Wyprawa planowana była półrocznym wyprzedzeniem. Początkowo trasę tę pokonać miałem sam, dołączyła jednak moja lepsza połowa... Jednym z założeń było, żeby rozbijać się namiotem najwięcej jak się da w miejscach do tego nie przeznaczonych, czyli poza polami namiotowymi... Przygotowania przed wyprawą objęły głównie serwis rowerów które tę wyprawę miały wytrzymać. Oddałem rower człowiekowi o nieocenionych pod tym względem zdolnościach... Rowery działały bez zarzutu, oprócz jednej awarii w rowerze mojej lepszej połowy... lecz o tym później... Agroturystyka jednak wchodziła również w grę. Trzeba było się wykąpać w miarę przyzwoitych warunkach Strumienie na Roztoczu bardzo chłodne (próbowałem) ...
Co zabraliśmy oprócz rowerów. Namiot (trójka) Fjord Nansen Korsyka III, tak żebyśmy my i bety znaleźli się w środku łącznie z rowerami w przedsionku, jedyną jego wadą to 4,5 kg, ale przy tej kubaturze to i tak lekki... śpiwory, maty, narzędzia do roweru, pewne zapasowe części jak ośki do piast - może pęknąć taka, miałem takie przypadki... oprócz ciuchów, to medykamenty, dokumenty, jedzenie, kasa przy tyłku i do przodu...
Wracając do początku... Już na stacji PKP w Zgierzu mieliśmy sytuację, że część bagaży mogła zostać na peronie, a my pojechalibyśmy z częścią, lecz krzykiem/wrzaskiem `NIE! JESZCZE NIE!` udało mi się porozumieć z kierownikiem pociągu będącym na drugim jego końcu a wychylającym się z drzwi odgwizdującym odjazd... Załadowaliśmy się, udało się niczego nie zostawić... Wagonu dla rowerów nie było, PKP ma ich niewiele, więc na koniec pociągu. Zabierającym rowery do pociągu, jeżeli nie ma przedziału dla nich w takim wagonie, proponuje kierownicę skręcić wzdłuż roweru, odkręcić pedały i rogi. Jak człowiek się załaduje z takim rowerem gdzieś w środku składu to mniejsza udręka dla nas i dla innych pasażerów, pedałem w kostkę się nie uderzy, a kierownica w tej pozycji pozwoli na przejście przez cały wagon jeżeli tylko takie będzie możliwe... Dojechaliśmy do Katowic skąd zabrał nas po godzinie skład `pędzący z Wrocławia do Przemyśla`... Tu już z załadowaniem się z tym wszystkim do pociągu było lepiej... Po drodze był jeszcze Jarosław gdzie mieliśmy przesiadkę do szynobusu, którym bardzo dobrze się podróżuje... podróż zajęła nam kolo 12 godzin... po piętnastej wysiedliśmy w Horyńcu - Zdroju... W centrum Horyńca zaopatrzylismy się w jedzenie i w picie. Pierwszy nocleg na dziko w Południowo Roztoczańskim Parku Krajobrazowym u jednego ze źródeł Potoku Dublen niedaleko Nowin Horynieckich. Od razu nam się trafiło przepiękne miejsce.
P6110008.jpg
Zakładki