mają dużo więcej takich swoich "Kresów Wschodnich", a Czesi - tylko te.

  5. #25
    Bieszczadnik Awatar Basia Z.
    Na forum od
    05.2007
    Rodem z
    Chorzów
    Postów
    2,771

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    Czy to ta Sołotwina na granicy z Sygetem Marmaroskim ?
    Jeżeli tak - byłam tam ze 3 razy a o żadnych leczniczych błotach nie słyszałam !

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    Basia

  6. #26
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    Cytat Zamieszczone przez Basia Z. Zobacz posta
    Czy to ta Sołotwina na granicy z Sygetem Marmaroskim ?
    Jeżeli tak - byłam tam ze 3 razy a o żadnych leczniczych błotach nie słyszałam !

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    Basia
    Tak, to ta sama . Oto ciąg dalszy:

  7. #27
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    DSCN1762.jpgDSCN1772.jpgDSCN1778.jpgDSCN1787.jpgDSCN1788.jpgDSCN1789.jpg
    Dzień 8:
    Tego dnia wstajemy wcześnie rano. Teoretycznie o 6.30 czasu "kijowskiego" mamy autobus do Chustu, ale postanawiamy być na przystanku nieco wcześniej nauczeni doświadczeniem, że bus potrafi przyjechać znacznie przed czasem. Kilka minut po szóstej stajemy więc przed Czetnicka Stanicą i za chwilę podjeżdża nasz busik. Jest jeszcze w połowie pusty, ale po drodze wypełnia się dosyć szczelnie pasażerami. Początkowo trasa wiedzie wąską doliną rzeki Terebli, miejscami asfalt znika zupełnie i pojawia się szutrowa nawierzchnia. Po pewnym czasie dolina rzeki rozszerza się i wjeżdżamy na płaski, dosyć gęsto zabudowany teren Kotliny Marmaroskiej. W końcu, po ok. 1.5 h jazdy nasz bus wtacza się na przedmieścia Chustu.
    Przyznam szczerze, że byłem bardzo ciekaw wyglądu tej miejscowości, która w swej historii miała przecież ciekawy epizod - została na krótko (dokładnie na 1 dzień) stolicą państwa o nazwie Ruś Zakarpacka - kiedy w marcu 1939 roku wojska niemieckie zajmowały Czechosłowację, o swoje prawa postanowili wystąpić zakarpaccy Rusini i oderwać ten fragment kraju od upadającej reszty. Powołane ad hoc oddziały rusińskie toczyły nawet walki z wycofującymi się oddziałami czechosłowackimi, ale już następnego dnia cały kraj zaczęli zajmować Węgrzy i sprawa niepodległości Zakarpacia upadła.
    Niestety dworzec autobusowy położony jest zaraz na początku miasta, tak więc nie dane nam było zobaczyć centrum (nie miałem aż na tyle samozaparcia, żeby specjalnie jechać na zwiedzanie). Wysiadając na dworcu już z daleka zobaczyłem busa z napisem "Chust - Sołotwino". Popędziliśmy więc do niego, ale niestety z braku miejsc kierowca nie był w stanie nas zabrać.Powiedział natomiast, że właśnie odjechał drugi autobus, ale ponieważ zawraca on dopiero na terenie dworca autobusowego, mamy wyjść na ulicę i próbować go tam łapać. Skaczemy więc przez murek oddzielający plac dworcowy od drogi i machamy ręką. Zatrzymuje się jednak nie autobus, ale jadący przed nim busik z napisem "marszrutnoje taksi" i na nasze pytanie, czy jedzie w kierunku Sołotwina, kierowca odpowiada twierdząco, więc zajmujemy dwa wolne miejsca z tyłu pojazdu. Obok nas siedzi już pewna pani w średnim wieku, która zaraz pyta nas skąd jesteśmy i dokąd się tu wybieramy. Kiedy mówię jej, ze jesteśmy z Polski odpowiada zaraz: "ach, Polsza, jeździła tam za młodu z towarom. Była w Krakowie, ocień krasiwyj gorod". Kiedy dowiaduję się, że wybieramy się nad słone jeziora radzi nam, żeby nie iść na pierwszą-lepszą z brzegu plażę, tylko przyjrzeć się uważnie i wybrać sobie jakąś z najlepszym dostępem do jeziora i błot. Kobieta jest dosyć gadatliwa (ale przy tym bardzo sympatyczna) i opowiada nam m in. jak to ciężko teraz żyje się na Ukrainie, że nie ma pracy itp. Ponieważ jesteśmy blisko granicy rumuńskiej, postanawiam się zapytać, czy nie mogą sobie szukać roboty po tamtej stronie (chociaż wiem oczywiście, że sami Rumuni tłumnie wyjeżdżają na zachód, bo tam też różowo nie jest; pytanie zadaję bardziej z "podpuchy", żeby dowiedzieć się, co miejscowi Ukraińcy sądzą o swoich romańskich sąsiadach zza Cisy). Kobieta odpowiada najpierw: "Tam to ja nie znaju", ale po chwili namysłu dodaje: "a nie, tam toże bardak!". Nie mogę się powstrzymać i odwracając głowę wybucham pod nosem śmiechem .Dawno już nie słyszałem tego słowa ("bardak"), które jako rusycyzm jest w Polsce używane w niektórych stronach, a mnie osobiście bardzo się podoba, chyba ze względu na swoją dosadność i taki wschodni wydźwięk (od tego momentu już do końca wyjazdu, na każdy zobaczony taki "swojsko-ukraiński" bałaganek mówiliśmy "tu toże bardak").
    W trakcie jazdy do naszego tylnego rzędu dosiada się jeszcze jedna osoba - jakaś młoda dziewczyna, która zapewne dojeżdża do pracy. Ponieważ nasza dawna sąsiadka ma za chwilę wysiadać, mówi do tej dziewczyny, że my "z Polszy, ale rozmawiamy po rosyjsku", prosi ją więc, żeby wskazała nam, kedy będziemy musieli wysiadać. Dziewczyna wzrusza ramionami w geście "a co mnie to obchodzi". I słusznie, poradzimy sobie bez niej. Tym bardziej, że nasz busik po dojechaniu do Tiaczowa i wysadzeniu ostatnich pasażerów kończy marszrutę. Kierowca podwozi nas jeszcze na przystanek autobusowy i pomagając nam w wyciąganiu plecaków mówi, że stąd za 15 minut będzie autobus do Sołotwina. Zagaduje nas, pytając czy my "z Polszy?". Odpowiadamy, że tak, na co on z kolei mówi, że pochodzi ze Lwowa, ale przyjechał w te strony za żoną. Żegna nas uściskiem dłoni i tradycyjnie, jak to w tych stronach w zwyczaju, życzy nam szczęścia.
    Autobus przez dłuższy czas jednak nie podjeżdża, pojawia się za to kolejny busik z napisem "marszrutnoje taksi". Okazuje się, że jedzie do Sołotwina, więc wsiadamy. Tym razem nasi wspólpasażerowie nie są tacy rozmowni i głośno protestują, kiedy na mijanych przystankach kierowca próbuje kogoś do naszego busika docisnąć (wszystkie miejsca są bowiem i tak zajęte). Obok nas zasiadła dosyć korpulentna pani, która, sądząc po dwóch pokaźnych rozmiarów torbach w kratę, jedzie uprawiać przygraniczny handel .
    Kierowca wysadza nas w Sołotwinie w miejscu, skąd mamy najbliżej do słonych jezior. Od głównej szosy Chust - Rachów idzie się najpierw kilkaset metrów na prawo, po czym w lewo, w kierunku, który sam staje się oczywisty za sprawą coraz liczniejszych budek i straganów (trochę to przypomina okolice naszej zapory w Solinie, ale w bardziej wschodnim "bardakowatym" wydaniu ).
