"Rozum mówi nie raz: nie idź, a coś ciągnie nieprzeparcie i tylko słaby nie ulega; każdy z nas ma chwile lekkomyślności, którym zawdzięcza najpiękniejsze przeżycia." W. Krygowski
Poszedłem jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej od wieży triangulacyjnej na północ i krzyża nie widziałem.
Trasa.jpg
Dzięki Zbyszku za odpowiedź :) Na szczyt Hyrlatej czyli małe cofanie jednak tym razem niezbyt mogłam sobie pozwolić -głównie z tego powodu, że czułam się niewyraźnie, być może nawet miałam lekką gorączkę bo tak się czułam (na pewno byłam przeziębiona przez dzień wcześniejszy, jednak z racji że autobus miałam wczesną godziną poranną to nie odczułam tego tak, a złe samopoczucie utożsamiłam z małą ilością snu), a też że godzina była raczej wyliczona (jak się jutro w relacji okaże -jednak udało mi się dotrzeć przed zmrokiem ale po zachodzie słońca). Jednak kilka metrów dzieliło mnie (w lini pionowej) od szczytu, więc nie była to dla mnie żadna różnica. Na pewno cały grzbiet Hyrlatej jeszcze nie raz przejdę -bardzo spodobała mi się ta góra!! Tatr nie było, w zasadzie tą porą roku, jesienną, ciężej jest wypatrzeć dalekie obserwacje.
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
"Słowo nawet jest tu zdecydowanie nie na miejscu, toż chaszczowanie to sam miód, wyrypa bez tego miodu to jak wiatrak bez skrzydeł"
-Właściwie to racja i z tego właśnie powodu umieściłam tę relację, inaczej nie byłoby co opisywać, pozostałby jakiś niedosyt. W zasadzie w moim przypadku chodzi o jakąś dawkę leśnej adrenalinki, gdy jest zwyczajnie to jest nudno. Nie chodzi o widoki itp. Adrenalinkę można też mieć oczywiście na szlaku, np gdy jest śnieg czy zamieć, tropy niedźwiedzia, słabe oznakowanie. Często by odetchnąć danym miejscem potrzebuje wstępu jakim jest wędrówka. Tak pisałam o Huczwicach, gdy byłam w tym roku wczesną wiosną -by docenić piękno Huczwic potrzebowałam wcześniej wyrypy. Wcześniej dojazd doń samochodem zupełnie nie oddał mi tego stanu (choćby podwózka do Rabe).
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
Dołożę jeszcze jedną atrakcję wyzwalającą adrenalinę. Hulający wiatr w konarach drzew. Tak się ciekawie złożyło, że właśnie chaszczując na wspomnianą Hyrlatą, oprócz śladów bytowania niedźwiedzia, na okres kilkunastu minut dopadła mnie potężna wichura. Połamane konary drzew co chwilę spadały na ziemię, a ja byłem skłonny uwierzyć, że miejsce opanowane jest przez jakieś złe moce. Nawet bieszczadzkie legendy, coś na ten temat wspominają.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki