Luki , dzięki za interesujące opisy Waszych wędrówek ..podziwiam za "zakres" i odległości jakie pokonaliście w krótkim czasie.
Pozdrawiam i mam nadzieje do zobaczenia jeszcze gdzieś Tam
Luki , dzięki za interesujące opisy Waszych wędrówek ..podziwiam za "zakres" i odległości jakie pokonaliście w krótkim czasie.
Pozdrawiam i mam nadzieje do zobaczenia jeszcze gdzieś Tam
"dosyć często rozważam co jest warte me życie?...tam na dole zostało wszystko to co cię męczy ,patrząc z góry w około - świat wydaje się lepszy.."
Pozdrawiam Janusz
LUKI ! wykonałeś kawał roboty tworząc tą relację.
Relację którą czytałem z przyjemnością i zaciekawieniem.
Mam nadzieję że dzięki niej, wspomnienia zachowają się dłużej.
A ta ostatnia historyjka z polskimi służbami celnymi niech będzie objaśnieniem że nie takie one piękne jak się malują żądając kolejnych podwyżek.
Ja z kolei dziękuję Wszystkim Czytelnikom, że jakoś zdołali dotrwać do końca tej przydługiej opowieści .
Co do naszych służb celno-granicznych to wszystko rozumiem, te ich argumenty, że praca ciężka, że wytyczne z unii, że służba nie drużba itp. , ale to wszystko nie usprawiedliwia faktu, żeby można było bez przyczyny poniżać ludzi.
no wreszcie sie zebralam do przeczytania relacji
Podziwiam cie za dokladne przygotowanie sie do wyprawy- w porownaniu z toba to ja jade zawsze totalnie "w ciemno"
no to mieliscie cos na poprawe humoru po poprzednim dniu i spotkaniami z plotami noworuskich
i co, poprzestaliscie na mineralnej czy tez skusiliscie sie na horiłke?
ale fajne musialo byc spotkanie!!!
cos w tym jest ze ostatnio jak sie wpada na jakiegos polaka w karpatach to sie zaraz okazuje ze to znajomy z jakiegos forum- przynajmniej ja tam mam
nooo, jagodziarze- oni to maja kondyche! wiele razy slyszalam ze nieraz turystom nie udalo sie dotrzymac im kroku. Dwie pelne bańki 10 l w rece i heja do przodu
niestety nie wszedzie tak jest... na polesiu sprzedaja bilety wczesniej.. i potem sa takie sytuacje ze my zostajemy z biletami w rece a "autobus połamałsia" 50 km dalej i babki w kasie musza drukowac jakies anulacje biletow, rozkrecac swoje kasy fiskalne ktore zyja wlasnym zyciem i drukowac kolejne bilety na inny autobus. Te karpackie kasjerki widac lubia sobie oszczedzic niepotrzebnej pracy
zabieranie na wyprawe nieprzemakalnych, rybackich spodni gwarantuje dobra pogode- sprawdzilam juz kilka razy!
ta zasada dziala chyba wszedzie, i w polsce, i na ukrainie... im bardziej stare i zdezelowane auto tym sympatyczniejszy, bardziej zyczliwy i chetny do pogadania kierowca!
i czesto taki z łady podwiezie za darmo...
Ostatnio edytowane przez buba ; 29-09-2011 o 21:06
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
ale bym sobie poczytala relacje z krymu z tamtych lat!! ciekawe jak tam wtedy bylo.. Moja noga postawila sie na ukrainie dopiero 6 lat pozniej, a wrazenie i tak sa niezatarte z tych poczatkowych pobytow! zatem wnioskuje ze niesamowity musial byc ten wyjazd na krym sprzed 20 lat! masz moze jakies fotki?
chyba lenin? bo podobnie jak na pomnikach trzyma chyba jakas czapke w rece
taaaaaa... nie wiem czemu tak jest ze starsi sa mili, chetni do pomocy i nawiazania kontaktu a mlodzi maja wszystko w d... :(
chyba tez polubie to slowo ma w sobie cos takiego fajnego, swojskiego i przyjaznego
Ostatnio edytowane przez buba ; 29-09-2011 o 21:40
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
widac ci dobrze szło!!! ja sie dowiedzialam kiedys od plynnie mowiacego po polsku taksowkarza z Kołomyi ze "jak pani 1/3 slow powie po rosyjsku, 1/3 po polsku, a 1/3 sama sobie wymysli to jeszcze ukrainski to nie bedzie"
A tak sie starałam!!!!
a ja myslalam ze taki srodek transportu to w calych karpatach wciaz rzecz normalna a nie jakis dziwoląg zwracajacy uwage... widac sie pozmienialo pod czarnohora przez te 6 lat co tam nie bylam..
