Po zjezdzie na Rybnice wreszcie zaczynaja sie wlasciwe drogi- żuzlowe, kamieniste, piaszczyste. Teren robi sie lekko falisty, wjezdzamy na kolejne gorki z ktorych rozciaga sie widok na pocieta wąwozami rownine. Pylistoscia drogi mozna sie dopiero w pelni nacieszyc podrozujac za oknem- cieply powiew wiatru, rozwiane wlosy, piasek chrzęszczący w zębach i poczucie wolnosci w sercu. Suniemy wiec w strone Tipowej, a wszystko pokrywa sie warstwa płowego pyłu..
W gasnacym swietle podjezdzamy pod klasztor w Tipovej. Przed nami piekny wąwoz Dniestru..
Ale tutejsi mnisi chyba nie za bardzo lubia gosci i turystow- zwlaszcza tych zmotoryzowanych. Przyklasztorne drogi obstawili znakami zakazu postoju i zakazu wjazdu. Zatem wracamy kawalek i stawiamy namioty na rozleglej łące przy ruinach. Wygląda na to ze byl tu dawniej jakis obóz pionierski. Swiadcza o tym dobrze zachowane komunistyczne malowidla wewnatrz opuszczonego budynku. Wyjatkowo szczuple i wysokie dzieci w czerwonych chustach na szyi pomagaja w pracach kołchozowych. Jezdza rózowym traktorkiem, zbieraja winogrona i jabłka. Ochoczo tez biorą udział w apelach i ich oprawie muzycznej. Jak sie pozniej dowiadujemy - bylo tutaj 18 takich budykow i wypoczywaly tu dzieci z calego Sajuza. Za czasow wolnej Mołdawii miejsce stało sie niepotrzebne, popadlo w ruine, czesc budynków spłonela, czesc zostala rozebrana..
Na polanie pasie sie koń wiec mamy podejrzenia ze ktos nas dzisiaj jeszcze odwiedzi. Nie mija nawet godzina gdy przychodzi po konia miejscowy emerytowany leśnik. On wlasnie opowiada nam o pionierskim miasteczku, którego niegdys pilnowal. Przynosi nam domowe wino- biale i czerwone. Mi bardziej smakuje czerwone- jest takie pyszne, kwaskowate. Podaje nam je mocno schlodzone, w krysztalowym kieliszku. Tomek idzie z nim po wiecej wina a przy okazji jako jedyny z naszej ekipy ma okazje zobaczyc gospodarstwo. Ponoc rzuca sie w oczy przede wszystkim obszerna piwniczka- spizarnia pelna dóbr wszelakich. Jest ta sporo debowych omszałych beczek z winem oraz sloiki z przetworami- np. chyba bardzo popularne w regionie marynowane pomidory. Leśnik opowiada, ze wszystko co maja do jedzenia jest naturalne, samodzielnie wychodowane i przyrzadzone. W sklepie kupuje tylko sól i cukier. Nasz lesnik ma 64 lata. Pochodzi z dlugowiecznej rodziny- jego ojciec Michaił Strugula jest najstarszym mieszkancem Tipovej. Nadal jest zdrowy, sprawny i zajmuje sie gospodarstwem. Lesnictwo jest zawodem rodzinnym, od 150 lat przechodzi z ojca na syna. Acz on jest chyba ostatnim z tej dynastii. Corka wyjechala do Kiszyniowa, syn do Monachium. Nie chca wracac na mołdawska wioske, mimo ze nigdy nie zaznali tu biedy a w obejsciu czeka na nich mercedes, żiguli i nowy traktor.
Antagonizmy z Naddniestrzem sa wciaz wsrod miejscowych bardzo silne. Leśnik przestrzega nas bysmy tam nie jechali- bo ludzie niemili, niegoscinni, nie lubiacy obcych. Na poparcie swoich tez opowiada o pobliskich wioskach leżacych za "wielka rzeka" - Zazulanach i Popienkach. Ponoc to "wsie skazańcow"- dawniej osiedlano tu kryminalistow, a teraz zyja tam ich potomkowie , kultywujac przestepcze "tradycje ojców".
Lesnik opowiada tez o okolicznych mysliwych, kłusownikach i swoim trojnogim psie, ktory kiedys zima wpadl we wnyki i mu łapa odmarzla. Wspomina tez wojsko- trafil do Eupatorii a dokladnie do tajnej bazy marynarki wojennej nad jeziorem Donuzław. Jezioro to zostalo połaczone sztucznym przesmykiem z morzem aby mogly do niego wpływac morskie statki i łodzie podwodne.
Lesnik dziwi sie tez bardzo, ze Ada z Abamem nie zgadzaja sie na poczestowanie Lilki winem. Jego wnuki od najmlodszych lat zawsze kapkę wina dostawaly!!
Uczymy sie tez od nowego znajomego roznych mołdawskich słow typu "bune diminace", "mulcu miesk". Oczywiscie najlepiej wychodzi to Lilce, my wszyscy łamiemy sobie jezyki a za chwile znow wszystko zapominamy
Spiewaja nam słowiki i inne nocne ptactwo a w ruinach pionierskiego miasteczka , wsrod ksiezycowych cieni starych drzew zdaje sie, ze mozna dostrzec szeregi małych chlopaczkow w czerwonych chustach, nucacych 'Miedzynarodowke".. I kto by pomyslal, ze znow po 20 latach stana tu namioty...
Rano jest jakis wysyp much, ktore chca nas pozrec zywcem. Z drzew spada jakis dziwny sok , ktory pokrywa lepka mazia cale samochody. Wycieraczki sie na nim slizgaja, a skupiska owej dziwnej substancji swietnie imituja rozbita szybe..
Zwiedzamy cerkiew w tipovej, w ktorej najbardziej rzuca sie w oczy "plakat antyaborcyjny"
Dalej, wzdluz pieknych widokow na Dniestr i "wsie skazancow" idziemy w strone skalnych monastryrow.
Pierwszy zwiedzamy monastyr tzw "nowy". Jest kilkupoziomowy, wykute w skale cele łacza wąskie korytarzyki i schodki. Na scianach wisza swiete obrazki, gdzieniegdzie lekko przykopcone palącymi sie swieczkami.
Zarosniete pachancym zielskiem schodki prowadza dalej w dól w strone rzeki. Mijamy kilka urokliwych miejsc gdzie fajnie by sie rozbic z namiotem. Ekipa sie jakos rozpełza, kazdy idzie w inna strone. Ja i toperz pniemy sie pod góre zanikajaca sciezka, wsrod osypujacych sie kamieni a spod nóg nawiewaja ogromne zielone jaszczurki. Sa chyba ze 3 razy wieksze od tych spotykanych w Polsce, odblaskowo zielone i bardzo przypominaja gekona ktorego hodowal moj kolega z liceum.
Wspinaczki nie ułatwia fakt, ze wlasnie rozwalil mi sie but. Rozklejajaca sie podeszwa to nic dziwnego i przyzwyczailam sie, ze to zjawisko zawsze mi towarzyszy, niezaleznie od modelu buta.. Acz tym razem but troche przegiął.. Podeszwa odpadla gdzies w 2/3.. Trzyma sie jedynie na pięcie, straszliwie kłapie i co chwile sie potykam.. Sprawe ratuje na kilka nastepnych dni uniwersalna szeroka tasma Adama (tak, ta sama ktora skleilismy skodusie
![]()

























Odpowiedz z cytatem
Zakładki