co prawda już gdzieś tutaj wrzucałem podobnego linka, ale się powtórzę, bo grzech nie dopiąć, jeśli mowa o camino
http://www.youtube.com/watch?v=ZmDhRvvs5Xw
Nie powinno się ulegać emocjom. Tak przynajmniej mądrzy i doświadczeni ludzie prawią. Nie powinno się, ale… zawsze jest jakieś „ale”. Nie jest wskazane np. czytanie niektórych książek, bo potem myśli krążą wokół czegoś, np. jakiegoś zwariowanego pomysłu. Po jednej z takich myślotwórczych pozycji zaczęło się – gadanie, czytanie kolejnych dłuższych i krótszych tekstów, przeglądanie zasobów Pana Intera i wreszcie - planowanie, aż do poziomu sprawdzania cen lotów do punktu A i alternatywnych połączeń do małej francuskiej miejscowości o pięknej nazwie Saint – Jean Pied de Port. Jak to zwykle z planami bywa, podobno niektóre nielicznym dają się realizować . U mnie bóg mamon pomógł zgasić plan w zarodku, podsuwając kalkulator strat wywołanych miesięczną nieobecnością.
Nic to – jak rzekła bohaterka pewnej książki. Trzeba dojrzeć do pewnych spraw, a tymczasem kolega i spiritus movens w jednej osobie nie odpuścił, bilet zamówił i po dwóch latach od wstępnych pogadanek zaczął odliczać szybko uciekające tygodnie i dzionki. Zdał też sobie sprawę z niedostatków kondycyjnych równie sporych po zimie, jak i po zasiedziałej jesieni. Czynił sugestie zbutowania bliższej lub dalszej okolicy, żeby się do 800 kilometrowej przebieżki przygotować.
Gdzieś na początku 2012 roku dowiedzieliśmy się, że zakręcony tematem piechur z sąsiedniego miasta zawziął się i wyznakował Via Regia – odcinek Camino na terenie Podkarpacia. Przekonał nawet lokalne władze do wydania mini przewodnika o tym odcinku szlaku.
I tak to właśnie pierwszej niedzieli marca, czekając, aż z gór spłynie białe utrapienie, ruszyliśmy jednodniowo w Drogę. Zimny wiatr i skłonność nieba do opadów podpowiadały inne pomysły na spędzenie niedzieli. Nie bardzo wierząc, że coś ciekawego można znaleźć w odległości 1góra 2 km od ruchliwej „czwórki”, wybraliśmy podrzeszowskie przedmieścia jako pierwszy odcinek – ot tak, bo blisko i łatwo dojechać. Gwoli ścisłości była to miejscowość o niezbyt dobrze brzmiącej nazwie – Bzianka.
Kto coś czytał o Camino, ten pewnie wie, co to Fisterra. My, przez zupełny przypadek, od niego zaczęliśmy.
f1.JPG
A potem:
- radość z pierwszej muszli; czy ten znak, to jakiś znak?
f2.jpg
- przez wsie i przysiółki,
f3.JPG
- jeźdźcy Apokalipsy,
f4.JPG
- skowrończe i ziębowe śpiewy /brak zdjęcia – śpiewy to trudny fotograficznie temat /,
- pagóry i doliny,
f5.JPGf9.JPGf6.JPG
- szyby gazowe,
f18.jpg
- kapliczki w lipowej obstawie,
f19.jpg
- prawie bieszczadzkie buki,
f12.JPG
cd.
- śródpolne zadrzewienia,
f13.JPG
- dla tych, co wracają,
f11.jpg
- wspomnienie zimy,
f17.JPGf8.jpg
- w brzezinowym młodniku,
f10.JPG
- dwór z parkiem zamieniony w gęsiarnię,
f20.JPG
- współczesna myśl inżynierska,
f14.jpg
- Słowacy mówią na to „cesta”,
f15.JPG
- jeden z trzech podkarpackich jakubowych kościołów,
f22.JPG
- stróż światła,
f16.jpg
Kończąc pierwszy odcinek, nie musieliśmy z kolegą ustalać, że trzeba nam iść dalej…
Minął tydzień, pogoda zeszła na koty, a Szlak ciągnął mimo, że po poprzednim odcinku okazało się, że nasze nogi posiadają jakieś dziwne mięśnie i ścięgna, których istnienia do tej pory się nie domyślaliśmy.
Obejść się smakiem – tak, w tej sytuacji to zdecydowanie dobre określenie na turystyczne plany weekendowe.
I tak nastał poranek 18 marca 2012r..
Start w punkcie, który był metą poprzedniego odcinka. Pogoda – bajka, krótki rękaw po porannym rozruchu to najlepsze rozwiązanie. Niespiesznie tupiemy najpierw po asfalcie, potem polnym traktem, obok którego wyrasta niepokaźny kurhan tatarskiego wodza Kantymira mirzy. Tu należy się dygresja. O ile napotkany dzień wcześniej przewodnik, podróżujący Via Regia, uznał nasz poprzedni etap za najładniejszy na Szlaku /przemierza go weekendowo od zimy/ to nie można zapomnieć, że owszem - krajobrazy mamy przednie, ale nasza dzikość nie licuje z dzikością natury. Już pierwszy odcinek uzmysłowił nam, że mimo akcji i edukacji wielu homo sapiensów nie jest w stanie zrozumieć, iż żaden typ śmieci w żadnym miejscu nie podnosi walorów turystycznych i estetycznych żadnego jaru, lasku, potoku, wzniesienia, otoczenia kapliczki itd.
Kurhan, który nas nie zatrzymał nawet po to, żeby go na fotce zapamiętać „przyozdobiono” tabliczką o srogich karach finansowych grożących tym, którzy mieliby skłonność do pozostawienia swoich śmieciowych śladów cywilizacyjnych. Robi to tak piorunujące wrażenie na tubylcach, że jakby nie patrzeć na wzniesienie, nie unikniemy widoku „handlowej wielokulturowości”. Może, gdyby zawisła tabliczka o pochodzeniu pagórka, dzicy wywoziliby worki pampersów w inne miejsce, nie kalając pamięci zmarłych. Może…
Po kilku kilometrach dotarliśmy do miasteczka, które niedawno otrzymało obwodnicę i odciążone od ruchu samochodowego oraz oglądane z perspektywy piechura, zaprezentowało się całkiem interesująco, zwłaszcza w ilości zachowanych drewnianych domów.
Po opuszczeniu miasta wspięliśmy się na wzniesienie z którego drogi wśród pól, nieużytków i zagajników wiodły na zachód, ku Hiszpanii ;-). Sycąc się spokojem i pustką przedwiośnia, zastanawialiśmy się, jak tu być może, gdy zboża zafalują na obłościach terenu. Te błogie rozważania przerwał najpierw odległy, a później coraz bliższy dźwięk „motura”, którego dzielny ujeżdżacz śmignął obok nas, nie przejmując się, że może go wybić na dziurze, kretowisku albo innej nieoczekiwaności. Miły gość – zostawił pamiątkę – smużkę błękitnego dowodu, że „motur” też wydala.
Dalej było już tylko dobrze i lepiej.
- błękit rządzi,
f23.jpg
- byle dalej od szosy,
f24.JPG
- dom w pobliżu miejsca urodzenia J. Mehoffera,
f25.JPG
– ogrodzenie przykościelne - XIX wiek – przetrwało nawet powódź w 2010r.
f26.jpg
- wypatrzone w przydomowym ogródku – elementy młyna wodnego,
f27.JPG
- zostało w dole,
f28.JPG
- czynne szyby naftowe,
f30.JPG
-u nas na pogórzu,
f29.JPGf35.JPG
- na rozstaju,
f34.JPG
25 marca 2012r. – kolejna niedziela z dobrą pogodą. Kolega ruszył już w podróż swojego życia, a ja postanowiłem kontynuować trening. Tym razem zaistniała potrzeba dotarcia autem do ostatnio odwiedzonego miejsca.
Przemknąłem chyłkiem obok kościoła o zamojsko wyglądającym frontonie,
f50.jpg
wśród współczesnych kapliczek
f51.jpg
droga wiodła do kompleksu leśnego poprzetykanego pojedynczymi domami i polami uprawnymi.
f52.JPGf55.JPGf56.jpg
Fałdy gruntowe nie pozwalały zapomnieć, że to pogórze.
Po poprzednim etapie wiele sobie obiecywałem, jeśli chodzi o ukształtowanie terenu i widoki, trochę dziegciu dano mi jednak na odcinku poprowadzonym asfaltową drogą przez rozrzuconą po pagórkach wieś. Jednak patrząc na to z perspektywy – całkiem smakowicie wyglądają obejścia domów w spokojny, rozgrzany, niedzielny dzionek – i te zdziwione spojrzenia „co się tak szlaja” - bezcenne.
f57.JPG
Dzięki lichemu oznakowaniu Szlaku można samemu wybrać najodpowiedniejsze przełazy, przejścia i ścieżki takie, co to nikt normalny nimi nie chadza. Gdy już znużenie twardym podłożem zaczęło się dawać we znaki, przewodnik nakazał skręcić w las – propozycja nie do odrzucenia. Na skraju podniszczone czasem i pogodą ławy intensywnie użytkowane, pewnie poprzedniego wieczora, i „gadżety” zachęcające, żeby znużony wędrowiec spoczął chwilę. Chleb i masło było, a butle wyssane ze szpiku. Oprócz posiłku biesiadnicy nie zapomnieli i o przyodziewku dla potrzebującego, a może jednak zapomnieli...
f61.JPGf60.JPG
Lasem trochę w dół, trochę w górę, obok rzadkiej urody jaru bukiem ocienionego.
f65.jpg
Zawilce szukały słońca i właściwej pozy
f63.JPG
Ukarana za coś brzoza wypłakiwała resztki soku,
f62.JPG
a zeszłoroczny liść szeleścił – załóżmy, że bez powodu.
f64.JPG
Wychynąwszy na otwarte przestrzenie, wpadam w sidła czarownego, opuszczonego, zapatrzonego w przeszłość obejścia z bajecznym starym sadem, rozbitymi ulami i… stertami śmieci.
f68.JPGf66.JPG
Dalej minimalne dylematy, która ścieżka najodpowiedniejsza.
f69.jpg
Wybór najprostszy z możliwych – trzeba się w dół do wsi zapuścić, żeby się na kolejną wierzchowinę wydobyć.
I znów wyszukanie nie tej co trzeba dróżki między domami sprawiło, że buty zaznajomiły się z pyłem kolein, pyłem miedz i oziminą. Warto było – widoki na wieś i to, skąd się przyszło, mimo mglistej zawiesiny, oczy i ducha radowały, wyłuskując z przestrzeni plany i detale.
f70.JPG
Za uprawnym polem las czekał i kusił jak zwykle.
f71.jpg
Najpierw czuja regulując, a później z pomocy słońca korzystając, dotarłem do właściwej drogi. Czytając wcześniej o zdarzeniach z II wojny światowej, które miały miejsce w tym rejonie, czekałem, co las zechce pokazać. I pokazał – ręką ludzką uczynione. Ładne miejsce na grzybobranie i śmierć.
f72.JPGf73.JPGf74.jpg
Buen Camino
DSCF4166.jpg Znak stoi nad Wartą nie daleko mostu Królowej Jadwigi.(Poznań) Dziś w ramach treningu mały odcinek tej trasy mamy
za sobą .
Pójdziemy dalej ... ( "Nie idź tam człowieku")
Trzeba trenować a nuż za parę lat....
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki