Upłynęło już sporo wody w Wisłoku odkąd mokry na wskroś oglądałem tabliczkę z napisem HyżneWczoraj po południu nie wytrzymałem i już
o 16oo siedziałem sobie w autobusie do Kanady.
Wcześniej gospodarzy malowniczej chatki
zapytałem, czy mogę zostawić u nich na podwórku autko. Nie protestowali
Autobus podrzucił mnie w okolice końca poprzedniej trasy, wędrowałem sobie dalej asfaltemz zazdrością spoglądając w boczne dróżki
i zaglądając w okna mijanych domów.
Po kilku kilometrach niecodzienna kapliczka dała znak aby pożegnać się z asfaltem,
co uczyniłem baz żalu.
Po drodze mijało mnie wielu rowerzystów, ale nie było żadnego pieszego. Tylko ze strachem mogłem sobie chwilę pogadać
Przed opuszczeniem szutrówki rzuciłem jeszcze okiem na cywilizację...
i stanąłem w zadumie. Tam gdzie szlak miał opuścić drogę nijak nie dało się skręcić. Troszkę pokombinowałem i po chwili zaszedłem szlak z drugiej strony. Nie spodziewał się tego, dał sobie wyrwać wszystko co miał najlepszego
Mimo niewielkiej długości (lekko ponad 10km) ten asfaltowy kawałek dał mi się we znaki. Spodziewałem się tego, dlatego samą końcówkę niebieskiego podzieliłem sobie na dwie części. Został mi jeszcze maleńki kawałeczek, w sam raz na kolejne popołudnie:
![]()
Zakładki