Jakoś się zebrać nie mogliśmy na wyjazd dość długo aż w końcu cała trójka terminy spasowała coby trochę zielenią odetchnąć.
Trójka tzn Korneli,PiotrB i moja skromna osoba.W czwartek zaraz po pracy wsiadłem w chronionego w Chinach misia i pomknąłem ku stolycy by pasażerkę załadować wraz z jej bagażem(ile te kobiety ubrań na dwa dni potrzebują) dalej już we dwójkę na płd.wsch się kierowaliśmy.Nad ranem tradycyjnie już drogę pomyliłem i zamiast skierować się z Rzeszowa na Sanok wylądowałem w Krośnie-fatum jakieś czy co.Szybki pecik,telefon do PiotraB koordynacja miejsca spotkania i już o 6 jesteśmy w Wetlinie.Pierwsze wypite piwko,przepakowanie gratów i spacerek z Dołżycy do Kalnicy czarnym szlakiem.Początki były nader ciekawe bo szlak nieoznakowany i idziemy bardziej na czuja niż na mapę-ale jest fajnie i miło i w ogóle Obiecujemy Korneli że będzie miała wymarzony nocleg pod gołym niebem ale Ta jak to kobieta stwierdza że za zimno jeszcze i mokro trochę i idziemy do Jaworca.Trochę błądzimy i częściowo kierujemy się wskazaniami wysokościomierza,trochę mapą a trochę instynktem.Widać jeszcze zwalone przez śnieg drzewa-pamiątka sprzed trzech lat bodaj.I pustka totalna-zero ludzi,trochę śladów zwierzyny.Zieleń świeża jak tylko w maju bywa-coś pięknegoMniej więcej w połowie trasy znaleźliśmy oznakowanie szlaku więc już na luzie szliśmy dalej.Błędne było to wyluzowanie bo w pewnym miejscu nowo zbudowana stokówka którą szliśmy odbija od szlaku w lewo i wraca w stronę Sinych Wirów a my chcieliśmy do Jaworca dotrzeć.Po kilkuset metrach nawrót troszkę pod górę i potem już z górki ku asfaltówce wiodącej z Kalnicy do Sinych Wirów.Tak przy okazji pytanie-czym są malowane sadzonki na czubkach -jakieś wapno czy co-bo rozumiem że w celu ochrony drzewek przed ogryzaniem przez zwierzynę?
Doszliśmy do asfaltu i przestało nam się chcieć.Twardo jednak szliśmy dalej do mostu a potem do wymarzonego już schroniska coby ciała znużone odpocząć mogły a gardła znalazły nawilżenie właściwe.Kiedy byłem tam dwa lata temu panowała inna atmosfera-dziś jest moim zdaniem bardziej przyjemnie-zasługa gospodarzy w tym wielka i mimo że budynek stary i niedoinwestowany to widać w nim ręce dobrych gospodarzy.Posileni z grubsza już chcieliśmy nasze głowy do plecaków przyłożyć gdy włosy nam dęba stanęły na głowach bo ujrzeliśmy szkolną nader liczną wycieczkę z walizkami na kółkach,telefonami w dłoniach i całą resztą niezbędnego w górach sprzętu.Widząc tą czeredę wykonujemy telefon do przyjaciela
z prośbą o ratunek.Heniu jest niezawodny-przyjeżdża busem po 15 minutach i zabiera nas do Wetliny.Tam udajemy się na przepyszne pierogi ruskie do Bazy.Nowość to podobno-ja wielbicielem pierogów nie jestem ale tam z pieprzem -zapieczone w oleju jako przekąska do piwa były świetne.Zmęczenie daje znać o sobie więc azymut kwatera i już po kilkunastu minutach słychać było pewnie nasze chrapanie w całych Bieszczadach.
Zakładki