Kilka dni temu palący wstyd (nie wyjeździłem po Bieszczadach ani jednej roboczogodziny quadem lub terenówką) wypędził mnie na dzikie pustkowie (mniej więcej tam gdzie panują ekstremalnie złe warunki dla jakichkolwiek inwestycji):
Szczęśliwie było to dokładnie to samo miejsce, gdzie kiedyś popełniłem (nie)wybaczalny błąd i skróciłem wędrówkę. Popatrzyłem w lewo... w prawo... i dzięki Bogu żaden chętny do pomocy urzędnik nie wyskoczył zza krzaka
Rozochocony tym faktem niemiejscowego prywatnego przedsiębiorcę wysłałem po piwo na Słowację a sam polazłem wygodną przecinką graniczną. Przeważnie w dół
Czterech panów B.
Granica, jak zwykle, prowadziła mnie za rączkę
a zgrabne pomosty przeprowadzały przez co większe błocko.
Grzybków było w bród, gdybym się jeszcze na nich znał to może bym się czasem schylił.
Ale się nie znam, być może dzięki temu dotarłem szczęśliwie w okolice słupa
i tam rozbiłem obóz w oczekiwaniu na umówione piwo ze Słowacji. Nie nadchodziło...
Czterech panów B.
Świetny pomysł na rozwój bieszczadzkiej turystyki. Zamiast narzekać na najgorszy sezon, trzeba rozszerzyć i propagować tą formę usługi czyli dostarczanie piwa na wyznaczone miejsce na szlaku.
Myślę że byłoby zapotrzebowanie ? jak sądzicie ?
Tego nie oferują jeszcze nawet w niemieckich landach.
Żeby się tylko nie skończyło jak we wspomnieniach Rafała Dominika
Czterech panów B.
Nie, tak by się nie skończyło, bo mój pomysł na rozwój turystyki bieszczadzkiej opiera się na kopi tele-pizza.
Turysta wędrujący niebieskim szlakiem zamawia przez telefon 2*żywiec + 1 tyskie w określone miejsce, np na Okrąglik na godz 13-stą.
Przyczołguje się tam resztkami sił a tam już piwo czeka. Płaci kartą i po uzupełnieniu płynów rusza dalej bez potrzeby schodzenia do wsi.
Dzięki czemu można zachwycać się dziką bieszczadzką przyrodą bez zbędnych przerw.
pozostaje zadać jeszcze pytanie, czy opierając się urokowi grzybków Bartek nie uległ przypadkiem pokusie aby spróbować jakiegoś pstrąga, co to po nim...wywiązuje się dyskusja
Piwo się w końcu pojawiło i muszę przyznać, że warto było czekać! Od dawna nie piłem już na wędrówce, wysoko w górach piwa z butelki! Dziękuję! Pstrąga do piwa nie było, ale specjalnie mi go nie brakowało. Po konsumpcji zatopiliśmy się w kolorowy las
i wędrowaliśmy tak aż do Doliny, która jest na szczycie.
Tam też pojawiły się kłopoty orientacyjne. Nie, żebyśmy nie wiedzieli jak iść, ale ponownie uparliśmy się, że pójdziemy szlakiem. A co! Nie było to proste zadanie, łatwiej było znaleźć widoki w gęstym lesie
niż szlakowe szlaczki.
Nawet jak już widzieliśmy cel wędrówki
nie odpuściliśmy! Poszliśmy naokoło, jak szlak prowadzi. Prowadzi na mapie, bo w terenie go nie ma. Nie ma i szlus. Kawałeczek za jednym z najpiękniejszych dworców
zakończyliśmy wycieczkę. Szlaku niebieskiego w okolicy Łupkowa nie ma, ale my i tak nim przeszliśmy
Czterech panów B.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki