na prośbę kolegi robię małe "kopiuj - wklej" na forum.

W drodze na Chryszczatą 17.03.2014

Wczoraj pod wieczór udałam się znów z Prełuk na Pryslip. Dziś postanowiłam, że przejdę tą samą trasą ale na Hrunia, gdzie dojdę do niebieskiego szlaku i dalej - na Chryszczatą! Niedostępny dotychczas dla mnie szczyt, mimo, że wokół niego krążyłam kilkakrotnie. Znam te tereny, mimo, że nigdy nie było mi po drodze wejść na sam szczyt. To dziś właśnie postanowiłam zmierzyć się z Chryszczatą! Sąsiadka obudziła mnie o godzinie 6:30. Lał deszcz. Zerknęłam o 8 -dalej leje. O godzinie 10 przestało, Zaczęłam przygotowania. Do plecaka spakowałam termos z herbatą z cytryną. Termosik jest bardzo mały, więc nalałam też herbaty do litrowego słoika :) Spakowałam też menażkę, kuchenkę gazową, czołówkę, gaz pieprzowy, pół laski kiełbasy i pierogi. Nie jadłam w domu śniadania, nie miałam apetytu. Ruszyłam.
Śnieg bardzo mokry ale cały czas dużo go było w lesie. Numery na mapie będą odpowiadać numerom zdjęć. Literka "ś" oznacza śniadanie :) Wyjęłam kiełbasę i dla przyzwoitości ugryzłam trzy gryzy, mimo, że niespecjalnie byłam głodna, jednak wiedziałam, że później nie będzie ku temu już okazji -odcinek bezszlakowy należało pokonać szybko, jakiekolwiek jedzenie nie wchodziło zupełnie w grę.


http://wadera55.republika.pl/na_chryszczata/mapa.bmp
(zdjęcie pod linkiem)

1.jpg

Jestem już na szczycie Pryslip (1). Bór, który widzisz po lewej na pierwszym zdjęciu zaraz za zakrętem wyglądał tak (2):
2.jpg
Bory nazywam ciemnymi lasami. Do tej pory dwukrutnie najdalej doszłam do punktu 2. Teraz mam okazję zobaczyć co jest dalej! Wejść do owego ciemnego lasu. Śniegu coraz więcej a droga się dłuży i dłuży (3):
3.jpg
Doszłam w końcu do szczytu Czyryny, skąd można było zza drzew podziwiać nieśmiałe widoki na pasmo Suliły (4). (5).
4.jpg5.jpg
Ruszyłam dalej. Chciałam wyciągnąć mapę, by lepiej zorientować się w terenie. Po chwili usłyszałam jakiś szmer. Za chwilę chrumkanie. Pewnie dziki! Nie zdążyłam spojrzeć na mapę, wzięłam nogi za pas. Idąc zdecydowanym, żwawym tempem moja głowa obracała się na wszystkie strony. Przez około 50-100 metrów słyszałam szmery po prawej stronie, jakby zwierze szło za mną gdzieś za drzewami. W lesie najbardziej boję się dzików i niedźwiedzi, gdyż samice tych dwóch zwierząt mogą być niezwykle groźne. Śnieg robił się coraz głębszy (6):
6.jpg
I po chwili moja ścieżka zaczęła się zamazywać, nie była już tak wyraźna, śnieg sięgał zdecydowanie po kostki, drzewa były coraz gęściej. Oceniłam, że przecież za chwilę dojdę do szlaku. Doszłam do jakiegoś dużego skrzyżowania, poszłam drogą prostopadłą -nie, to nie to, żadnego oznakowania. Zawróciłam. Doszłam do skrzyżowania, tylko, że moja ścieżka była już prawie niewidoczna i za chwilę zniknęła zupełnie! Zobaczyłam po prawej stronie w dali pasmo Chryszczatej - "jeeeeeeeeej i ja tam mam dzisiaj dojść?! Przecież to cholernie daleko!!". Ścieżki mojej nie było już od jakiegoś czasu, postanowiłam trzymać się jakiegoś zbocza chodząc po Hruniu. Od tego momentu punkt w jakim się znajdowałam byłam w stanie określić już tylko orientacyjnie, mniej więcej. Trasa, jaką zaznaczyłam na mapie też jest mocno orientacyjna i prawdę mówiąc to zupełnie mi ona nie pasuje ale postanowiłam narysować tak, jak mniej więcej szłam na poziomicach. Wiedziałam, że jestem na Hruniu ale nie miałam bladego pojęcia gdzie dokładnie. Nie miałam też bladego pojęcia, gdzie znajduje się szlak. Byłam przekonana, że on już dawno powinien być a nawet założyłam, że ja już go jakiś czas temu przekroczyłam. Postanowiłam iść "na Kamionki". Cały czas potykałam się o gałęzie, które za każdym razem sprawdzałam, czy nie są to oby rogi. Natknęłam się na jeden trop wilka, za chwilę, drugi i piąty. Pięciokrotnie przecinałam ścieżki wilcze. Ale wilki to pikuś, jest to zwierzę, którego się akurat najmniej boję, czuję go niego wielką sympatię (7), (.
7.jpg8.jpg
W tym momencie poczułam beznadzieję swojej wędrówki. Zaczęłam kląć jak szewc w myślach. Co jakiś czas krzyczałam "hej! jest tu kto?". Myślałam -"gdzie te turysty mają te swoje pieprzone ścieżki?!" Zakładałam myśl, że szlak przecięłam już dawno i teraz zmierzam w kierunku Kamionek. Nabrałam azymut północno - wschodni. W tym momencie postanowiłam zabezpieczyć się na wszelki wypadek i napisałam smsa do kolegi, że jakby mnie co zeżarło po drodze, to jestem w okolicy Hrunia i zmierzam w kierunku Kamionek, ewentualnie do szlaku. To tak na wszelki wypadek, żeby po kilku dniach gopr wiedział gdzie szukać moich zwłok ;p Byłam wkurzona do granic i rzucałam obelgami na prawo i lewo. Kolega dał mi jakże dobrą radę, bym krzyczała głośno, jakby co. Próbowałam mu odpisać, że od jakiegoś czasu przecież kurwa cały czas krzyczę jednak weszłam w strefę zero, gdzie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Telefon pokazywał maksymalny zasięg a mimo to nie mogłam przez długi czas wysłać żadnego smsa. Gdy wyciągnęłam kompas -kompas wariował, pokazywał na południu północ po czym zaczął się kręcić niezdecydowany. Pewnie na Hruniu działały jakieś dziwne siły magnetyczne. Widziałam pasmo Chryszczatej, więc dobrze wiedziałam gdzie mam północ a gdzie południe. Weszłam na szczyt (9).
9.jpg
Teraz domyśliłam się, że szlaku jeszcze nie przecięłam. Postanowiłam zupełnie olać temat, byleby jak najszybciej zejść do Turzańska, czyli udałam się na północ -pieprzyć te szlaki. Gdy zaniechałam tematu, doszłam do szlaku. Ożesz kurwa -i co teraz robić?! Iść czy nie iść? A pójdę! Zmierzę się z tą gadziną, zwaną przez Was Chryszczatą! Zaczęłam wymyślać jej tysiąc obelg, nazwałam ją Starą Rurą. Nie będzie myślała, że znów nie dam jej rady -o nie, malutka. Wiem, że ty zawsze chcesz pokrzyżować mi plany, zawsze pchasz mnie na siebie dziwnymi trasami, więc nienormalnym by wręcz było, bym weszła na ciebie jak człowiek, jak turysta. Nie, nie, ty zawsze musisz wyrządzić mi jakiegoś psikusa, wejście na ciebie nie może być dla mnie banalne! Ale już cię namierzyłam! Już mnie nie zaskoczysz! Zdobędę cię Stara Ruro!!! Dla przyzwoitości wyciągnęłam kompas. Znów wariował, pokazywał północ na południu. Jednak ja mam swój rozum i wiem gdzie iść, kompas mam w głowie. Chciałam odwołać ewentualną akcję ratunkową ale zasięg odzyskałam dopiero w.. Duszatynie! Poszłam. Szlak oznakowany jak dla debili. Śnieg coraz większy, w zasadzie już po łydki (10).
10.jpg