Zacznę od tego, że niezmiernie uradowany byłem, iż zostawiłem za sobą zgiełk, hałas, wściekłość, huk wielki jeden... Takie me wrażenie było jak opuszczałem swe rodzinne miasteczko Sguyrs (pierwsza znana wersja pisana)... Smród spalin, huk kosiarek, klaksony, wrażenie pospiechu i te sprawy, ufff... Wjechałem w lasy Grotnickie , a tu cisza, eh, że takich chwil mam mało, no cóż... Miałem ze sobą mapy Wojskowych Zakładów Kartograficznych (WZKart.) - posluguję się nimi `od zawsze`, żadnej elektroniki jak na razie... Rower znajomy `zserwisował` (złota raczka - nawiasem pisząc:), odebrałem dwa dni wcześniej, napisze tyle - rower przez całą podróż nie nawalił...
Wyruszyłem w Dzień Dziecka tegoż roku, pogoda na rower jak najlepsza, pochmurno, dość ciepło i bez opadu, niby taka mżawka leciała nawet nie kapuśniaczek... Zacząłem kierować się na Parzęczew. Chciałem dość szybko opuścić znane mi już tereny i wjechać na Kujawy (kujawsko - pomorskie - spragniony bylem czegoś nowego, czegoś czego jeszczem nie widział ... Między lasami Grotnickimi a Parzęczewem ciągnie się wstęga A2, i ją też chciałem mieć za sobą, ot taka granica...
Zakładki