Strona 2 z 5 PierwszyPierwszy 1 2 3 4 5 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 11 do 20 z 47

Wątek: Chory na Horę

  1. #11
    Bieszczadnik Awatar iaa
    Na forum od
    09.2008
    Rodem z
    Podkarpacie
    Postów
    465

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Już wcześniej, z zainteresowaniem snuliśmy przypuszczenia, co też licznie i w jednym kierunku podążające niewiasty mają w torbeczkach i puszeczko - garach barwnie ozdobionych motywami kwiatowymi i nie tylko. Każda to niosła, a wszystkie do cerkwi zmierzały, bo w jej bezpośredniej bliskości, jak się okazało, kazała się wysadzić nasza współpasażerka. Jakoś tak w trakcie krótkiej znajomości o czym innym polsko – ukraińska dyskusja snuta była, a istotne pytanie nie zostało zadane. Babeczka opuściła gościnne polskie progi, a zatem – pssst! Gul – dobre! Gul – lepsze! Gul – miodzio! Gul – odlot! Gu.. – co, już koniec?! Jazdy też, bo jak się okazało, mapa, przypuszczenia i droga zbiegły się w jednym miejscu – o dziwo w pobliżu baro – sklepu /hmm/. Hamulec, jedyneczka, hamulec – tu nie; jedyneczka, hamulec – tu też nie. A ten dziadzio za płotem może kawałek łąki, coby się maszyna przez dwa dni spokojnie popasła, udostępni?
    - Dobryj den. Pan, u was maszynu… parking dwa dnia / i noczi/… yyy?
    - Yyy, uuu, ooo…! Dźwięki przez dziadzia wydawane jakieś dziwne takie, nijak do mowy z innych ukraińskich wyjazdów niepodobne, ale wola wyraźnie okazana poprzez: zdjęcie desek zaporowych /u dołu/, usunięcie belek podpierających /u góry/, skuteczne wskazanie kogutowi butem miejsca stałego zakwaterowania, wreszcie otwarcie bramy/ ręce i nogi w akcji/ i dodatkowo - uniesienie grabiami przewodu sielsko ścielącemu się na wysokości nosa opowiadającego. No to fruu, z lekka płosząc kuraki docieramy pięć metrów dalej tj. pod z lekka wzniesioną drugą granicą rozległego ogrodu.

  2. #12
    Forumowicz Roku 2018
    Kronikarz Roku 2018
    Forumowicz Roku 2017
    Kronikarz Roku 2014
    Ekspert Roku 2013
    Korespondent Roku 2008
    Awatar sir Bazyl
    Na forum od
    09.2005
    Rodem z
    Resmiasto
    Postów
    3,102

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Cytat Zamieszczone przez iaa Zobacz posta
    ... a zatem – pssst! Gul – dobre! Gul – lepsze! Gul – miodzio! Gul – odlot! Gu.. – co, już koniec?! ...
    Ojojoj! Ojoj! Oj! Grdyka drga rozdrażniona, krtań płonie a w lodówce tylko musztarda!
    A w ostatni łikend biłe niefiltrowane pięknie pieniło się w kuflach w jednej z knajpek bieszczadzkich!
    Dawaj Janusz, dawaj - pyszne to...i nie tylko ten krótki passus o pianie mi gulą w gardle stanął! Eh...czas najwyższy znów ruszyć w krainę liczydeł.
    Ostatnio edytowane przez sir Bazyl ; 12-01-2012 o 18:46
    "Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski

  3. #13
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,133

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Cytat Zamieszczone przez sir Bazyl Zobacz posta
    (...)! Eh...czas najwyższy znów ruszyć w krainę liczydeł.
    Pięknie powiedziane

  4. #14
    Bieszczadnik Awatar iaa
    Na forum od
    09.2008
    Rodem z
    Podkarpacie
    Postów
    465

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Cytat Zamieszczone przez sir Bazyl Zobacz posta
    Ojojoj! Ojoj! Oj! Grdyka drga rozdrażniona, krtań płonie a w lodówce tylko musztarda!
    A w ostatni łikend biłe niefiltrowane pięknie pieniło się w kuflach w jednej z knajpek bieszczadzkich!
    Dawaj Janusz, dawaj - pyszne to...i nie tylko ten krótki passus o pianie mi gulą w gardle stanął! Eh...czas najwyższy znów ruszyć w krainę liczydeł.
    Rzekłeś Wodzu, howk! /chyba/
    Ten odcinek sponsoruje, a co mi tam: Ciechan psz.

