Regularnie odwiedzamy (my, Marcowe) białoruski Nieśwież. Niegdyś przepatrywaliśmy te kąty głównie po to, by zaspokoić głęboko ukryte ciągoty masochistyczne i pochlipać nad niedolą poloniców. Jednak czasy się zmieniają i są to zmiany - uwaga! - na lepsze.
Już ładnych parę laty temu zespół zamkowy w Nieświeżu został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, ale przez tych ładnych parę lat nic się w efekcie nie działo. Budynki pałacowe niszczały w efekcie rozbiórek i pożarów (zarówno tych przypadkowych, jak i metodycznych). Dziedzictwo Mikołaja Krzysztofa „Sierotki” i Karola Stanisława „Panie Kochanku” Radziwiłłów rozsypywało się w proch przy (w najlepszym przypadku) biernej postawie decydentów.
Nawet zaczęło nam być żal, że w nieświeskim zamku nie ma już sanatorium. Bo niegdyś - owszem, nieliczni i przypadkowi pasjonaci historii musieli przemykalć między rekonwalescentami w szpitalnych chałatach, a w oknach książęcych komnat suszyły się (z przeproszeniem) gacie i skarpetki, ale przynajmniej ktoś dbał o mury! A od kiedy ozdrowieńcy wynieśli się z Nieświeża, było tylko gorzej.
Jak to niegdyś wyglądało, można zobaczyć na archiwalnych zdjęciach, m.in. tutaj i tutaj.
Ale wreszcie za wpisaniem na listę UNESCO przyszła – z przeproszeniem – kasa, dzięki której zespół zamkowy został uratowany. Dosłownie tydzień przed naszą wizytą (ostatnie dni lipca) odbyła się tam wielka feta, podczas której sam „baćka” przeciął wstęgę i udostępnił zamek zwiedzającym.
Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy tradycyjnie od kościoła jezuitów, w którym nadal pod płotem straszy taka płyta:
Wejścia do parku strzeże brama z radziwiłłowskich herbem...
...a samego zamku – na wszelki wypadek – pilnuje dodatkowo krasnoarmiejec z pepeszą i wiecznym ogniem.
Trudno uwierzyć, że na zamkowym dziedzińcu niegdyś rosły drzewa i kwiaty...
...i że nazwę "Нясвіж" pisało się zupełnie inaczej...
...a cały zespół wyglądał tak:
Biblioteka i archiwum radziwiłłowskie, na przestrzeni wieków rabowane kilkadziesiąt razy. Dziś jego przebogate zasoby są dostępne głównie w archiwach w Mińsku i Petersburgu, a wystawiane w Nieświeżu druki zostały stamtąd - uwaga! - wypożyczone.
Na resztki dawnej świetności patrzy „Sierotka” z gobelinu.
Brama wejściowa, nad którą mieściła się jedna z najbogatszych w Rzeczypospolitej biblioteka...
...a na niej skrupulatnie odtworzone herbowe radziwiłłowskie „trąbki”.
Wnętrza zostały odtworzone z dużym pietyzmem, ale praktycznie od zera – z oryginalnej materii ostały się w zasadzie tylko niektóre kominki i sufity.
(Notabene) cudem ocalał ołtarz z radziwiłłowskiej kaplicy:
Nieostra, ale ciekawa fotka – na cyplu nad jeziorem odbywały się występy teatrów, które przez wysoko urodzonych były oglądane z zamkowego balkonu, zza fosy. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób artyści mogli wyrażać siebie głosem, skoro musieli wrzeszczeć.
I jeszcze parę pocztówek:
Mimo wszystkich dwuznaczności i ambiwalentnych uczuć - naprawdę warto zobaczyć. Bilet wstępu do zamku (z prawem do fotografowania) to tylko 50.000 BLR, czyli ok. 20 zł. Wstęp do parku i na plażę nad pałacowym jeziorem - gratis (choć nie zawsze tak było). 30-dniowa wiza kosztuje co prawda 25 EUR, za to litr paliwa - 0,80 USD.
W następnym odcinku – bogato zdobiony słabymi fotkami rajd po "nowogródzkiej stronie" śladami „białoruskiego poety piszącego po polsku”.
Zakładki