Przed Winnica ide w przydrozny las w celu znalezienia krzaczka na kibelek.. Po drodze mini wysypisko smieci.. Nagle wzrok przykuwaja kartony i wysypujace sie sie z nich zdechle psy- glownie szczenieta.. Jest ich tu z kilkadziesiat , na bardzo nieduzym obszarze... W zyciu czegos podobnego nie widzialam... Zwloki sa dosyc swieze, acz łaza juz po nich muchy ogromnymi stadami.. W duzej czesci to male ladne puszyste pieski.. Nie nosza zadnych sladow podpalenia, zastrzelenia czy innych ran.. nie wiem czy otrute, utopione czy zdechly z innego powodu.. Ale miejsce przerazajace... Slyszalam kiedys ze przed Euro jest akcja na Ukrainie eliminowania bezpanskich psow, ze powstaja mobilne krematoria.. Czy tam, w lasach pod Winnica, mialam wątpliwa przyjemnosc zobaczenia fragmentu tej akcji??
Na kolejnym skrzyzowaniu policja łapie Tomka i Adama, ze nie staneli przezd znakiem "stop". Mysmy chyba spotkaniem z koparka wyczerpali limit nieszczesc na dzisiejszy dzien bo skodusi nie zatrzymuja.. Poczatkowo chca po 520 hrywni, juz biora sie za wypisywanie mandatu.. Pokazuja jakies ceny w taryfikatorze.. Udaje sie stargowac do 200 UAH, tlumacze im ze nam papier niepotrzebny, a im jeszcze sie kiedys przyda i szkoda drzew. Stroze porzadku chyba na to czekali bo szybko chowaja kwitki. Nawiazuje sie calkiem przyjacielska rozmowa o celu naszej podrozy. Brzuchaty policjant chwali sie, ze ma zone Mołdawianke.
W Bracławiu rzuca sie w oczy ciekawy pomnik- wynalazcy kuchni polowej: Anton Fedorowicz Turczanowicz
W Tulczynie odwiedzamy zespoł palacowy. Czesc jest odremontowana, a jeden budynek jest w ruinie. Wejscie do niego zagradzajac spore drewniane drzwi. Własnie probuje ocenic czy dam rade wejsc przez szpare, gdy okazuje sie ze drzwi bynajmniej na zawiasach nie siedza i nagle spadaja na mnie przygniatajac do ziemi. Reszta ekipy nadchodzi jak juz probuje sie wygramolic spod drzwi. Dobrze ze spadly ta strona- druga strona drzwi jest cala najezona ogromnymi gwozdziami!
W centrum spotykamy bardzo uczynna babke, ktora za wszelka cene chce nam ułatwic i uprzyjemnic przebywanie w regionie. Sama za bardzo nie orientuje sie w atrakcjach turystycznych okolicy wiec dzwoni do kolezanki, krotko wyjasnia, ze "przyjechali do nas polscy turysci" i podaje mi telefon.. Ja , jak zwykle, mam duzy problem zrozumiec co mowia do mnie przez telefon, ale z potoku słow udaje sie wyodrebnic , ze najciekawszym miejscem jest tu "hajdamacki jar" kolo wioski Busza.Jest tam ponoc czysta rzeka, skaly, jaskinie i dogodne miejsca na biwak, ale niestety miejscowosc ta jest nam dosyc nie po drodze.
Od jakiegos czasu bezskutecznie probujemy znalezc cos do jedzenia, jakas knajpke zeby dawali tam cos cieplego. Nie ma nic takiego w Bracławiu, nie ma w Tulczynie, Wapniarce ani Tomaszpolu. W wiosce Gnatkiw zagladam do kolejnej knajpki. Mila babka ze smutkiem w glosie tłumaczy ze "w naszej wiosce to sie pije nie je.."
Dopiero w Jampolu wpadamy na knajpe gdzie obiecuja nam dac pielmieni w bulionie. Rozsiadamy sie pod plastikowym daszkiem i mamy saune za darmo. Barmanka twierdzi, ze ostatni raz zagranicznych turystow widziala tu 7 lat temu.
Jest 19:30, prom na mołdawska strone juz nie pływa. Musimy czekac do rana. Cieć pilnujacy przejscia pozwala nam sie rozbic nad rzeka. Stawiamy namioty i ide negocjowac zakup mleka z kobietami pracujacymi w polu. Mleka nie udaje sie nabyc ale za to doksztalcam sie z historii jampolskich fabryk i kołchozow.
Niedlugo przed zmrokiem przychodzi do nas pograniczniczka zebysmy przeniesli nasz oboz do pobliskiego parku bo tu kolo przejscia nie wolno biwakowac. Nietrudno zauwazyc , ze wystepuja tu jakies znaczne animozje miedzy pogranicznikami a celnikami. Pograniczniczka wypowiada sie z duza pogarda o celniku ktory pozwolil nam tu postawic namioty.. Wszystko ok, do parku jest okolo kilometra, ale wszyscy juz cos tam wypili, a tu nie ma gdzie aut zostawic.. bedzie cyrk jak tam za rogiem gliny stoja...
Inny pogranicznik tlumaczy nam jak dojechac do innego przejscia granicznego otwartego calodobowo.. Coz.. bardzo ciezko im zrozumiec ze niektorzy kochaja promy... :)
Park miejski jest wyraznie miejscem wypoczynku mieszkancow. Co krok stoi jakies auto, rozlozony kocyk, zarcie, picie a z magnetofonu rozlega sie umck umck bum bum. Gdzies w oddali slychac zaloty mlodziezy charakteryzujace sie donosnymi piskami panienek i porykiwaniem chlopcow.
Ale przed polnoca park pustoszeje.. Zostajemy tylko my, betonowe ławki dawnego amfiteatru, smaczne kahory i szumiacy Dniestr przeplywajacy pod wysoka skarpa. Po drugiej stronie widac juz pełgajace swiatełka w mołdawskich chałupach. Jutro i my tam bedziemy!! :)
Budzi nas o 7:30 łupanie muzyki z auta Ady I Abama, ktorzy znalezli taki oto niezbyt mily acz skuteczny sposob na wywabienie nas ze spiworow.
Suniemy w strone promu. Na granicy pusto- pare samochodow i kilka babuszek w kolorowych chusteczkach. Prom jest potezny, duzo wszedzie roznorakiego zardzewialego zelastwa, jakies korby, kotwice, liny. Obok drewniana budka i ławeczki. Na granicy mile, usmiechniete chlopaki, wogole klimat kameralny. Ot male przejscie, zagubione gdzies na koncu swiata, z rodzinna atmosfera i spokojem zakletym w miarowe zgrzyty promowej korby. Pachna wodorosty, chlupie woda, dogrzewa slonko a na wietrze łopoce mołdawska flaga. A niedaleko pasą sie spokojnie krowy na nadrzecznych łąkach
Jakis Mołdawianin zamieszkały na stale we Włoszech dopytuje sie nas jak ma ubezpieczyc swoj nowy samochod zakupiony w Polsce. I czy musi to zrobic osobiscie czy moze załatwic to jego niemiecki przyjaciel? Ostatecznie nie uzyskawszy od nas miarodajnej odpowiedzi wsiada w samochod na rosyjskich blachach i odjezdza gdzies w dal. Dokad niewiadomo, bo wszystko przyslania tuman pyłu podnoszacy sie z rozgrzanej , wysuszonej nawierzchni drogi..
Po stronie mołdawskiej trzeba najpierw wejsc po schodkach do straznicy i dostac karteczke. Potem zanosi sie ja do baraku oddalonego o kilkadziesiat metrow, uiszcza niewielka oplate i babka przy dzwiekach skocznej muzyki podbija pieczatke. Podbity papierek odnosi sie spowrotem do straznicy, ale nie oddaje sie go, tylko pokazuje i chowa do paszportu. Ponoc jest potrzebny przy kontaktach z miejscowa policja- acz cale szczescie ta watpliwa przyjemnosc nas w Moldawii ominela.














Odpowiedz z cytatem
Zakładki