Ostatnio edytowane przez buba ; 29-09-2011 o 22:15
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Nie wiem czemu tak jest ze polacy traktuja ukraincow na granicy duzo gorzej niz ukraincy polakow.. Zwlaszcza jak nie maja swiadkow.. Ale musieli miec glupie miny jak was tam zobaczyli w tym autobusie!! Fajnie ze udalo sie wam pomóc tym ukraincom z autobusu!
W ramach wdziecznosci kierowca mogl was wypuscic we Wrocławiu! (nie proponowaliscie mu tego?)
Pamietam jak jezdzilam kiedys czesto przez granice w aucie na ukrainskich blachach jak polscy celnicy zawsze zaczynali robic dym a jak nagle zauwazali u mnie polski paszport to zaraz spuszczali z tonu i mieli miny jakby w gacie narobili Fajnie mozna sobie bylo z tych skur*** jaja robic. Kiedys mnie juz zaprowadzili do przelozonego by mnie "deportowac" z polski bez prawa powrotu bo paszportu nie moglam znalezc A przy przelozonym wyciagnelam polski paszport i zapytalam dokad mnie chce deportowac? bo jak na ukraine chca to ja poprosze na krym
Ostatnio edytowane przez buba ; 29-09-2011 o 22:43
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Droga Bubo!
Po pierwsze dzięki za wnikliwe zainteresowanie tematem naszych wojaży . Postaram się wiec odpowiedzieć chociaż na niektóre z Twoich pytań:
Co do przygotowań, to bym tak nie przesadzał:
-po pierwsze: ponieważ interesuję się tematyką wschodniokrpacką, po prostu często czytuję sobie o tamtych stronach lub godzinami potrafię oglądać mapy i to wcale nie w jakimś określonym celu, takie mam po prostu hobby ... . Po drugie co do naszej marszruty, to praktycznie cały czas były jakieś odstępstwa od "planu" - w zasadzie pierwotnie zakładałem, że ruszymy z Sianek, ale tu trzeba by było poświęcić dodatkowy dzień dla zdobycia Pikuja, a ponieważ mieliśmy w zamiarze dotarcie do jeszcze wielu miejsc i nawet Odessy , to już w pociągu stwierdziłem, że odpuszczamy sobie te Sianki, żeby zostawić sobie coś na przyszłość i jeszcze móc tam wrócić... . Tak samo pierwotnie planowaliśmy przejście grzbietem Poł. Krasnej do Ust - Czornej i dalej przedzieranie się np. do Rafajłowej, ale kiedy już w Kołoczawie zobaczyłem fotki słonych jezior stwierdziliśmy, że nie możemy sobie tego odpuścić. Zdobycia Howerli też w sumie nie planowałem, ale jak już znaleźlismy się w Jasini, to trudno było sobie ten "rarytas" podarować.
Poprzestaliśmy na mineralnej, horiłkę to po dotarciu do celu ( w górach, a przynajmniej wtedy, kiedy na serio chodzimy po nich takie atrakcje zostawiam sobie na wieczór ).
Noo, spotkanie było fajne, zwłaszcza Joorgu wydawał się być zaskoczony - po pierwsze tym, kiedy zobaczył, że nagle, prosto pod górę po połoninie, gdzie nie ma żadnej ścieżki, wychodzi na niego dwójka ludzi, a po drugie gdy dowiedział się, że jeszcze jest przez tych osobników znany i czytany .