    Jęk, pełen udawanej rozkoszy, towarzyszący opuszczaniu rzekomo zawsze niewygodnego samochodu i zmianie rzekomo nieergonomicznej postawy, właściwej wszystkim podróżującym tym środkiem transportu, rozszedł się po Lucie.

    Jęk, pełen szczerego zachwytu nad obłymi wzgórzami otaczającymi miejsce, do którego przybyli, w końcu nie nizinni turyści, jako też podziw dla porannej pracy słońca i świeżości wozducha, rozszedł się po Lucie.

    Po wytłumaczeniu właścicielowi posesji, że te wory z szelkami to na plecy, bo „my w gory na dwa dnia itd., itp. …”, a Dziadzio, swoje dźwięki wydając, z pełnym politowania uśmiechem ręką radośnie machał tu i ówdzie. Nazwy Holica i Ostra robiły na nim zdecydowanie mniejsze wrażenie, niż na nieświadomych jeszcze tego, co ich czeka, innostrancach.
    Jeszcze, gdy skład ekipy był zapuszkowany w klimatyzowanych warunkach, toczyły się leniwe dyskusje: - właściwie to gdzie, po co, którędy, a może by, na którą, ile, gęsto poziomice, jakieś źródełko ???. Wątki były zarzucane, ale niechętnie podnoszone przez współpasażerów. Klasyczne dla hedonistów zachowanie: dojedziemy, się zobaczy – koiło zmysły i dawało złudny spokój.
    Gdy ucichły westchnienia zachwytu i udawanej ulgi, a czas skrócił się o godzinę, właśnie czas było na damsko – męskie decyzje.
    Z najmniej spodziewanej strony wysunięto opcję szokująco - harcorową, ale uległa ona naturalnej i sprawnej pacyfikacji; ideowym targom nie było końca, wyraźnie dawał się odczuć brak niejednokrotnie zaznanej „demokracji Henkowej”.
    W tych warunkach można stwierdzić, że błyskawicznie została przyjęta dziwnie brzmiąca propozycja – idziemy na dwa razy… /co wcale nie znaczy, że idziemy albo i nie/


    (…) Tylko gdzieś w cieniu, pod lichym płotkiem, wśród zielska, głęboko w jednym ze zwojów mózgowych schowana szaleńca myśl o „kółeczku”, poszła się… wietrzyć.

    Ale…

  5. #15
    Bieszczadnik Awatar iaa
    Na forum od
    09.2008
    Rodem z
    Podkarpacie
    Postów
    465

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    No dobrze, ale…

    Jak przystało na rasowych wyjadaczy turystycznych, w różnych bojach zaprawionych i logiką się na co dzień posługujących, krążyliśmy jako te ćmy, muchy, trutnie /wybrać ulubione/ między wozikiem a ławeczką; jakby nie można wcześniej owego majdanu na majdan lokalny wyrzucić, wybrać co zbędne mniej, a resztę do juków wrzucić.
    Z tym, że wozik był już na podwórku dziadziowym dobrze deskami etc. zablokowany, a gustowna ławeczka /skrócony opis techniczny: deseczka oparta na czymś, przylegająca do opłotków/
    na zewnątrz odwiedzanej posiadłości.

    Powyższy opis ma udowodnić nie tylko dobre przygotowanie i organizację trupy, ale też zmyślność wywiadowczą tychże. Otóż pomiędzy kolejnymi kursami, które wzbogacały stertę o dajmy na to… krem z uv, a pobraniem z niej do odniesienia załóżmy… śpiwór, dało się zaobserwować, wcale nie po kryjomu i nie z użyciem papierowej torebki, wykonywane stare jak świat ćwiczenie gimnastyczne: ręka z przyrządem gimnastycznym ku górze, spokojne odchylenie do tyłu górnej części tułowia, a reszty możecie się domyślić.

    W tzw. międzyczasie oko bacznie rejestrowało dzianie się w okolicy oraz nerwowo łypało na zegarek i w kierunku odległych garbów terenowych.

    Okolica żyła – co rusz z góry, z boku, z bliska, a nawet z daleka, mali i mali mniej, pojedynczo i w gromadkach, w odświętnych ubraniach tubylcy podążali w kierunku centrum wsi, niosąc, a jakże, kolorowe naczynia i torby lub koszyczki. Ciekawość przemogła wrodzoną nieśmiałość i na kolejne pozdrowienie, wygłaszane przez wszystkich podążających, oprócz odpowiedzi, zarzucono delikatne pytanie połączone z zapuszczeniem żurawia w babcine sakiewki. Otóż naczynia czekały na napełnienie wodą święconą, a do cerkwi na tenże ceremoniał niesione były: czosnek, cebula i miód.

    Gdy fala wiernych zniknęła za zakrętem, a zainteresowane dziwnymi osobnikami dzieci nakarmiono zdrowymi cukierkami, dokonano grupowego przeodziania się - typy skromniejsze czyniły to w korycie rzeki pod mostem, bardziej otwarci – połyskując bielą miejsc rzadziej odsłanianych; można było odnieść wrażenie, że wtedy słońce traciło nieco ze swej mocy – czyżby z wrażenia?

    I jeszcze kilka łyków bursztynowego nektaru, bo przecież przyjemniej ekspediować go na górę w rurkach trawiennych niż w plecaku /choć w sumie tu i tu ulega niebezpiecznemu procesowi podgrzania i spienienia/.

    Charakterystyczne stęknięcie. Podrzut to czy rwanie lubego ciężaru? W drogę bracia mili.
    O nie tak szybko, najpierw baczna obserwacja dokładniejszej mapy, tym razem dobrze życzymy sponsorowi „pięćdziesiątki” Użańskiego Parku Narodowego, ustalenie punktów orientacyjnych, wreszcie radośnie rozpuszczamy nogi i niespiesznie pędzimy.

  6. #16
    Forumowicz Roku 2012
    Forumowicz Roku 2011
    Forumowicz Roku 2010
    Awatar don Enrico
    Na forum od
    05.2009
    Rodem z
    Rzeszów
    Postów
    5,133

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Czuję się jakbym tam był.
    Na wszelki wypadek odrzuciłem przed czytaniem kapsel i zapodałem
    kilka łyków bursztynowego nektaru,

  7. #17
    Bieszczadnik Awatar iaa
    Na forum od
    09.2008
    Rodem z
    Podkarpacie
    Postów
    465

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Odcinek bez sponsora .

    „Polami, polami, po miedzach, po miedzach…”; a nie, to nie ten krajobraz.

    Szerokim, upstrzonym wytworami procesu trawiennego zwierząt, duktem, wywołując nerwowość stadka gęsi i obojętność rodziny kóz, przemierzamy wieś, dziwiąc się wartości kolejnych numerów na domach. Bezczelnie sycąc ciekawość, zaglądamy w obejścia i za płoty – w oczy kłuje i wypełniona dziurami w dachu bieda i okraszone sidingiem i płotem z ocynkowanej blachy bogactwo.
    Popatrują na nas nieliczni, pozostali w domostwach mieszkańcy, dziwiąc się pewnie strojowi, jakimś cienkim, kolorowym badylkom w rękach i garbowi na plecach.
    Migawki w aparatach pracują – trzeba rejestrować, bo zmiany, choć powolne i tu są nieuniknione.
    Jedna para oczu pilnie śledzi to, co dopływa z prawej strony w kierunku drogi, ukształtowanie terenu i inne tego typu znaki szczególne, poszukując dogodnego podejścia na Latańską Holicę. Ale czy ten ciek to ten sam ciek, który… No tak, dylematy jak zwykle te same, więc skręcamy tam, gdzie nogi i oczy poniosą, czyli najpiękniejszym z możliwych traktem – połączeniem drogi i strumienia.
    Jako, że dawno nie padało niespecjalnie musieliśmy się nakicać po kamieniach, aby suchym butem łykać kolejne metry.
    Tu naszła nas refleksja: nasi bracia zza wschodniej granicy dziwne mają podejście do wód płynących – korzystają z nich na potęgę, czego dowody tu i ówdzie widzieliśmy /np. zestaw butelek po wielu napojach świata i naczyń o dziwnym kształcie wypełnionych wodą i stojących w karnym rzędzie na prowizorycznym stoliku na brzegu/. Z drugiej strony w potoczku tym i innych znaleźć można to, czego my widzieć nie chcemy, a oni już używać, ot takie meandrujące śmietniki.
    W pewnym momencie potok miał nas dość i wybrał inny kierunek, gdzieś w pobliżu domu o numerze 1000. Odtąd plemię Suchych Stóp ruszyło raźno w pełnym słońcu wyraźnie widoczną drogą polno – zwózkową.
    Niestety, poszukiwany grzbiecik dojściowy wybrał wyraźnie inne podejście, a drożyna dość szybko nabrała skłonności do rozwidlania się, dzielenia i zanikania. Wreszcie na polance, intensywnie przez Milki ukraińskie eksploatowanej, ślad gniecionej butem i kołem trawy urwał się.
    Cóż nam biednym było czynić – poszliśmy za wewnętrznym nakazem guru – „Czas sztachnąć się chaszczem”.

