Wyjeżdzamy z Ługańska jeszcze ciemna nocą. Świt zastaje nas na obrzeżach jakiegos przemyslowego miasta.
Elektriczka do Doniecka jedzie przez Alczewsk, gdzie stacyjka jest w srodku kombinatu. Las kominów, buchająca para i dymy. Kurcze, szkoda, ze nie wiedzielismy wczesniej o tym miejscu- można by przyjechac pozwiedzac.
W Doniecku mamy około 6 godzin na przesiadke do Umania. Na peronie jakiś gośc pokazuje nam na komorce ciekawe zdjecie sciennego napisu. Probuje nam je przeslac,ale jakos się nie udaje. Ostatecznie obiecuje zaprowadzic nas w to miejsce, abysmy sami sfotografowali. Zaczyna pędzic przez siebie w strone bazaru, a my za nim. Jego kolega kwituje fotograficzny zapał stwierdzeniem: „Kak riebionok” i również rusza kłusem za nami.
Jest! Na scianie przy parkingu napis wymalowany farbą :
(nie srać, mandat 200 UAH)
Po uwiecznieniu tej jednej z większych atrakcji Doniecka idziemy razem do knajpy.
Nasz nowy znajomy to Żenia, który właśnie wraca z pracy na nocnej zmianie. Pracuje w Doniecku, a mieszka 60km dalej, w wiosce przy drodze na Nowoazowsk.Wioska jest ponoc duza, kilka tysiecy mieszkancow, 11 sklepow, 2 knajpy, ale pracy dla niego nie ma.Do domu jezdzi raz na dwa, trzy dni.
Żenia podkreśla, ze jego pradziadek był litewskim Żydem, więc uwazal się tez troche za Polaka. Kilka razy podkresla więc, ze „my bracia” Nie wiedziec czemu bierze toperza za Żyda- i jakos do konca nie udaje nam się tego sprostowac. Toperz już na tym wyjezdzie był mnichem, popem, teraz przyszla kolej na Żyda. Ciekawe co jeszcze wymysla
Kolega Żeni to Mikołaj, chyba razem pracują. Mikołaj ma dużo złotych zębów, podkresla, ze był kiedys wojskowym i mowi dosyć niewyraźnie więc go malo rozumiem.
W knajpie chlopaki zamawiaja wódke, herbate i ku swojej pozniejszej rozpaczy – piwo bezalkoholowe. Rozpacz nie trwa jednak dlugo. Udaje się odkapslowane piwo ponownie zamknac i wymienic w lodowce na wlasciwe.
Żenia opowiada nam o swojej pasji- archeologii. Często jezdzi na wykopki- w okolice Swiatogorska, Mariupola czy na Krym. Odkopali nieraz jakieś grodziska czy kilkupoziomowe groby z ciekawymi ubraniami i naczyniami. Poleca nam kilka muzeów o podobnej tematyce i zaprasza na przyszloroczne letnie „obozy archeologiczne”
Opowiada nam tez historie jak Hitler rozwiazal problem jezdzacych na gape komunikacja miejska- ponoc wszystkich rozstrzelal więc teraz w Niemczech jest porządek i wszyscy grzecznie kasuja bilety.
Wspomina tez swoja była dziewczyne tancerke, która była milosniczka Irlandii, często tam jezdzila i była ponoc do mnie podobna, ale nie chciala się z nim ozenic.
Dochodzi tez do kłótni pomiedzy Żenią a innym bywalcem knajpy. Tamten twierdzi, ze chlopaki pokazuja obcokrajowcom (czyli nam) Donbas ze zlej strony. Pija przy nas wodke (zamiast koniak), zapraszają do knajpy zamiast do restauracji i na dodatek opowiadaja cos o innych krajach a przeciez „u nas jest najlepiej”. Aby potwierdzic swoje slowa kilkakrotnie wali pięścią w stol, przewracając szkło i krzycząc „Donbas jest nasz!!”
Na tym etapie chlopaki nie chca polemizowac i opuszczamy lokal. Gadamy jeszcze chwile na dworze. Dołacza się młody chlopak- Witalij, handlujący na pobliskim bazarze. Opowiada , ze uwieczniony przez nas napis na murze za ciężarowka okazal się skuteczny, zwłaszcza jak kilka osob zaplacilo te 200 hrywien i dodatkowo za kare wynosilo nieczystosci golymi rękami.
Przytacza tez inna pouczająca historie. Jego znajomy mial piwnice. Niedaleko była knajpa i wielu jej bywalcow przychodzilo za potrzebą w ciemny kąt piwnicy. Gdy wszystkie inne metody zawiodly zdesperowany własciciel wymyslil ciekawy sposob radzenia sobie z powaznym problemem. W owym ulubionym kącie położyl żelazną kratę i podłączyl do niej prąd. Od tego czasu już nikt nigdy nie zanieczyścil piwnicy.
Żegnamy się ze znajomymi , zgłaszając chec uczestniczenia za rok w „archeologicznej ekspedycji”
Obiad zjadamy w przydworcowym barze-wagonie (jak to mozliwe , ze poprzednim razem zesmy go przeoczyli??) Barmanka patrzy na nas wilkiem, poki nie zamawiamy wódki. Od tego czasu jest mila i traktuje nas jak swoich.
Hmmm.. no i zleciały prawie 3 godziny..
Potem jedziemy marszrutka pod Donbas Arena czyli ten ich wspanialy stadion.
Wokół kręci się dużo służb porzadkowych, zamiataczy lisci, ciągna cale tabuny wycieczek szkolnych. My zakupujemy kilka pilkarskich pamiatek dla siebie i znajomych. Fajna jest fontanna, jakby pomnik piłki, która kręci się na wodzie. Wszyscy sobie robia z nią fotki, więc ja tez
Spod stadionu widac wielki pomnik „sowieckich gierojow” więc idziemy go obejrzec.
Wokól wielki plac, z megafonów grają wzniosle wojskowe piesni a nieopodal stoja trzy czołgi, które się ciesza naszym najwiekszym uznaniem. Wyłaże na jeden z nich, ale niestety pokrywa jest przyspawana albo za cieżka. Ku uciesze innych zwiedzających podziwiam tez czołg od spodu.
Zakładki