    Zgodnie z sugestią pani z pierwszego busa postanawiam zapytać straganiarzy, "który tu plaż najłutszy". Wskazują mi drugie z rzędu wejście i za ich radą tam właśnie idziemy. Pani sprzedająca bilety na plażę potwierdza, że tu piasek najlepszy "takij biłyj" jakiego nie ma na żadnej innej plaży. Płacimy więc po 5 hrywien od głowy (tutejsze plaże są bowiem podzielone na sektory i ogrodzone - wszystko to tereny prywatne, które kiedyś ktoś "wykupił"). Schodzimy nad jeziorko - tutejszy "pljaż" jest faktycznie wysypany białym pisaeczkiem. Szarpneliśmy się dodatkowo na leżak - to kolejne 10 hrywien, ale jaka wygoda (leżymy na nim na zmianę - kiedy drugie z nas się kąpie lub obkłada błotem). Okazuje się, że jeziorka tak naprawdę są dwa - nam przypadło w udziale leżenie nad mniejszym i położonym troszkę wyżej w stosunku do większego, które dodatkowo oddzielone jest od naszego sztucznie usypaną tamą. Poszczególne sektory prywatnych plaż oddzielają płoty - głównie drewniane, niektóre "dla pewności" przetykane są również stalowym drutem kolczastym. Przy większym z dwóch jeziorek jest też sporo namiotów, a w tle widać jakieś budki, domki, zaparkowane przyczepki itp. - słowem "bardak" .
    Ponieważ Sołotwino położone jest tuż przy rumuńskiej granicy, udaje nam się złapać zasięg tamtejszych operatorów sieci komórkowych, dzięki czemu mamy szanse na dużo tańszy niż przez sieć ukraińską kontakt telefoniczny z Polską, którą to sposobność zaraz wykorzystujemy dzwoniąc do domu.
    Jest co prawda jeszcze dosyć wcześnie, ale nad jeziorkami panuje już dosyć duży ruch. Idę więc pierwszy zażyć kąpieli - na brzegu naszego jeziorka wybudowane zostało w jednym miejscu betonowe zejście do wody, ktoś tylko zapomniał dobudować schodków, więc ja, nie wiedząc o tym wpadam z hukiem do płytkiego w tym miejscu jeziorka i dosyć boleśnie obijam sobie stopy o leżące na dnie kamienie. Na szczęście nic mi się wiekszego nie stało, więc mogłem bez przeszkód kontynuować kąpiel . Woda jest tu bardzo słona i w związku z tym ma dużą wyporność - można sobie leżeć na powierzchni jeziorka w bezruchu.
    Po mnie przychodzi kolej na Joannę - schodzi ona po kąpieli z narażeniem życia (podtrzymując się jedną ręką drewnianego płotu wzmocnionego drutem kolczastym) do sąsiedniego jeziorka po błoto.
    Owe lecznicze błota wydobywa się z dna jeziora przy jego brzegu własnoręcznie. Asia znajduje więc jakieś porzucone naczynie po wydobywanym wcześniej przez kogoś błocie (plastikowy kubek) i przynosi je napełnione pod nasz leżaczek. Smarujemy się po kolei - najpierw żona, pózniej ja. Nie mamy pojęcia, jak długo należy pozostawać w stanie "wysmarowanym", żeby dało to jakieś efekty - Asia tylko informuje mnie, że taki zabieg leczniczym błotem w centrum spa w Polsce kosztuje ok. 300 złotych. "No to zaoszczędziliśmy 600" - odpowiadam. Ponieważ jezioro jest bardzo słone, to płukanie się w nim po zabiegu błotnym na niewiele się zdaje - na skórze pozostaje mnóstwo soli. Na szczęście okazuje się, że na naszej plaży są też przysznice - zwykłe sklecone z dykty budki z natryskiem, teoretycznie płatne 2 hrywny (ale nie było żadnego inkasenta). Opłukani dosychamy sobie na słoneczku i jeszcze jakiś czas spędzamy na plaży.
    Ponieważ w końcu robi się już dosyć późno, a my mamy w planach jeszcze dziś dotarcie do Jasini, postanawiamy ruszyć w dalszą drogę. Docieramy w to samo miejsce, w którym wysiadaliśmy i po kilku minutach łapiemy autobus jadący do Rachowa. Nasza trasa, po wyjechaniu z Sołotwina prowadzi teraz nad samym brzegiem Cisy - widzimy ukraińskie, a po drugiej stronie rumuńskie słupy graniczne (wspominamy więc zeszły rok, kiedy to jechaliśmy własnym samochodem dokładnie po drugiej stronie granicy w Góry Marmaroskie). W jednej z mijanych miejscowości nasz bus zatrzymuje się na krótki postój, w trakcie którego dojeżdża do nas kolejny autobus, a jadący docelowo na Czerniowce. Ponieważ jedzie przez Jasinię, a my i tak musielibyśmy się w Rachowie przesiadać, pytam kierowcy tego autobusu, czy nas już tu nie weźmie na pokład. Odpowiada, że tak, ale po chwili zmienia zdanie i mówi - skoro mamy zapłacony bilet do Rachowa, to tam na dworcu się do niego przesiądziemy. Wracamy więc do naszego busa i - jak się niedługo okazało, była to decyzja brzemienna w skutkach.
