Druga część moich biebrzańskich potyczek to dwa wyjazdy. O pierwszym tylko wspomnę, Bagna B. Zawsze „wciągają” ale termin nie był najatrakcyjniejszy. Zakończyły się przeloty ptactwa wszelakiego a roślinki dopiero zaczynają budzić się do życia.
Troszkę płynięcia, obozowiska w super miejscach, kucharzenie przy ognisku, ot normalka niekomercyjnych spływów.
Po wczesnowiosennym spływie mój drugi ulubiony termin to długi weekend majowy. Są rykowiska mogą być i żabowiska czyli okres godowy żab.
Koszt dojazdu niewielki. Warszawa - Białystok – Osowiec poniżej 40 zet i już po południu jesteśmy w Osowcu.
Dawna carska twierdza, również siedziba BPN.
Upał, kupujemy bilety, jak również opłatę na odcinek Osowiec – Brzostowo. W okresie lęgowym ilość spływających osób ograniczono do trzydziestu dziennie. Droga nad wodę niby niedługa z półtora km ale obładowani zakupami na tydzień ze szczególnym uwzględnieniem piwa dla Małgosi (ze 20) z trudem brniemy.
Po drodze mijamy ruiny jakiegoś kawalątka twierdzy
aby wreszcie dotrzeć nad rzekę.
Z trudem zmieściliśmy bagaże w kajaku i na wodę.
W górach od upału nic nie ratuje tu nie ma problemu. Zmoczyliśmy co się dało wodą i ciesząc się tak osiągniętym chłodkiem wyruszamy w drogę.
Całe trzy kilometry.
Mijamy Kanał Rudzki i na wysokości fortu nr trzy na wysepce gdzie kiedyś było pole namiotowe biwakujemy. Niby nie wolno ale wieść gminna mówi że BPN to toleruje.
W zeszłym roku sprzątnąłem wszelakie śmiecie. Niestety jakieś łachudry pozostawiły dwie reklamówki z puszkami. Oby spełniły się moje najgorsze życzenia pod ich adresem.
Wyspa, my dwoje, ptactwo i głośny żabi koncert. Sielanka.
Rano jak zwykle świtkiem białym czyli około południa ruszamy dalej. Pogoda super, woda nas schładza, niby idealne warunki powiosłować ale komu by się chciało. Woda sama niesie, czasem Małgosia powiosłuje a ja robię to co mi wychodzi najlepiej, czyli nic!
To, dlaczego tak sobie cenię ten termin to „żabowisko”. Odgłosy tak głośne jak jadącego pociągu, (dosłownie). Harmider przeogromny, jeden głośny żabio-sex-wrzask. Czasem jakiś pojedynczy skrzek głośniejszy od innych.
Wszędzie tam gdzie troszkę płycej takie stworzonka.
Góry lubię ale takie widoki też.
Mijamy naszą ukochaną krowią wysepkę gdzie kiedyś pod tym dębem nocowałem
Długo podziwiamy łosia. On stał i gapił się na nas, my staliśmy i gapiliśmy się na niego, czasami tylko spoglądając na żerujące obok żurawie
Potem nasze leniwe niepływanie doniosło nas w stronę łazikującego lisa
Oba zwierzaki, szczególnie lisek, nie były daleko ale jak się ma nędzny aparat to i trudno wyraźnie zwierzaki ująć.
Wreszcie po dziesięciu km niewiosłowania biwak na kolejnej krowiej wyspie.
Obowiązkowa kąpiel moja i Małgosi I
czuliśmy się jak na grzbiecie wielkiego, ogromnego stwora. Wszystko dookoła pulsowało życiem. Hałas jazgot, gęganie, skrzeczenie, przelatujące ptactwo,
Pojawił się okazały zaskroniec, żmii Małgosia zdjęcia nie zrobiła, lenistwo
biwak
zachód słońca
ot – zwykły dzień na wyjeździe.
Cdn.
Zakładki