  8. #18
    Bieszczadnik Awatar iaa
    Na forum od
    09.2008
    Rodem z
    Podkarpacie
    Postów
    465

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Kierunek mieliśmy słuszny, ale najwyraźniej pojawiły się wypaczenia /a właściwie braki wypatrzenia owego kierunku/.

    Krótko i na temat – tam po prostu trzeba się wdrapać.
    Nic to, że stromo /bardzo/, nic to, że złośliwe płożące i sterczące rwały gatki i szmatki, nic to, że żywym ogniem potraktowane z wiosny zbocze czerniło nie tylko brwi niewieście, nic to, że oddech krótki, a jęzor coraz dłuższy; w głowie plumkały słowa pieśni: „A ty maszeruj, maszeruj głośno krzycz…” I jeszcze jedno podciągnięcie na osmalonym płomieniem drzewku, i jest! Wygodny, szeroki płaj biegnie sobie po grzbiecie i prowadzi wedle potrzeby: z lub do wioski, a panorama okoliczna do kontemplacji zachęca. Można było? Można, ale nie byłoby poprzedniego odcinka.
    Łapki górne w kępach koniczyny wycieramy, coby pot z czoła ścierając, na pobratymca prezydenta Obamy nie wyjść i popłochu wśród tubylczej ludności nie siać.
    Marzymy sobie na jawie, że może by tu kiedyś namiocik na wieczór i ogniseczko /w końcu okoliczne krzaki do ognia przyzwyczajone/… ruszamy przed się.

    Miły chłód bukowo – jodłowego lasu, z tak rozkosznym dla nosa zapachem gnijących liści, dał ulgę skórze i głowie po badaniach terenowych podszczytowych polan. Niespiesznie, dzieląc ekipę na szperaczy i tabor, pokonujemy lekkie i długie nachylenie, aby po jakimś tam czasie wychynąć na biegnącą z innego kierunku szeroką drogę. Miejsce to jest zaiste widokowe; o ile ktoś posłuży się wyobraźnią, może wiele zobaczyć. Czekając na sapiące /z zachwytu/ tabory, rozglądamy się za grzybkiem, który z zawołaniem „Halu! Lucyno!” nie ma nic wspólnego, a każdą jajeczniczkę wzbogacić smakowo potrafi. Niestety, nie tu i nie teraz. Tabory doszły.
    Rzut beretem bez antenki od tego popasu znajdowało się eleganckie, ujęte w betonowy krąg źródełko – poidełko, dla wygody, raczej ludzi, wyposażone w ascetyczny, z inżynierskiego punktu widzenia, nabierak. Nie skorzystaliśmy, przecież kubki smakowe zapamiętały i utrzymywały smak tego.
    Podmokła polana, szczaw alpejski, kwiecie rozmaite, owadów brzęczenie, spiekota aury, która coś knuje i droga, która się waha, tzn. wahała się kiedyś i stwierdziła, że ma w sobie coś z drożdży – rozmnożę się przez podział! No ale – patyk ci w koleinę - wiadomo, że ty, idąca ostro w górę, nie zechcesz, chyba, gwałtownie skręcić w dół? Myślenie ma przyszłość, ale prowadzi do zmęczenia. Ta teza potwierdziła się również w naszym przypadku. Krótko i stromo pod górę po niewyschniętej po ostatnich opadach wąskiej ścieżce. Kilka wygibasów pod lub nad leżącymi pniami i wypływamy na jagodowego przestwór oceanu jałowcem i pokręconymi smrekami poprzetykanego. Ledwie widoczna w trawo- i ziołoroślach ścieżynka jak zwykle szuka towarzystwa i dochodzi do kilkupasmowej holicostrady, która tnie po grani z doliny aż po góry szczyt - zgrzyt. Nie jeden. Holicostrada, jak to górostrada – służy do szybkiego przemieszczania się i na poboczach zbiera skarby ludzkiej obecności – liczne skarby. To tak na szybko wytropione: konsumpcja produktów stałych i płynnych, całosezonowa konfekcja damska i męska, obuwie; zaskoczenie - wyraźnie zauważalny brak AGD.
    Suniemy sobie niespiesznie holicostradą, wiedząc, że przed atakiem szczytowym należy energetycznie zalec. Po obadaniu ok. hektara powierzchni poniżej szczytu znajdujemy miejsce godne przyjęcia dolnych partii naszych pleców na czas bliżej nieokreślony. Z przepastnych trzewi walizek i toreb podróżnych wydobywane są łakocie wszelakie, pod różną postacią występujące, w ilości nieprzebranej /tak, tak – syndrom dnia pierwszego/ . Między kęsami i łykami słyszalne były głębokie westchnienia – ulgi, zachwytu? A może czegoś jeszcze…

    Łykaliśmy zachłannie, również niezapomniane panoramy polskich Bieszczadów, Małej Holicy, pasma Pikuja i Ostrej.
    Na korpusach zmieniały się słoiki i parametry, a w głowie zostawały najlepsze hdr-y.
    Błogości, któż cię poznał?!
    Przesyt wrażeń pokonał fizyczność – zwłoki nasyconych leżały na kurtkach i matach, trawiąc w głowie i gdzieś w okolicach wątroby.

    Sen.
    Ostatnio edytowane przez iaa ; 14-01-2012 o 17:14 Powód: kosmetyka

  9. #19
    Botak Roku 2016 Awatar asia999
    Na forum od
    11.2008
    Rodem z
    jakieś 73 cm od Tarnicy ... w skali 1:1.000.000
    Postów
    1,683

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    noooo...jest wszystko co potrzebne, żeby przeczytać od początku do końca i jeszcze raz od początku do końca i chcieć koniecznie dalej i jeszcze :)

  10. #20
    Forumowicz Roku 2018
    Kronikarz Roku 2018
    Forumowicz Roku 2017
    Kronikarz Roku 2014
    Ekspert Roku 2013
    Korespondent Roku 2008
    Awatar sir Bazyl
    Na forum od
    09.2005
    Rodem z
    Resmiasto
    Postów
    3,102

    Domyślnie Odp: Chory na Horę

    Cytat Zamieszczone przez iaa Zobacz posta
    ....poszliśmy za wewnętrznym nakazem guru – „Czas sztachnąć się chaszczem”.
    Ołłł...jeee!

    Cytat Zamieszczone przez iaa Zobacz posta
    ...
    Rzut beretem bez antenki od tego popasu znajdowało się eleganckie, ujęte w betonowy krąg źródełko – poidełko, dla wygody, raczej ludzi, wyposażone w ascetyczny, z inżynierskiego punktu widzenia, nabierak. Nie skorzystaliśmy, przecież kubki smakowe zapamiętały i utrzymywały smak tego. (...)
    Ono też, to przepiękne źródełko, tryskające na linii lasu i polany, gdzie mrok karpackiej puszczy zostaje rozświetlony błyskiem przestrzeni, znakomicie nadaje się na schłodzenie tego
    Nisko się kłaniam w podzięce!
    "Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Z Pikuja na Ostra Horę
    Przez pioabram w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 1
    Ostatni post / autor: 03-10-2010, 19:13

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •