DSCN1690.jpgDSCN1700.jpgDSCN1718.jpgDSCN1720.jpgDSCN1735.jpgDSCN1743.jpgDSCN1752.jpgDSCN1751.jpgDSCN1757.jpgDSCN1761.jpg
Dzień 7:
Tego dnia ruszamy na Krasną. Pogoda jest jeszcze lepsza niż poprzedniego dnia - na niebie ani jednej chmurki. Idziemy spory odcinek przez miejscowość w kierunku południowo - wschodnim, gdy na wysokości skansenu, czy też jak to się oficjalnie nazywa "muzeum starej wsi" mijamy zaparkowany polski autokar. Okazuje się, że jest to wycieczka organizowana przez PTTK Przemyśl i tego dnia uczestnicy idą na Strimbę.
Idziemy jeszcze kawałek przez wieś, po czym nasz szlak odbija w prawo.Tego dnia ( a jest to piątek) w miejscowej cerkwii jest nabożeństwo i spory kawałek drogi pod górę towarzyszą nam śpiewy męskiego chóru cerkiewnego. Śpiew jest piękny - dla nas jest to niesamowite przeżycie, kiedy idąc w pięknym karpackim krajobrazie towazyszy nam ten "chóralny podkład".
W pewnym momencie, jeszcze przed granicą lasu orientuję się, że nasz szlak to chyba nie ta ścieżka "co trzeba" więc pytam przygodnej "pasterki"o drogę na Krasną. Pani zamiast pokazać nam po prostu właściwy szlak idzie z nami kawałek przez pola i wyprowadza nas na właściwą drogę. Na odchodne, żegnając nas mówi "niech was Boh prowadzi".
Szlak na Krasną to w zasadzie zwykła droga jezdna, którą kursują pewnie od czasu do czasu "maszyny", ale dziś na trasie nie ma nikogo ( i nikogo z turystów na szlaku do końca dnia już nie spotkamy). Po drodze mijamy (już na połoninie) zagrody pasterskie, ale wyglądają one na opuszczone. W końcu dochodzimy do głownego grzbietu i wdrapujemy się na najwyższy szczyt tej części pasma - Topas. Na szczycie znajdują się resztki jakiejś poradzieckiej budowli i wysoka stalowa wieża - jej pierwotne przeznaczenie nie jest mi jednak znane. Po śniadanku, w trakcie którego podziwiamy piękną dookolną panoramę ruszamy w dalszą drogę głównym grzbietem.Po pewnym czasie dochodzimy do szczytu, na którego wierzchołku leży sobie kilka olbrzymich fragmentów rur, z których składał się rurociąg budowany na połoninie za czasów radzieckich. Na kawałku betonu obok rur odnajdujemy drogowskaz zielonego szlaku, który ma sprowadzić nas na przełęcz Przysłop. Zejście z Krasnej tym szlakiem jest dość strome, biegnie cały czas zagłębieniem w kształcie litery "U" powstałym zapewne w wyniku budowy dziury pod rurociąg. Po przekroczeniu granicy lasu w naszej "niecce" pojawiają się dodatkowo gęste krzaki - w zasadzie, żeby sprawnie poruszać się na tym odcinku powinniśmy mieć chyba maczetę. Do przełęczy dochodzimy silnie sfatygowani walką z krzakami, więc robimy tu sobie krótki odpoczynek.
Z przełęczy do Kołoczawy schodzi się już wygodną drogą, najpierw przez las, a potem mijając pierwsze, rozproszone na stokach zabudowania. Ta część Kołoczawy jest jakaś inna, niż większość mijanych przez nas do tej pory zakarpackich wsi. Pełno tu nowych "na zachodnią modłę" domów ze starannie utrzymanymi trawnikami i ogólnym porządkiem. Nasza droga w dół wioski przeciąga się, ponieważ kilka razy zagadują nas miejscowi, pytając skąd przyjechaliśmy i gdzie byliśmy. Dwóch starszych panów dziwi się bardzo, że tak z własnej nieprzymuszonej woli chodzimy po górach i pokazując na kule, na których się wspierają mówią, że to w wyniku tego, iż całe życie musieli "biegać" po połoninach.
Kołoczawa to w ogóle ciekawa miejscowość - jest tu wszędzie pełno czeskich turystów, którzy traktują tą wioskę jako swego rodzaju mekkę, pielgrzymując m in. do muzeum Ivana Olbrachta, przedwojennego czechosłowackiego pisarza, który przez pewien czas tu mieszkał. Czechów jest tu na tyle dużo, że napotkane po drodze dzieci widząc przechodzącego turystę witają go wołąjąc "ahoj!" .
Do naszego schroniska docieramy dosyć późno i od razu idziemy coś zjeść do karczmy na dole, gdy nagle do środka wkracza też cała grupa polskich turystów. Okazuje się, że są to ci sami ludzie, których widzieliśmy rano wysiadających z autobusu. Do naszego stolika przysiada się Radek - jeden z członków tej grupy. Opowiada nam o wycieczkach, na które jeździł i wybiera się w najbliższej przyszłości ( m in. we wrześniu wybierają się do Rumunii - na Bukowinę i w góry Rodniańskie). "Szef" knajpy, myśląc, że Radek jest przewodnikiem i przyprowadził tu tą całą grupę stawia mu koniak. Wycieczka nie siedzi jednak długo, więc wkrótce żegnamy się także z naszym "towarzyszem stołu".
Niestety dziś wieczór żegnamy się już z Kołoczawą i naszym schroniskiem - wcześnie rano ruszamy do "leczniczych błot".
c.d.n.
P.S. Zdjęcia z tego dnia:
1) w drodze na Krasną - z tyłu Piszkonia
2) a przed nami Topas
3) na szczycie
4) wędrówka grzbietem Krasnej - w tle Strimba
5) drogowskaz zielonego szlaku przy rurach
6) widok z przeł. Przysłop w stronę Kołoczawy
7) część domów w Kołoczawie wygląda tak
8 ) a część tak
9) nogi, nogi, nogi roztańczone - kołoczawska "maładioż" w sklepie
10) z ekipą "Czetnickiej Stanicy"
Zakładki