    Po drodze do Rachowa widzimy jeszcze po drugiej stronie rzeki miejscowość Diłowe - ukraińsko-rumuńskie kolejowe przejście graniczne (obecnie ruch jest zawieszony) i mijamy przygraniczny posterunek kontrolny. W końcu wysiadamy w Rachowie na dworcu autobusowym i kupujemy bilety na nasz "czerniowiecki" autobus. Ponieważ autobus długo nie nadjeżdża idę zapytać, czy coś się nie stało, ale w informacji nic nie wiedzą. Tymczasem nadjeżdża kolejny busik, tym razem do Kołomyji. Ten oczywiście też jedzie przez Jasinię, więc biegnę do kierowcy zapytać, czy nas nie weźmie. Kierowca ogląda bilety i mówi, że nie są one wystawione na jego "maszynę", ale dodaje, że po drodze wdział, iż ten nasz "czerniowiecki" autobus "połamałsja". Wracam więc do kasy i proszę, żeby wystawili mi drugi bilet, bądź wpuścili na pokład busika do Kołomyi, bo nasz autobus "połamałsja". Kasjerka każe mi czekać chwileczkę, po czm naradzają się z drugą kasjerką, co robić. Kiedy dowaidują się, że nasz autobus faktycznie popsuł się gdzieś po drodze informują przez megafon, że wszyscy z wykupionymi biletami na "czerniowiecki" autobus mają zgłośić się do tego jadącego do Kołomyi. Ponieważ istniało ryzyko, że ten nieduży busik będzie za chwilę przepełniony wysyłam Asię, żeby zajęła miejsca a sam w tym czasie pakuję plecaki do bagażnika. W autobusie, kiedy wracam jest spory tłok, na szcęście mamy miejsca siedzące, co prawda nie obok siebie, ale zawsze. Przed wyruszeniem z Rachowa jeszcze chwila grozy, kiedy kierowca kilkakrotnie usiłuje włączyć silnik - na szczęscie udaje mu się w końcu za którymś razem i jedziemy. Asi trafiło się miejsce koło jakiejś dość korpulentnej kobiety, która dodatkowo zajmuje pół fotela mojej żony za pomocą pokaźnych rozmiarów torby podróżnej, za to żegna się zamaszyście po trzy razy przed każdym mijanym krzyżem i cerkwią. Na szczęście kontrolujący bilety pomagier kierowcy widząc to, każe kobiecie zabrać torbę, na co ona odpowiada, że przecież nikomu to nie przeszkadza. Kontroler jednak (chyba widząc wzrok mojej żony) bez pytania zabiera jej "bagaże" i kładzie na półce u góry . Koło mnie natomiast siedzi młody Hucuł, który, jak sią okazało, pracuje przy montażu okien. Pytam go, czy zna też jakieś polskie firmy - oczywiście, że zna, ale tu ich się nie montuje - dla miejscowych są po prostu za drogie. Korzystając z przygodnej znajomości postanawiam się dopytać, czy mój współpasażer nie zna przypadkiem aktualnej prognozy pogody (opowiadam mu o "grozie", która spotkała nas na Borżawie). Ku mojemu zdumieniu wyciąga po prostu komórkę i prognozę dla Jasini sprawdza w internecie - "niet, grozy nie budiet" - odpowiada. Przysłuchujący się nam z przodu młody Ukrainiec, jadący z żoną i z dziećmi odwraca się nagle do mnie i oświadcza: "ale pan dobrze mówi po ukraińsku!" Ponieważ moją "techniką" rozmowy po ukraińsku jest łączenie dwóch słow polskich, dwóch rosyjskich i dwóch (chyba) ukraińskich, od razu przypomina mi się pewien odcinek serialu "Czterdziestolatek" w którym to główny bohater będąc na delagacji na Węgrzech próbuje w jakimś sklepie kupić kryształ (a były to czasy, kiedy z Polski woziło się kryształy na handel w tamtym kierunku, nie odwrotnie). Otóż inżynier Karwowski próbuje tam (chyba podobnie jak ja tutaj) wysłowić się tak, żeby być dobrze zrozumianym, mówi więc głośno, powoli i używając bezokoliczników, kiedy nagle słuchający go Węgier odpowiada płynną polszczyzną: "jak pan jest z Polski, to czemu pan tak źle mówi po Polsku?". Zawsze wydawało mi się, że moi rozmówcy (np. Czesi) tak właśnie sądzą na mój temat, a tu proszę, taka niespodzianka ...
    W końcu dojeżdżamy do Jasini, gdzie wysiada także "mój" Hucuł. Pokazuje nam jeszcze kierunek na turbazę "Edelweis" gdzie mamy zamiar się udać i żegna się z nami.
    Jako się rzekło, kwaterujemy się w "Edelweisie", idziemy jeszcze coś zjeść i wcześnie kładziemy się spać. Jutrzejszy kierunek - Świdowiec!
    c.d.n.
    P.S. Zdjęcia ze słonych jezior:
    1) tak się leży na wodzie
    2) a tak wygląda nasza plaża
    3) Joanna smaruje się błotem...
    4) i ja też wysmarowany
    5) widok ogólny na słone jeziorka
    6) i zbliżenie na tamę; napis na tabliczce głosi: "po tamie nie chodzić!
    Ostatnio edytowane przez luki_ ; 14-09-2011 o 20:44

  8. #28
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    DSCN1790.jpgDSCN1792.jpgDSCN1797.jpgDSCN1807.jpgDSCN1811.jpgDSCN1820.jpgDSCN1829.jpgDSCN1831.jpgDSCN1844.jpgDSCN1847.jpg
    Dzień 9:
    Dziś od rana Jasinia spowita jest mgłami. Z okna turbazy widzimy tylko płynącą Czarną Cisę, nad którą położony jest budynek "Edelweisa". Wygląda jednak na to, że te mgły, to tylko częsta w górach (zwłaszcza pod koniec lata i jesienią) niziutka inwersja, która za chwilę zostanie rozgoniona przez mocne jeszcze o tej porze roku słońce.
    Tak też się dzieje, kiedy już po śniadanku ruszamy na trasę. Idziemy najpierw kawałek główną drogą przez Jasinię w dół na południe, po czym za stacją benzynową, na wysokości "magazinu" znajdującego się w prywatnym domu odbijamy w prawo. W sklepie tym uzupełniamy jeszcze zapasy płynów, a ja dla pewności pytam kasjerkę, czy ten szlak za "magazinem" na pewno wiedzie na polanę Drahobrat, gdzie mamy zamiar w pierwszej kolejności się udać. Co prawda kierują tam wyraźne zielone strzałki (tylko napis na drogowskazie nieco mnie zmroził: "Drahobrat - 6 h" - jakim sposobem w takim razie mielibyśmy dotrzeć dziś na planowaną prze ze mnie Bliźnicę?), ale wolę tak z ciekawości dopytać. Pani kręci głową przecząco - "niet, tu szljachu niet. Wam treba na doł, tam, gdzie maszyny idut" - czyli mówi o drodze jezdnej, którą poruszją się jadące na Drahobrat samochody. Ponieważ tej właśnie trasy chcieliśmy uniknąć (raz ze względu na nieszczególny zapach ukraińskiej benzyny, niezbyt komponujący się z górskim otoczeniem, a dwa, że trasa zielonym szlakiem wydaje się być wg. mapy zdecydowanie bardziej widokową) decydujemy się iść jednak drogą za "magazinem", wbrew temu, co twierdzi ta pani (ciekawe, że na terenach górskich, oczywiście nie tylko na Ukrainie, ale także wiele razy zdarzało się mi to w Polsce, często miejscowi nie mają pojęcia, dokąd prowadzi dana droga, jakie góry widać obok itp.; w tym przypadku wydaje mi się, że ścieżka, którą mieliśmy iść prowadziła po prostu w mniemaniu pani sklepowej tylko do szeregu rozproszonych na zboczach huculskich zagród, a to, że był tam domalowany zielony szlak, nie miał dla niej żadnego znaczenia, ponieważ miejscowym takie znaki nic nie mówią i nie są przecież potrzebne).
    Tak czy siak skręciliśmy zaraz za "magazinem" w prawo, by po chwili znaleźć się na podwieszanym na linach mostku (kładce) na Czarnej Cisie, kiedy zobaczylismy nagle, że pod nasz "magazin" podjeżdża autokar, z którego tłumnie wysypują się ludzie i ruszają w naszą stronę. Coż, dzisiaj sami na szlaku na pewno nie będziemy! Po chwili okazuje się, że jest to grupa czeskich turystów (znowu Czesi!) z okolic Ostrawy i Frydka-Mistka, czyli pogranicza Moraw i Śląska Cieszyńskiego. Jak sie później okazało, jednym z "przewodników" tej grupy był 82-letni dziadek, który już przed wojną zwiedzał te tereny (miał on niesamowitą kondycję, nie odstawał ani na chwilę od grupy, która pokonywała przecież spore odległości na trasach o bardzo dużych różnicach wysokości względnych). Czesi dosyć głośno (jak to w dużej grupie) rozmawiają i idą, niektórzy popijając zabrane ze sobą piwko. Jak się wkrótce miało okazać, towarzyszyli nam tego dnia (byliśmy trochę mniej lub bardziej przed nimi) na całej naszej trasie.
    Po minięciu mostka szlak przebiega tuż koło pięknej drewnainej cerkwi w stylu huculskim, położonej na szczycie niewielkiego wzgórza. Poźniej już cały czas wspina się przez łąki, lawirując między rozsianymi tu i ówdzie huculskimi "grażdami". Za plecami pojawia się pięknie podświetlona porannym słońcem Howerla i nie mniej majestatyczny Pietros. Po osiągnięciu szczytu wzgórza droga staje się szersza i wchodzi w las, ale dzięki kilku polanom na początku można podziwiać po raz pierwszy tego dnia nasz cel - wyniosłą i urokliwą Bliźnicę. Trasa łagodnie prowadzi teraz zboczem Menczyła i wijąc się doprowadza w końcu do drogi jezdnej na Drahobrat (ale na szczęście na ostatni już jej fragment) . Tutaj od razu pojawiło się pełno jakiś busów, gazików itp. zasmrodzających leśne powietrze. Po kilku zakrętach pod górę znaleźliśmy się jednak na rozległej polanie Drahobratu, gdzie w dość dużym rozproszeniu stały poszczególne budowle tego "ośrodka". Niektóre stare, drewniane - w rozsypce, inne nowe, ale większość jakby w budowie - z rusztowaniami, betoniarkami itp. - tyle, że raczej nic wkoło nich się nie działo. Ogólnie miejsce to, aczkolwiek bardzo widokowe, sprawiało dość przykre wrażenie nieładu i nieporządku - słowem - bardak . Pod jednym z pensjonatów zatrzymujemy się na odpoczynek, za chwilę dołaczają do nas idący wcześniej w pewnej odległości Czesi. Dowiadujemy się od nich, że też idą na Bliźnicę, co dodaje mi otuchy (wcześniej wątpiłem, że uda nam się wyrobić czasowo, ale po spojrzeniu na zegarek okazało się, że szliśmy tu z Jasini tylko ok. 2 i pół godziny). Postanawiamy ruszyć przed Czechami, żeby w razie czego mieć ich za sobą (gdyby np. miał nas zastać zmrok na trasie). Idziemy na przełęcz Peremyczkę, potem na Żandarmy. Po drodze mija nas coraz więcej osób - jedni "turyści" przyjechali tu nawet gazikiem. W końcu stajemy na Bliźnicy. Widoki stąd - po prostu przecudne. Oprócz rozległego morza połonin wokoło i niedalekiej Czarnohory całkiem wyraźnie widać na południowym - wschodzie Góry Marmaroskie, a w nich przede wszystkim wyniosłego Popa Iwana i wyzierającego nieco zza pasma granicznego Farcaula. Tam właśnie byliśmy w zeszłym roku - prawie dokładnie w tym samym okresie! (widziałem wtedy zresztą właśnie Bliźnicę z podejścia na Farcaul). Za Marmaroskimi z tyłu wychylają się pięknie Góry Rodniańskie - najwyższe w całych wschodnich Karpatach z Pietrosulem na czele. Oprócz tego prosto na południe widać dobrze góry Cybleskie (Tibles) i Gutyjskie i gdyby nie popołudniowe słońce zerkające prosto na nas właśnie z tamtego kierunku, nad mgiełkami snującymi się za tamtymi pasmami pojawiły by się zapewne i góry Zachodniorumuńskie (Muntii Apuseni), a może nawet Karpaty Południowe! (widoczność tego dnia była obłędna - szkoda, że nie miałem ze sobą dobrego aparatu!).
