Lubię te lokalne gazetki, gdzie pulsuje codzienne życie.

Dwie gazety.

W kolorowej gazecie
na błyszczącym papierze,
znanej marki zegarki
i blichtr.
Makijaże, fryzury,
czy nad morze,
czy w góry
egzystencji dylemat
i sznyt.

Na cieniutkiej bibułce
wszystkie sprawy
w pigułce.
Co dziś w kinie,
co w gminie i w trawie.
Kto promile miał w głowie,
kto się przespał przy rowie.
Całą rację kto ma
a kto prawie.

W kolorowej wywiady,
słowa śliskie z pomady
i uśmiechy jak wata
cukrowa.
A w miejscowej budżety
i socjalne pakiety.
Czasem łzy, biedy smród,
cierpkie słowa.

Czytam z wielką uwagą
tę co z kiepską bumagą
za pan brat wieści niesie.
Lokalna..
Do tej śliskiej tak jakoś
wolę zajrzeć z ostrożna,
bo i fałszem zaleci
i za ciężka do śmieci
a podpalić pod kuchnią
nie można....

.....hermetyczna, brak tlenu, nie palna!

WUKA