Gubimy sie w Samborze i dobry kawalek jedziemy na Lwow jakas pylista droga pelna kolein.
Przed Tarnopolem znajdujemy przydrozna knajpke z dobrym zarciem wiec opychamy sie bez miary solianka, pielmieniami ze smietana, salatkami z kapusty, warenikami i innymi specjalami, za ktorymi przez cala zime zdazylismy juz bardzo zatesknic. Lilka probuje zaprzyjaznic sie z miejscowymi dziecmi i wymienic swojego misia na karabin puszczajacy banki mydlane :)

W Złoczowie podjezdzamy pod zamek. Jest strasznie zatłoczony, przystrojony zdechlymi sarnami a wokól lansuja sie rozne panienki ktorym sie wydaje ze sa bardziej ponętne jak stoja na jednej nodze.



Za Chmielnickim mijamy dziwne skrzyzowanie, gdzie jest zjazd na lotnisko. Jest jakos dziwnie oznaczone wiec wszyscy jedziemy kawalek pod prąd. My jakos przejezdzamy niezauwazeni ale Tomek z Młodym jada kawalek za nami ,łapie ich policja i wlepia strasznie wysoki mandat. Czekamy na nich na parkingu pod barakobarem.



Tu nas zastaje zachod slonca, wiec dzis noclegu szukamy po ciemku co wcale nie jest takie proste. Wjezdzamy do Międzyborza ale o tej porze nie bardzo jest kogo zapytac o nocleg- po miescie włocza sie tylko pijane nastolatki i wyzywajaco ubrane kobiety. Po polgodzinnym jezdzeniu w labiryncie ciemnych i wyboistych miejskich ulic wyjezdzamy na rozlegle pola. W tle majaczy zbiornik wodny i graja w nim chóry zab. Czasem odezwie sie ptak- bąk dmuchajac w swoja butelke.. Stawiamy namioty i auta na wąskim pasie trawy miedzy drzewami a polem uprawnym. Dosyc jest ciasno wiec uzyskujemy zageszczenie iscie woodstockowe- tzn odciag namiotu mamy w przedsionku Ady



Tomek opowiada o zyrafach i sloniach spod Warszawy, ktore wypuszczono z cyrku oraz o festiwalach reggae w Czechach gdzie kolesie spia z workiem marihuany pod glowa zamiast poduszki. Piotrek odkrywa ze ma spiwor zalany olejem silnikowym..

Ranek wita nas spokojem, unoszacymi sie mglami nad pobliskiego zalewu.. i spadajacymi chrabąszczami. Ile tu jest owadów! Sa wielkie i spadaja z drzew tlukac sie w namiot jak dorodny grad. I jeszcze jedno- ludowe porzekadla mowia, ze nietoperze wplatuja sie we wlosy! Nietoperze zdecydowanie tego nie robia! We wlosy wplatuja sie chrabaszcze!! Ogolnie spadaja mi na glowe trzy osobniki i naprawde musze sie strasznie namęczyc zeby je wyplatac.



Konczymy wlasnie rybne sniadanie jak zaczynaja sie pojawiac maszyny rolnicze. Na pole wjezdzaja kolejne, wielkie skladane konstrukcje, wygladajace jak wielkie radary. "Oko Moskwy" w miniaturze ciagniete za traktorem Jest juz ich kilkanascie a wjezdzaja kolejne beczkowozy, jakies grube spychacze.. Ale na tym etapie jeszcze nie wiemy, ze bohater dnia wjedzie jako ostatni... Rolnicy wyłaza ze swoich maszyn i sugeruja nam, zebysmy sie juz zbierali bo planuja rozpylac jakies swinstwo i nie chca zebysmy to wdychali (albo nie chca miec swiadkow ).





Wyjezdzamy wiec z pola, my niestety jako ostatni.. Kilkunastometrowy odcinek polnej drogi dzieli nas od asfaltu. Z glownej drogi w pole nagle odbija koparka, z wielka łychą na przodzie. Droga wąska.. jedna koleina z pasem zieleni na srodku.. Ale koles z koparki na pewno nas widzi, przeciez jedziemy na wprost siebie. Jemu na tych wielkich kołach łatwiej zjechac w bok na gliniaste pole.. Na pewno nas omina.. Na pewno zjada gdzies w bok.. Widza nas przeciez.. Koles z koparki nawet lekko przyhamowal.. Nie uciekamy w bok, teraz nas napewno ominie.. W tej chwili koparka dodaje gazu.. juz nie ma jak uciekac!! wali wprost na skodusie!! widzimy tylko wielka łopate i rozlega sie "jebuuuuttt" i nieprzyjemny dzwiek gietych blach.. Skodusia odskakuje gdzies z metr do tylu... No to zesmy sobie k**** pojechali na Mołdawie... Trzeba bylo za dnia szukac noclegu a nie po nocy sie rozkladac na jakims pier**** polu uprawnym.. Wyskakujemy z auta.. Huk byl na tyle duzy ze zbiega sie reszta naszej ekipy i czesc rolnikow.. Zderzak troche pogiety, odpadaja z niego kawalki, ale reflektory w calosci.. Zagladamy pod maske.. Chlodnica sie troche przesunela od uderzenia ale nie cieknie... I silnik o dziwo nie gasnie.. Kolejne osoby wsadzaja glowe pod maske w celu oceny strat ale wydaje sie byc wszystko w porzadku.. Ciekawe czy właczy sie chlodzacy wiatraczek?? Kazdy rolnik tez chce zajrzec pod maske.. "Kriepkaja maszyna" - rzuca ktorys w przelocie.. Pojawia sie tez winowajca.. Kierowca felernej koparki to mlody chlopak. Roztrzesiony tlumaczy ze ma nowa prace i teraz na pewno go wyleja.. A dzis pierwszy raz jechal ta koparka.. twierdzi ze nas widzial.. Staram sie obwąchac go dokladnie- nie jest pijany.. Wszystko na to wskazuje ze koles pomylil gaz z hamulcem.. Chlopak pyta jak oceniamy straty, ze moze nam dac pieniadze.. Jakos jestesmy tak zakreceni ze ostatecznie nic od niego nie bierzemy. W koncu wyglada ze wszytsko w porzadku, a czy silnik oberwal to wyjdzie dopiero na trasie. Wiatrak sie włacza, chlodnica dziala.. Zbieramy kawalki zderzaka i kleimy tasma odpadajace elementy.. Kurde, mielismy szczescie ze nie mial tej łopaty 5 cm wyzej, masakra by byla... Ale uraz do maszyn rolniczych pozostal do konca wyjazdu...





Jedziemy do Międzyborza. Zwiedzamy ruiny kosciola przepelnione spiewem ptakow.



Potem odwiedzamy zamek. Najciekawsza jest oczywiscie ta czesc zamku gdzie nie wolno wchodzic. Na jednej ze scian jest zatrzesienie jaskółczych gniazd! Mozna by godzinami patrzec jak karmia swoje młode.









Dalej zatrzymujemy sie na chwile przy pozostalosciach zamku w Latyczowie