W Mołdawii to ja byłem ( w 2005 roku). Co prawda tylko przejazdem (autokarem) na trasie Kamieniec Podolski - Odessa, ale za to zaliczyliśmy stolicę kraju Kiszyniów (był tam dwugodzinny postój w centrum miasta). Pamiętam w sumie tylko główna ulicę, która jako żywo przypominała mi berlińską aleję Unter den Linden (nie wiem tylko, czy to skojarzenie to komplement dla Kiszyniowa, czy ujma dla Berlina).
Wjeżdżając do Mołdawii (jednym z przejść od strony Chocimia, chyba Rosohany - Briczeni), dosyć długo trzymali nas na granicy i pamiętam, że kiedy zaraz za granicą zniecierpliwieni pasażerowie zażądali postoju za potrzebąi wyszlismy na dwór, ze zdumieniem zauważyłem, że droga, którą jechaliśmy obsadzona była po obu stronach orzechami włoskimi - jakże piękny był to widok! Cała zresztą północna część kraju była cudna - bezkresne pola słoneczników, wioski skąpane w zieleni, a w każdej przy drodze handel arbuzami, melonami, brzoskwiniami i czym tylko jeszcze ta bogata ziemia nie obrodziła. Południowa część kraju mniej mi się podobała - jakaś taka bardziej sucha, stepowa... .
No i co najlepsze przejeżdżaliśmy przez Naddniestrze - drogą przez Bendery i Tyraspol - przeżycia same w sobie bardzo cenne (pamiętam, jak przed wyjazdem uświadamiałem naszego pilota, że przedostanie sie tamtędy do Odessy to średni pomysł - powiedział, że u niego na mapie nie ma takiego państwa, jak Naddniestrze).
Najpierw usiłowaliśmy przedostać się mostem na północ od miasta Bendery - od blokujących drogę sołdatów dowiedzieliśmy się tylko, że most "zakryty", więc ruszyliśmy na południe drogą bezpośrednio na Bendery. Tam pilnujący granicy rosyjscy żołnierze nie mogli się nadziwić, że tędy usiłujemy się dostać do Odessy i twierdzili, że jesteśmy chyba pierwszym zagranicznym autokarem turystycznym,który tamtędy przejeżdża. Ale na szczęście zadowolili się tylko kilkoma paczkami papaierosów i kilkoma dolarami przepuszczając nas bez większych ceregieli. Za to wyjazd z tego kraju za Tyraspolem, po przejechaniu zaledwie dwudziestu kilometrów, to była mordęga. Najpierw naddniestrzańscy celnicy zażądali 300 dolarów za cały autokar, by po kilku godzinach pertraktacji puścić nas za jedyne sto... .
Fajny pomysł z odszukaniem tego jaru, w którym Horpyna trzymała Helenę. Tylko, jeżeli to miało by być koło Raszkowa, to niestety Naddniestrze... . No, chyba, że to rzeczka, która wpływając do Dniestru już po tamtej stronie, tworzy ów niedostępny jar jeszcze po północnej, ukraińskiej stronie granicy. Tak zresztą kieruje Was Sienkieiwcz ( z tym, że oczywiście nie na zachód, tylko na wschód) - to by się nawet zgadzało, bo ruszając z Jampola prosto na wschód (oddalając się od Dniestru), dociera się do kilku rzezczek, które podążając na południe łączą się pod Raszkowem i uchodzą do Dniestru. Z tym, że która z nich to owa Waładynka? Może odpowiedź znajdzie się oglądając mapy Googlowe i przeglądając tam zamieszczone zdjęcia z serwisu Panoramio - na północ od Raszkowa koło miejscowości Zahnitkiv trafiłem tym sposobem nawet na interesujące fotki przedstawiające okolony wapiennymi skałami rzeczny jar, z jakimiś tajemniczymi grotami... . Pewnie najlepszym sposobem będzie, będąc już na miejscu, porozpytywać lokalniaczy, może ktoś coś wie (przypuszczam, że Sienkieiwcz opowieści o tym jarze nie wyssał z palca).
Zakładki