W latach 80. jeździłem pożyczonym Wagantem, który miał - wyobraźcie sobie - przerzutkę! Normalnie odyseja kosmiczna... Zębatki były ze trzy! Ale każda zmiana przełożenia powodowała niemiłosierny zgrzyt, a co druga kończyła się spadnięciem i zaklinowaniem łańcucha na amen. I wycieczka kończyła się 100 metrów za linią startu. Ech, czasy...
Zakładki