    Na szczycie panuje spory ruch - są tu głównie grupy ukraińskiej (nieco starszej i nieco młodszej ) młodzieży. Co najlepsze - jest dopiero druga po południu, tak więc spokojnie zdążymy zejść dziś do Kwasów, gdzie planowałem zakończyć dzisiejszą wycieczkę. Ruszamy więc jeszcze przez drugi wierzchołek Bliźnicy (ostatnie nasze podejście na tej trasie) i potem już cały czas w dół wyraźną drogą przez połoninę. Cały czas towarzyszą nam piękne widoki, tak, że przerwom na fotografowanie nie ma końca. Po minięciu sporej osady pasterskiej (ale wyglądającej na opuszczoną) wchodzimy w las, by następnie poniżej jego dolnej granicy znaleźć się znów wsród pięknych widokowo łąk i rozproszonej huculskiej zabudowy. Tuż przed dotarciem do asfaltowej drogi jezdnej Rachów - Jasinia dopędza nas pierwsza grupka Czechów. Dowiadujemy się od nich, że w Kwasach czeka na nich autokar i możemy się zabrać z nimi do Jasini, bo, jak się okazuje - mieszkają dokładnie w naszej turbazie! Ponieważ ich grupa jest rozproszona i pewnie nieprędko się wszyscy zejdą, decydujemy się jednak zaczekać na przystanku na jakiś busik.
    Niestety, tak jak zawsze do tej pory mieliśmy szczęście i autobus pojawiał się po chwili, tak teraz przyszło nam spędzić w tym miejscu półtorej godziny. Po jakimś czasie na naszym przystanku pojawiły się kolejne osoby - dwie panie w średnim wieku z jedną młodszą (pewnie córką którejś z nich), od których dowiedzieliśmy się, że za dwadzieścia minut powinien nadjechać autobus do Stanisławowa. Panie umilały sobie czas oczekiwania popijając wódeczkę, nalewaną do kieliszków wprost z plastikowej buteleczki po wodzie. Autobus jednak nie nadjeżdżał, więc zaczynaliśmy się niepokoić. W końcu zjawił się na przystanku, przepełniony jednak do granic możliwości. Wydawało się, że nikt nie będzie w stanie się tam wcisnąć, ale kierowca, otrzymawszy od "naszych" kobiet resztę wódki, jaka im została w plastikowej buteleczce, wyprosił na zewnątrz wyraźnie podchmielonego grubego brodatego jegomościa z plecakiem mówiąc do niego "Wy chotieli w hory, oto i hory!" i zostawił go na przystanku. Na moje natomiast pytanie, czy i my mamy szansę się zabrać odpowiedział, że zaraz będzie autobus miejscowy do Jaremcza, co faktycznie się stało.
    I tak, po tych perturbacjach dotarliśmy wreszcie do Jasini, co prawda przemęczeni i głodni, ale szczęśliwi, że udało nam się osiągnąć dzisiejszy cel.
    Jeszcze w sklepie spożywczym trafiliśmy na Polaka, który, jak się okazało, wędruje z grupą przyjaciół z Rafajłowej, a nocuje dzisiaj oczywiście w naszej turbazie. Zapraszał nas serdecznie na piwo do pokoju, ale my, niestety nie daliśmy już rady. Zmęczenie szybko zapędziło nas tego dnia do łóżek.
    Cel na dzień następny - to Howerla!
    c.d.n.
    P.S. Zdjęcia z tego dnia:
    1) ruszamy przez kładkę na Czarnej Cisie
    2) cerkiew za mostkiem
    3) huculska grażda na stokach
    4) Regina Carpatilor Ucrainensis
    5) Bliźnica
    6) "wychodzi" Pop Iwan Marmaroski
    7) Bliźnica z podejścia na przełęcz Peremyczkę
    8 ) na grzbiecie głównym Świdowca
    9) "z wysokiej przełęczy i szczytowej grani - jakiż to przestrzeni bezmiar"
    10) jeziorka pod Bliźnicą - miejsce kąpieli ukraińskich turystów
    Ostatnio edytowane przez luki_ ; 17-09-2011 o 11:04

  9. #29
    Bieszczadnik
    Na forum od
    03.2011
    Rodem z
    Wrocław
    Postów
    231

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    DSCN1857.jpgDSCN1859.jpgDSCN1873.jpgDSCN1876.jpgDSCN1898.jpgDSCN1903.jpgDSCN1909.jpgDSCN1925.jpgDSCN1934.jpgDSCN1937.jpg
    c.d. zdjęć:
    11) seria widoków z Bliźnicy: Farcaul, Pop Iwan Marmaroski, a w tle Rodniańskie...
    12) ...góry Gutyjskie ze szczytem Gutina (Gutii)...
    13) ...połoniny Świdowca, za nimi Strimba, Piszkonia i w tle Borżawa
    14) scenka rodzajowa na szczycie Bliźnicy
    15) już schodzimy - Czarnohora spod drugiego wierzchołka Bliźnicy
    16) chwila zastanowienia nad mapą, w tle Marmaroskie i Rodniańskie, a w dole Kwasy
    17) Bliźnica już za nami
    18 ) jeszcze raz Farcaul; Kwasy coraz bliżej
    19) Łąki poniżej dolnej granicy lasu - spojrzenie w stronę Pietrosa
    20) scenka rodzajowa na przystanku w Kwasach
    Ostatnio edytowane przez luki_ ; 17-09-2011 o 11:03

  10. #30
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,127

    Domyślnie Odp: Przez Pikuj, Borżawę, Negrowiec, Krasną, zakarpackie błota, Świdowiec do Kamieńc

    LUKI, cały czas się zastanawiam jaki kierunek skończyłeś ?
    Twoja wiedza topograficzna, logistyczna, historyczna jest tak porażająca, że większość Ukraińców upada na kolana (nie mówiąc o przeciętnym Polaku)
    Zresztą słusznie zauważyłeś ;
    często miejscowi nie mają pojęcia, dokąd prowadzi dana droga, jakie góry widać obok itp.; w tym przypadku wydaje mi się, że ścieżka, którą mieliśmy iść prowadziła po prostu w mniemaniu pani sklepowej tylko do szeregu rozproszonych na zboczach huculskich zagród, a to, że był tam domalowany zielony szlak, nie miał dla niej żadnego znaczenia, ponieważ miejscowym takie znaki nic nie mówią i nie są przecież potrzebne).
    Jak długo przygotowywałeś się do tej wyprawy i z jakich źródeł czerpałeś ?
    Jeśli możesz to na zakończenie odpowiesz na te pytania.

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Kamień z rybą w Beniowej
    Przez sarmata w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 36
    Ostatni post / autor: 26-11-2012, 21:08
  2. Przez karpackie przelecze, czyli z Czerniowiec do Worochty przez Hryniawe ;)
    Przez Petefijalkowski w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 24
    Ostatni post / autor: 18-10-2012, 16:30
  3. Kamień Dobosza w Jaremczu
    Przez wtak w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 23-02-2011, 00:01
  4. szlak inicjacyjny - Dwernik Kamień :) ?
    Przez Cami w dziale Bieszczady praktycznie
    Odpowiedzi: 3
    Ostatni post / autor: 01-08-2010, 17:47
  5. Złota piątka
    Przez Marcin w dziale Dyskusje o Bieszczadach
    Odpowiedzi: 30
    Ostatni post / autor: 05-02-2009, 20:07

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •