Początek wędrówki miał nastąpić w Wołkowyi gdzie wypoczywał po ciężkim tygodniowym trekingu schorowany kolega. Plany - Otryt i dalej. Szczęśliwie dopytujący się o dojazd zmotoryzowani turyści podrzucili nas do Czeresienek. (przez „sz”).
Otryt nie raz przeszedłem zanim jeszcze poprowadzono grzbietem szlak, więc nie żałowałem niezaliczenia.
Przebieramy się na mostku nad potokiem Wołosatym i od razu śmiesznie: koledze poryw wiatru wrzucił kijek do wody. Wyjmuję aparat, przymierzam się do zdjęcia jak to kolega w stroju niekompletnym wyławia sprzęt, niestety kijek zniosło na brzeg i skończyło się tylko na wylewaniu wody z butów.
Czeresienki nie są zbyt trudne do zaliczenia. Niżej niewiele śniegu, zaliczyliśmy pierwszy niewielki szczycik bez rakiet, jednak wejść dalej i wyżej było wyzwaniem. Załamująca się pod nogami szreń, zapadające się rakiety, niezbyt silnyale upierdliwy wiatr były męczące. Nieźle jeszcze się szło ścieżkami zwierząt ale miejscami zapadaliśmy się głęboko.
Czeresienki zdobyliśmy, nagrodą był piękny zachód słońca, wieczorne ognisko.
U nas każdy dzień zaczynał się i kończył gotowaniem na ognisku.
Rano, sorry kolega uprawiał wyjątkową leserkę, więc nie rano - ruszaliśmy po 12 tej, mijamy smolarzy
Odwalamy kawałek drogą i idziemy do bacówki za Kiczerą Dydiowską.
Mijamy takie coś
I wychodzimy na połoninę.
i sama bacówka
Miejsce piękne, w środku ok, niestety papa na dachu już się rozłazi. Stąd mój apel o ratowanie.
Potrzeba niewiele kasy: na dwie rolki papy i kogoś kto dysponuje samochodem.
Kolejny dzień- równie późny wymarsz (chyba trzynasta), piękna słoneczna pogoda. Maszerujemy konnym szlakiem granicznym, wzdłuż Sanu w kierunku Tarnawy.
Mijamy cmentarz
Rozbijamy obóz
Powoli przekonuję się do namiotów typu tarp. Po co dźwigać sypialnię i stelaż.
Jeszcze tym razem spałem pod tropikiem Muwanga I ale mam nadzieje dorobić się jednopowłokowego namiotu bez podłogi z masztami z kijków trekingowych.
Była to najzimniejsza noc -17.
Mijamy Tarnawę i planujemy dojść do bacówki w Beniowej. Niestety mijający nas leśniczy nasłał na nas strażnika leśnego. Cóż zrobić, pozwoliliśmy zawieźć się do Bereżek, gdzie z powodu późnej pory wynajęliśmy pokój.
Dalej mogło być tylko lepiej. Przemarsz doliną Terebowca. Urokliwe miejsce jak się potrafi docenić urok potoku płynącego przez nieucywilizowany las.
I wreszcie osiągamy Przełęcz Goprowców
Nocleg też chłodny (-14) ale w widokowym miejscu.
Tarnica
Kopa Bukowska z wschodzącym łysolcem
Powrót przez Tarnicę
Szeroki Wierch
Był dość nieciekawy. Padający wcześniej deszcz zamarzł tworząc lodowe szkliwo na którym moje rakiety z trudem dawały sobie radę.
I ostatni nocleg – 20 min. przed U.D. Też przy minus 14.
Zakładki