Jak najłatwiej wziąć prysznic z rana w miejscu, gdzie nie ma do tego odpowiednich urządzeń? To proste - wystarczy próbować obniżyć wagę namiotu, strząsając niewyobrażalną ilość drobnych kropelek. Techniki bywają różne – wszystkie mało skuteczne, za to wielce odświeżające.
Jak zwykle sprawnie inaczej przeszliśmy przez piekło pakowania spuchniętych dóbr doczesnych i, a jakże, umieściliśmy w łożach dwulitrowe butle z ukraińskim paliwem rakietowym na cały dzień.
Wydając otworem paszczowym jęcząco – westchnieniowe dźwięki, powoli opuszczaliśmy gościnną łąkę i krowim traktem zdobywaliśmy kolejne metry w pionie i poziomie, mijając: a to zarośniętą polanę z małą wiatką, a to źródełko wybijające spod korzeni krzywulcowego buka, a to płytki wąwóz powstały od pochodu ludzi i zwierząt chodzących tędy, bagatela, może i siedemset lat.
Dnia poprzedniego, na chwil kilka przed wybraniem miejsca biwakowego, spotkanie z ludnością tubylczą skutkowało pozyskaniem informacji o odległości, jaka dzieliła nasze aktualne miejsce od celu wyjazdowego - trójwierzchołka Ostrej Hory. Jak wynikało ze sprawnej translacji, kobieta kierunkująca nasze ścieżki też udaje się czasem na tę górkę, zwykle w celach zbierackich, gdy wypoczywa w drodze, to zajmuje jej to ze dwie godziny, a gdy się spieszy to „słabe” półtorej. W ferworze dyskusji oznajmiła też, że jest byłą sportsmenką.
Wiadomość pierwsza bardzo nas uspokoiła, a druga nie wzbudziła większego zainteresowania. Dziś, z perspektywy czasu wiem, że ta ostatnia informacja miała niesłychanie istotne powiązanie z wcześniejszą; waga pierwszej była przez nas wielokrotnie tego dnia weryfikowana i interpretowana wielorako.
Próżno by jednak szukać wspólnego mianownika między byłymi sportowcami ukraińskimi a polskimi łazikami górskimi, zwłaszcza jeśli pod uwagę weźmiemy czasy przejść.

Pewno uniknęlibyśmy gruntownej eksploracji pasma, zwłaszcza w jego zachodnim pochyleniu, gdyby nie jedno, błędne rozczytanie któregoś tam dylematu – na tym rozwidleniu to w zarośnięte lewo, czy w dobrze przetarte prawo? Co powinno się wybrać w takiej sytuacji? Wiadomo, tak też uczyniliśmy. Potem było już tylko: sympatycznie, w cieniu w dół, sympatycznie, w cieniu ostro w górę, mniej sympatycznie w słońcu ostro w górę, i od nowa /odnowa organizmu odbywała się przy użyciu paliwa z dwulitrowego zbiornika/.
Mniemam, że w zbiorniku tym dżinna zastąpiła wena, która podpowiadała: teraz „sympatycznie, w cieniu w dół, sympatycznie, w cieniu ostro w górę….
A któż nie słuchałby weny?

Gdy Helios ostro tego dnia rydwanem sobie poczynał, odciskając na naszej skórze swoje piętno, uznaliśmy za zasadne wykorzystanie jego mocy do wysuszenia tego, co powinno być suche, więc w najdogodniejszym do tego celu miejscu obwiesiliśmy okoliczne krzaki materiałami mniej lub więcej przepuszczalnymi i drzemaliśmy sobie, słodko śniąc o górach.