Publicznie chciałem odszczekać napisane w tym roku, a wymyślone w ubiegłym niepochlebne opinie o Połoninie Równej.
Równa z niej połonina, o czym z boku podpisany zaświadcza i słów tych nawet na chińskich torturach nie odwoła.
Gdy Inni świat wschodni penetrowali, a pozostali grillem, piwem i jakąś majówkową rozkoszą umilali sobie długi weekend, ja skromnie dochód narodowy wytwarzając, mełłem w ustach obelgi przeciwko Enri… / więcej nie przejdzie przez usta/. Człek tenże najpierw pyta o aktualne trendy w piwożłopstwie /ups, raczej kiperce piwnej/, po czym cichaczem wykupuje cały zasób Ciechana psz. w rzeszowskiej mekce piwnej kolportowany i sobie wybywa, a ty człowieku orz i mineralną pij /o żeż ty…/.
Gdy dodatkowo w ostatnim dniu kwietnia zabłąkany inspektor kontrolą podjurgał ego me, kończąc przedświątecznie działania zawodowe, rzekłem w duchu: tego dość, trzeba tamtego. Pomyślałem sobie – choćby na dwa dni, ale ja liubliu Ublu, trzeba brakujący południowy element podkowy lutańskiej sprawdzić.
Dając zaprzyjaźnionym ciułaczom prawo wyboru kierunku /znaczy się narzuciłem wolę, aby…/ i parę godzin na zdobycie zielonej karty dla mojej Srebrnej Strzały, wypełnienie reklamówek substancją spożywczą i inne tego typu, począłem szukać: mapy, kawałka mapy, ścinka mapy, czegokolwiek. Ot i znalazła się – drogowa Ukrainy 1:1000000 – świetna w góry.
Na Słowacji kierunek jazdy wskazał
PR2.JPG
Na przejściu trwały targi, kto lepiej radzi sobie z wymową nazwy miejscowości docelowej, bo stwierdzenie, że jedzie się w góry, nijak nie pasowało do wyobrażeń ukraińskich pograniczników o celu naszego pobytu.
Potem były jabłonkowe drogi i cel w oddali.
PR4.JPGPR3.JPG
A jeszcze potem potok wody toczył, Szypot zwą go.
PR9.JPGPR21.JPGPR7.JPGPR11.JPG
Zakładki