Nasz tegoroczny podlaski wyjazd rozpoczynamy z eco w czwartek w Opolu. Najpierw pożeramy pyszne nalesniki ze szpinakiem. W kolejnej knajpce spotykamy sie z cezaryolem i Anią, czas milo plynie na rozmowach o sudeckich trasach na 50 i 100km, zderzaczach elektronow i ksiazkach o powstaniu swiata. Potem odwiedzamy "Staromiejska" gdzie czeka juz Michał z forum bieszczadzkiego. Pogawędka przenosi nas w czasy dawnych Bieszczadow, niezapomnianych imprez w wetlinskich knajpkach. Snujemy tez plany jakiejs wspolnej wyprawy w gory Opawskie czy włoczegi po zaułkach Opolszczyzny.



Mamy z eco jeszcze w planach odwiedzenie spelunkowatego baru "U Sąsiada" niedaleko stacji Opole Zachodnie- ale okazuje sie ze wszystkie pociagi jadace trasa wschod- zachod maja po kilkadziesiat i kilkaset minut opoznienia.. Od razu decydujemy sie jechac do Kędzierzyna gdzie dzis spimy u Michała, a jutro wspolnie ruszamy na pólnocny wschod.
Koło dworca w Kędzierzynie przysiadamy na chwile, eco przyrzadza skręciki i kontemplujemy ten miły cieply wieczor.. Lubie ten moment wyjazdu.. Ma sie jeszcze wszystko przed sobą, jeszcze prawie nic nie mineło.. Nie wiesz kogo spotkasz za zakretem, nie wiesz gdzie spedzisz najblizsze noce. Jedno wiesz napewno- ze wlasnie zaczyna sie kolejna wielka przygoda :)

Z budynku dworca wyłazi jakis wytatułowany facet z małym bagazem. Zmierza w strone miasta, ale glowa mu sie jakos sama odwraca w strone naszego biwaku na schodach. Gęba mu sie jakos usmiecha na nasz widok- wiec i my sie do niego smiejemy. Zawraca wiec i zagaduje dokad jedziemy. Mowimy ze na Podlasie. "Ja tez!". Przedstawia sie jako Waldek- ale wszyscy mowia na niego Mały. Pochodzi z Kędzierzyna ale od kilkunastu lat mieszka w okolicach Siemiatycz. Jest drwalem w Puszczy Bialowieskiej, zimą dokarmia żubry i wykonuje inne drobne prace dla parku narodowego. Puszcza to jego dom. Opowiada o prawdziwej przyjazni jaka zawiązuje sie miedzy ludzmi jedynie tam gdzie jest pusto i dziko, gdzie do sklepu odleglosc liczy sie nie w metrach a w dziesiatkach kilometrow, o zasypanych sniegiem po dach barakach i zwierzetach ktore nie boja sie ludzi. Zarabia ponoc niezle, ma zonę, dwie córeczki. Ponoc tam, na dalekim Podlasiu odnalazl swoje miejsce w zyciu, Kędzierzyn wspomina dośc milo z dziecinstwa i mlodzienczych lat, jakis czas pracowal tez w koksowni w Zdzieszowicach, ale twierdzi ze nie mogl tu zostac. Wszyscy jego dawni kumple zeszli na zła droge, siedza w pudle albo juz nie żyją. Twierdzi, ze jakby tu zostal to by skonczyl tak samo. A dziwne tatuaże z przeszlosci, rowniez na twarzy, swiadcza ze gośc dobrze wie o czym mowi..
Rozmowa schodzi tez na zespoly rockowe ktorych Mały jest naprawde znawcą. Opowiada ze za dawnych lat duzo chodzil po gorach, zwlaszcza Bieszczady byly jego ulubionym miejscem. Wspomina gorskie chatki i imprezy gdzie tydzien sie nie trzezwialo. Przez pewien czas jezdzil tez na MRU, ktorego mape ma chyba w glowie, swobodnie rzucajac numerami obiektow. Ponoc potem przyszedl czas fascynacji fortami sowiogorskimi, wyjazdami na Jarociny i Woodstocki.
Mały ma pociag do Bialegostoku dopiero o 1 w nocy wiec czas planuje spedzic w parku nad dwoma piwkami. Zegnamy sie jak starzy znajomi.



Jako ze Michal jeszcze nie wrocil z pracy idziemy z eco do baru "U Kaśki" czyli tego przy kedzierzynskim dworcu gdzie w srodku czesc siedzen pochodzi ze starych wagonów. Wlasnie tu, w Sylwestra, zostalismy obdarowani przez miła wlascicielka ogromna iloscia slodyczy!
Ledwo wchodzimy do knajpki a juz wita nas wesoła ekipa miejscowych, proponujac abysmy sie do nich przysiedli. W tym celu łączymy iles stolikow. Coz za niesamowicie imprezowy dzien,niezwykle bogaty w spotkania z nowymi, przyjaznymi ludzmi! Po chwili czujemy sie juz jak w gronie dobrych znajomych. Poznajemy Mundka, ktory probuje wytłumaczyc Czarnemu wyzszosc Dolnego Ślaska nad Opolszczyzna. Mundek pochodzi z Wałbrzycha i ogromnie sie cieszy ze ma we mnie sojusznika w "obronie praw Dolnego Slaska". Troche mu mina markotnieje jak sie dowiaduje ze tak naprawde to pochodze z Bytomia Czarny natomiast uwielbia tanczyc, co zreszta co chwile czyni. Kolejny nowy znajomy- Gumiś urodzil sie i wychował pod Hrubieszowem. Jest niezwykle zdziwiony ze znam troche te tereny. Dlugo wiec gadamy o ruinie cerkwi i PGRze w Dołhobyczowie , zarosnietej cerkiewce w Mycowie, tajemnicach zamku w Kryłowie, festynach w Horodle i ojczyznie Jakuba Wędrowycza z przycerkiewna dzwonnica pelna nietoperzy. Wspolnie tez odspiewujemy piosenke, ktora zaslyszalam kiedys chyba na jakims festynie z okazji rocznicy powstania miasta: "Hrubieszów, Hrubieszów, Hrubieszów, stary czerwienski grod, szesc wiekow, szesc wiekow, szesc wiekow, historia swiadkiem juz".
Jeden z knajpkowych bywalcow wyjezdza wlasnie do pracy na budowie do Hanoweru i wlasnie wskoczyl na pozegnalne piwko z kumplami.
Jest tez Pavarotti, z zawodu chemik z kedzierzynskich Azotów, zaiste o operowym glosie. Na prosbe kolegów spiewa "Brunetki, blondynki" i jeszcze jakies inne stare piesni a szyby az sie trzesą od mocy jego glosu. Kurcze, taki wystep to by pasowal gdzies na wielkiej scenie a nie w przydworcowej knajpce!






Wogole wiekszosc ekipy ma za soba turystyczna przeszlosc- jak nie gory i licealne rajdy, to włoczege pociagami po calej Polsce, spanie po dworcach i w bydlecych wagonach na bocznicach, autostop, spontaniczne splywy kajakowe, lub zeglowanie po wielkich jeziorach lub czesciej bo bezdennych beczkach przybrzeznych mazurskich tawern.
Przewaznie koniec beztroskiego zycia, pelnego włoczegi i radosci bylo poznanie jakiejs kobiety, zwiazek z nia, małzenstwo, koniecznosc urzadzania domu i gromadzenia na ten cel funduszy.. Wiekszosc ekipy twierdzi ze kobiety nie cenia wogole szerokiej przestrzeni, prawdziwej przyjazni czy poznawnia nowych miejsc i ludzi. Lecą tylko na pieniadze i wystawne zycie. Kilku z nich zawsze rzucila dziewczyna gdy tracil prace.. Probuje oponowac i wysuwac argumenty ze nie zawsze tak jest.. Ale nie mam szans. "Buba- rozejrzyj sie chocby tu.. Zobacz ilu nas jest- a ty tu jestes jedna.
Mundek wlasnie rozstal sie ze swoja kobieta. Pragnie odkurzyc stary plecak porzucony gdzies na struchu i ruszyc w teren jak za dawnych lat. Poczatkowo umawiamy sie na wspolny wypad na Góre sw Anny jakos jesienią.
Godziny mijaja a wspolne tematy sie nie koncza. Nie ma zadnych pijackich burd, nikt nie spada pod stól. Obserwujemy spontaniczne wesole tance i wysluchujemy hymnu tej knajpy. Gdy zbieramy sie do wyjscia wszyscy sie z nami zegnaja jak ze starymi przyjaciolmi, a nawet gdy wychodzimy na ulice wszyscy dlugo nam jeszcze machaja...
Idziemy do Michała. Ja sie kłade spac a niestrudzony eco z Michałem ruszaja jeszcze do kolejnej knajpy. Jutro wstajemy o 4

Rano leje.. Zasnute maksymalnie niebo, czarne chmury, masakra... Czerwiec mowili.. Upały, slonce, kwiaty..
Suniemy osobowkami do Katowic, potem IR do Warszawy. Jedzie z nami jakas wielka ekipa zmierzajaca na koncert metalowy wiec w sasiednich przedzialach pobrzękuje milo gitarka.
W Warszawie nie mozemy otworzyc drzwi pociagu, zaciely sie chyba czy jak. Eco kilkukrotnie probuje je wziąc z rozpedu i taranem. Za kolejna proba sie udaje, drzwi sie otwieraja a eco wypada na peron, grzęznac jednoczesnie po kostki w lepki, plynny beton.. Na peronach praca wre, swist wiertarek, pył sięgajacy chmur. W tle szkielety jakis najezonych slupow ochoczo budowanej autostrady.. W koncu za tydzien Euro Piszemy palcem po mokrym betonie- ciekawe czy zaraz zamażą czy zostanie na kolejnych 30 lat



Z parku przepędza nas deszcz wiec chowamy sie w holu dworca w milym barze o bogato zdobionych scianach.



Do Bialegostoku suniemy wagonem bydlecym , pelnym rowerow i dziecinnych wózkow. Kondutorka probuje przepedzic wszystkich ktorzy nie maja rowerow ale jestesmy twardzi. Zapach chmielu i ryby w oleju roznosi sie wokolo. Okazuje sie ze jeden z nieznajomych rowerzystow mnie rozpoznaje- to Idziorus z forum rosjapl.info. Niesamowite jaki ten swiat jest maly! jeszcze niedawno czytalam ich relacje z rowerowej wyprawy po Zakarpaciu a teraz jedziemy razem tym samym pociagiem! Gdzie sie czlowiek nie pojawi to sami znajomi!! :) Coz za mile spotkanie!! Idziorus wraz z kolega jada do Suwalk, a potem rowerami suna na poludnie wzdluz granicy. Raczymy sie pyszna winogronową nalewka.





Jedzie tez z nami tym przedzialem 15-miesieczna Lenka, wraz z mama i ciocia. Dziewczynka jest bardzo wesola i towarzyska, bawi sie moimi warkoczami, biega po przedziale z wielka butelka, wszystkim pokazuje swoje ksiazeczki, ochoczo podskubuje rowery. Jedzie do babci na wies poznawac przydomowy inwentarz. Byla tez tam rok temu ale w wieku kilku miesiecy miala male szanse by cokolwiek zapamietac.



W Białymstoku znane "Rybojady" kieruja sie zaraz do smazalni, gdzie pozeraja karmazyny i inne mintaje. Potem PKS do Suprasla, wszystko caly czas w potwornych potokach deszczu.. Co my zrobimy jak bedzie tak lało caly tydzien? Ogromnie sie ciesze ze wywalilam z plecaka krotkie spodenki a na ich miejsce wsadzilam takie spodnie rybackie, z podgumowanej folii.