Co do kierowców na Ukrainie, to przyzwyczailiśmy się, że tamtejsi kierowcy po prostu chcą (lub muszą) w ten sposób dorobić. Zazwyczaj nie brali wygórowanych kwot - dla nas było to niewiele, a dla nich - zawsze jakieś tam zasilenie skromnego budżetu. Inaczej było w Rumunii - tam łapanie stopa zajmowało nam kilka sekund (aczkolwiek tylko dwa razy byliśmy do tego zmuszeni, pewnie bywa też inaczej) i oczywiście kierowcy wzbraniali się przed przyjęciem pieniędzy, najwyraźniej za zaszczyt poczytując sobie, że turyści aż z Polski zechcieli się tam fatygować...
W zasadzie w tamtych czasach byłem na Krymie dwukronie, dwa lata z rzędu - najprawdopodobniej były to lata 1991 i 1992, ale już nie dam sobie ręki uciąć, czy nie było to o rok później..., ale chyba raczej nie, bo pamiętam, że za pierwszym razem (a był to przełom sierpnia i września) Ukraina była zdaje się świeżo po deklaracji niepodległości i zaczynały tam funkcjonować obok rubli, także lokalne pieniądze - wtedy nazywały się "karbowańce".
Cóż, te dwa Krymy to też osobne historie, tyle, że po upływie tylu lat już nie tak dużo pamiętam. W każdym razie pierwszy raz byłem jeszcze z rodzicami, a drugi raz tylko z siostrą. Z rodzicami - w Eupatorii (tam to właśnie nad brzegiem słonego jeziorka występowały lecznicze błota, takie same jak na Zakarpaciu), a z siostrą - w Ałuszcie (wtedy też zdobyliśmy kilka szczytów w Górach Krymskich - m in. Dermedży i Czatyrdah).
Te wyjazdy były "zorganizowane" - w każdym razie wyglądało to tak, że jechało się pociągiem do Brześcia n/Bugiem, z wykupionym biletem do Białej Podlaskiej. Tam wsiadała pilotka i chodząc po przedziałach z pytaniem: "czy tu ktoś z państwa jedzie z biurem X na Krym?" wręczała bilety na dalszy odcinek. W Brześciu jechaliśmy na lotnisko, gdzie miał czekać wyczarterowany samolot - teraz trudno w to uwierzyć, ale były to czasy największej zapaści już odchodzącego w przeszłość Związku Radzieckiego, więc brakowało absolutnie wszystkiego, m in. paliwa lotniczego, które (ponoć) piloci (!) naszego wyczarterowanego samolotu musieli kupować na czarno za dolary od wojska - i wcale nie było takie oczywiste, czy polecimy, czy nie ( w końcu z opóźnieniem jedank udało nam się z Brześcia odlecieć). Z kolei w drodze powrotnej pamiętam, jak na lotnisku w Symferopolu natknęliśmy się na taki widoczek: w kolejce do odprawy do samolotu ludzie tratowali siebie nawzajem, górą, nad głowami innych podając sobie walizki i dzieci do osoby z rodziny, której udało się dopchać bliżej "bramek". Zapytaliśmy kogoś z obsługi lotniska, co się tu dzieje i okazało się, że to pasażerowie samolotu lecącego gdzieś na Syberię; poprzedni samolot odleciał trzy dni temu, nawet jeszcze nie wrócił (tekst jak z "Misia" ), więc oni czekają tu od trzech dni, jest ich trzysta osób, a samolot, który w końcu po nich przyleciał jest tylko na 150... .
A tak poza tym, to wyjazd był bardzo udany, pojechaliśmy wtedy taryfą z Eupatorii do Bakczysaraju (wychodziło to śmiesznie tanio); a z radziecką wycieczką do Jałty przejechaliśmy przez zakazany wówczas dla turystów z zagranicy Sewastopol...
Z drugiego wyjazdu natomiast pamętam taką scenkę; pewnego dnia wybraliśmy się z siostrą do Jałty i wracać do Ałuszty mieliśmy zamiar oczywiście trolejbusem. Ale po wejściu na dworzec trolejbusowy w Jałcie zobaczyliśmy, że do kasy ciągnie się długaśna, pozawijana kolejka, która ani drgnie, natomiast trolejbusy w kierunku Symferopola odjeżdżają co chwilę i do tego puściusieńkie. Co się okazało - w kasach zabrakło druczków biletowych, z fabryki jeszcze nie dowieźli więc nie mogą sprzedawać, natomiast w drzwiach do trolejbusa stoi "babka biletowa" która drze się na wszysytkich usiłujących się dostać na pokład: "bez bilietow nielzia!" . Cóż, "i smieszno i straszno...". Dobrze, że wtedy spotkaliśmy w kolejce jakiś Polaków z naszego hotelu i wraz z nimi zrzuciliśmy się na transport jakąś prywatną Ładą.
Oprócz tego pamiętam też np., że kiedy wracając z plaży zachodziło się do publicznego kibla, to nie dało tam rady skorzystać inaczej, niż brodząc po kostki w moczu, a babki klozetowe siedzące na zewnątrz jeszcze cię opieprzały, że ty w samych gaciach, tak prosto z plaży do kibla. Cóż, takie sceny już tam chyba odeszły w przeszłość...
Co do fotek, a raczej slajdów (bo wtedy mieliśmy jeszcze projektor) to pewnie gdzieś się zachowały, musiałbym pogrzebać (niestety na pewno nie było by tego wiele, nie robiło się wtedy tyle zdjęć co teraz ).
Chyba aż tak się nie pozmieniało, bo nawet miejscowi (albo przede wszystkim miejscowi) z tego korzystają. Dziwili i cieszyli się głównie Czesi.
No właśnie, to jest zagadka. Chociaż mnie osobiście wydaje się, że jej rozwiązanie jest prostsze niż nam się wydaje. Zwróć uwagę - my Polacy ( w tym przede wszystkim nasze służby - graniczne, policja itp) zwracamy się do Ukrainców z pozycji silniejszego (przynajmniej ekonomicznie) sąsiada. Dla Ukraińców z kolei jesteśmy jakby krajem z lepszego świata, żeby do którego to dostać się, muszą najpierw wystawać w wielogodzinnych kolejkach po wizę (jeżeli w ogóle mają taką możliwość - posiadają od kogoś zaproszenie itp). Jeśli już taką wizę dostaną, to starają się ją szanować jak mogą, dlatego m in. nie pyszczą do naszych służb celno-granicznych, nie stawiają się i dlatego w ogóle nie są roszczeniowi w konfrontacji z władzą, pracodawcą itp. Oni po prostu przyzwyczaili się, że prosty człowiek musi dostać "po dupie" - jak nie z tej, to z tamtej strony. Jaka jest natomiast logika myślenia naszego "pogranicznika"? Nie wierzę, że traktuje on wszystkich ludzi z tamtej strony kordonu za przemytników, złodziei itp., jak by to nam zapewne wmawiano uzasadniając nadplanowe przeszukiwanie autokarów. Sama zresztą powierzchowność tamtych ludzi zdradza, że tak nie jest (np. tych Ukraińców, z kórymi przyszło nam podróżować autokarem - ot, zwykli ludzie, normalnie ubrani, ani przesadnie gadatliwi, ani przesadnie cisi, nawet żadnego picia alkoholu nie było na pokładzie ). Dlaczego więc nasi celnicy tak się zachowują? To wynika po prostu z ludzkiej natury - zachowanie stare jak świat. Kiedy możesz sobie bezkarnie kogoś sponiewierać, kto być może jest od ciebie inteligentniejszy, wyższy wykształceniem, kulturą osobistą itp.? Wtedy, kiedy to ty jesteś w prawie, a on ryzykuje wiele, próbując przeciwstawić się tobie. Tak jest właśnie z naszymi służbami granicznymi na wschodzie - przecież wśród tych osób, którym "nasz" celnik kazał stanąć w dwuszeregu na krawężniku mógł być np. profesor z uniwersytetu w Czerniowcach, studenci jadący na wymianę itp. Przed przełożonymi zawsze trzeba stukać obacsami, a tu można sobie bezkarnie użyć do woli - przecież i tak nikt się nie poskarży. Ot i cała ludzka natura.
Dlatego tym bardziej cieszy mnie, że udało się nam "przytrzeć im nosa" - tak jak piszesz musieli być zaskoczeni faktem, że wsród tej całej "hołoty" siedzi sobie jeszcze dwóch osobników z polskim paszportem...
A poza tym życzę Ci szczęśliwej i udanej podróży nad Morze Azowskie już wkrótce!
Ostatnio edytowane przez luki_ ; 30-09-2011 o 18:54
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "
na wiecznych wagarach od życia...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki