Jesli chodzi o przebieg Kongresu, to od razu zaznaczę , ze mam pewne luki... he he he – juz widzę te usmieszki. Niee, moi drodzy, to nie z powodu upojenia alkoholowego, tylko dlatego, ze mnie po prostu w niektorych momentach nie bylo!
Od razu po powrocie z Dwernika przebrałyśmy sie z Jenn w stroje do konnej jazdy i pojechalysmy do Chmiela, do Prezesa, gdzie czekaly juz na nas konie. „Ale czad!” – ucieszył sie na moj widok Prezes. Bo mialam na sobie mundur i swoja szaszkę przy boku!
Niestety, kiedy zajechaliśmy do Sekowca lało i nie mogliśmy zrobić popasu. Trochę zepsuło mi to humor, ale droga powrotna po otryckich zboczach wynagrodzila wszystko: przestalo padac, wyszlo słońce, a kropelki deszczu rozbłysły na gałęziach. Z jarów i dolinek zaczely wznosic sie opary. Do tego jeszcze zrobiła się tęcza, a nad Caryńska unosily sie zupełnie juz kiczowate różowe obłoczki. J
Piotr_Sz odwiozl nas z powrotem do Sękowca (jeszcza raz dzieki!). Oczywiscie kongres trwal juz w najlepsze, ale dopiero po naszym przybyciu nastąpiła autoprezentacja jego poszczegolnych uczestnikow. W sumie za stolem zasiadlo 20 osob.
Administrator strony www.polandmail.pl oraz papparazzi w jednej osobie - czyli IrasJ ufundował beczkę piwa Żywiec. I tu muszę niestety ze wstydem przyznac, ze nie dalismy jej rady...! Chociaz zmagalismy sie z jej zawartoscia jeszcze nastepnego dnia...
Asiczka ugotowała zupe z gwoździa – była tak dobra, ze nawet Sebastian, ktory jak sie później przyznal od dwoch lat nie jadł zadnej zupy (bo nie lubi), pochłonął dwa talerze! Ja musialam sobie ją odgrzac po powrocie z koni, bo była już zimna, ale potem, juz po imprezie, wyżerałam ja na zimno prosto z garnka, ale o tym sza!
Na kongresowym stole poczesne miejsce zajęla tez paczka z darami z Zachodu dla biednych bieszczadzkich dzieci i nie tylko... Mmmm... czego tam nie było... wszystko zostało komisyjnie zjedzone i wypite. Dziękujemy Ci Aga!
Poszłyśmy z Jenn się przebrac, bo bylo nam mokro i zimno. Po powrocie, posiłkując sie kongresowym młotkiem, przeprowadzilam żywiołową licytację przywiezionej przez Asiczkę koszulki pt. „Strzeż sie owieczki bieszczadzkiej”. Szczesliwym nabywca okazal sie Irek, ktory po emocjonujacej walce przebil w koncu ofertę Violi. J Dobrze, ze ja kupil, bo co by teraz biedaczek wstawial zamiast Asiczki na zdjęciach...
W czesci nieoficjalnej kongresu odbywały sie tańce (przy muzyce zespołów The Ukrainians oraz Kapela Drewutnia), oraz hulanki i swawole. Powiem tylko, że Nul przyniosła czarną perukę z dredami, mieliśmy też czerwone świecące rogi oraz czerwony sztuczny nos Asiczki, oraz bardzo duza inwencję tworczą...
Były także popisy wokalne, między innymi ułozyłysmy i odśpiewałysmy z Asiczką nową wersję piosenki SDM, ktora wydała nam sie bardziej odpowiednia dla internautów – bieszczadnikow: „Czemu cię nie ma na odległość ręki, czemu mówimy do siebie mailami...”. Dodam tylko, ze wcale nie byla to czwarta rano...
Odspiewalam także obiecana piosenkę o horyłce, w czym dzielnie pomagał mi Agajotek (i to mimo, ze nie znała słów, ale chciec to móc!).
Prosimy bardzo, niech na następny Kongres ktoś nauczy sie grać na gitarze...!
Ech! I ja tam bylam, piwo i tequilę od Ciekawskiej piłam... A co przeżyłam to moje...
Zakładki