Strona 1 z 2 1 2 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 1 do 10 z 28

Wątek: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

Mieszany widok

  1. #1
    Bieszczadnik Awatar wtak
    Na forum od
    03.2006
    Rodem z
    nie tak daleko Gór
    Postów
    498

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Bubo, jak byłaś w Siankach to widziałaś może dom pani Katarzyny Fjedyczkanycz (Polki mieszkającej tam od urodzenia). Pani Katarzyna zmarła w zeszłym roku. Pewnie dom (ostatnia siankowska chyża) zacznie się chylić ku upadkowi... .
    pozdrówka :-)

  2. #2
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Nad ranem cala okolice spowijaja geste mgły, ktore z kazda chwila staja sie coraz bardziej podswietlone sloncem. Czuc juz oddech zblizajacego sie niezwykle upalnego dnia..






    Nie wiem czemu ale spodenki toperza przyciagaja cale stada pasikonikow, swierszczy i innych tym podobnych stworzen



    W wiosce Nizny Turow sa trzy magaziny ale wszystkie maja przerwe obiadowa miedzy 14 a 18. Na szczescie udaje sie zdazyc do jednego z nich na ostatnia chwile i nabyc artykuly pierwszej potrzeby.



    Obok sklepu miejscowy zaglada pod maske zepsutego autka jakiejs rzeszowskiej rodziny. Dziwnie patrzy sie z boku na taka znana sytuacje

    Dalej wioska, gestniejace chmury, dom radnego , ktory wybitnie nie pasuje do pozostalych.



    Ponoc jak powstawal to miejscowi przystawali i sie żegnali- myslac ze bedzie to nowa cerkiew. Wlasnie ta tradycja zmotywowala wlasciciela do postawienia kapliczki w ogrodzie.

    W Jabłunce Niznej kupujemy mrozone pielmieni ktore odgrzewamy w menazce. Mila babka przynosi nam sól i wode. Opowiada ze ma polskie pochodzenie, a wogole w latach 70 tych czesto jezdzila do Polski, do Niemczy, Dzierżoniowa-wiec ogolnie nasze tereny! Opiekowala sie tam dziecmi kuzyna. Teraz dzieci dorosly, pozenily sie, starsi wymarli i jakos kontakt sie urwal.

    W sklepie kreca sie tez mlode chlopaczki, ktore sie dopytuja kto i ile nam placi za chodzenie z tymi plecakami. Wyprowadzamy ich z błędu odnosnie tego specyficznego sposobu zarobkowania. Zaczynaja wiec cos szeptac miedzy soba, glupkowato sie smiac i robic niewybredne komentarze. Stojaca nieopodal babcia strofuje młodych, ze nieladnie zaczepiac gosci i jednemu z nich daje porzadnie w ucho torebka. Sama twierdzi ze kiedys, w mlodosci planowala pojsc pieszo do Turki, wzgorzami, wioskami, ale mąż popukał sie w glowe i doradzil by bardziej zajela sie ogrodkiem. Inna babka chwali sie ze w czasie wojennych migracji ktoregos dnia przeszla ponad 50 km i to z duzo wiekszym worem niz nasze plecaki. Przysluchujacy sie facet z kolejki ciezko wzdychajac mowi ze "mlodzi teraz wszystko na pieniedze przeliczaja.. np. sportowiec, pilkarz- to jest idol. Biega za pilka i dostaja gruba kase. Ale biegac za darmo?" (Tu zawiesza glos...) .."a mozna bylo, ale kiedys, gdy byly inne czasy"- i tu cos z rozmarzeniem na twarzy wspomina o jakims zakurzonym medalu sprzed lat..

    Na nocleg upatrujemy sobie gorke calkowicie porosnieta jalowcami. Jakos wyjatkowo kocham jałowce, zarowno ich wyglad, zapach wygrzanych krzaczkow oraz smak w jałowcowce :)



    Pamietam ze kiedys byly niezliczone ilosci tych krzewow np. w Beskidzie Sądeckim czy Gorcach a ostatnio widzi sie je coraz rzadziej.
    W miejscu gdzie postawilismy namiot niestety zapachy jalowcowych wygrzanych łąk tłumi jakis mniej sympatyczny zapach- jakby czegos co zdechło.. Rozwazamy zatem czy nieopodal,pod gestymi galeziami swierkow, nie lezy przypadkiem jakas pastereczka? Ale ogolnie trzymamy sie teorii ze podobny zapach wytwarzaja tez niektore grzyby- i wlasnie one zapewne gdzies tu niedaleko rosna!!!

    Rano idziemy do kapliczki na przeciwleglym zboczu. Nie prowadzi do niej zadna droga, nawet sciezka.



    Obok znajduje sie zrodelko, sa nawet schodki i kubeczek.

    Ciekawie wygladaja filary na ktorych wspiera sie dach kapliczki- maja wybite jakies numery i wygladaja bardzo podobnie jak przęsła mijanego wczoraj mostu.



    Swiete figurki sa przystrojone jakimis łancuszkami, koralikami, apaszkami- wyglada jakby byl tutaj taki zwyczaj-wiec i ja zostawiam jedne z moich koralikow.

    We wsi nie mozemy dlugo znalezc magazinu- nic dziwnego- sa dwa ale wygladaja jak zwykle chałupy, nie maja zadnego szyldu. Rozsiadamy sie pod drzewem wsrod spacerujacych kur i wdajemy w miła pogawedke z dwoma babkami czekajacymi na marszrutke.





    Starsza wspomina okolowojenne czasy jak z Jabłunki bylo widac łuny płonacych bieszczadzkich wsi- o tam! za gorka, tam noc nie zapadala tygodniami...Jej mąż sluzyl jeszcze przed wojna w polskim wojsku. Mimo, iz zawsze uwazal sie za Ukrainca ,chetnie spiewal polskie piosenki wojskowe i partyzanckie. Druga babka z duma przyznaje sie ze napewno ma polskie pochodzenie - o czym swiadczy nazwisko- Rozłucka
    Jak jestesmy w sklepie probuja podnosic nasze plecaki. Najbardziej dziwuja sie karimatom- nie moga uwierzyc ze to nasza "posciel".
    Babki wspominaja takze o festynach odbywajacych sie na terenach nadsańskich opuszczonych wsi- Sokoliki, Tarnawa, Łokieć, Dydiowa..Ponoc zjezdzajac sie od czasu do czasu dawni mieszkancy, ich potomkowie , sympatycy i imprezuja wsrod szumiacych traw. Odbywaja sie tam takze msze swiete pod zachowanymi krzyzami oraz jakies historyczne odczyty, spiewy czy wspomnienia wysiedlonych. Problem taki jedynie ,ze zadna z nich nie wie dokladnie kiedy i gdzie owe imprezy sie w tym roku odbywaja. Zadna z nich tez osobiscie w takowej nie uczestniczyla, wiec wiesci sa "z drugiej reki".

    Po drugiej stronie drogi tez jest sklep wiec grzechem by bylo nie zajrzec.

    Obok sklepu uroczy kibelek.



    Tym razem zajezdza pod sklep mlody chlopak na koniu, na oklep. Jest wyjatkowo namolny i męczacy. Probuje nam cos doradzac, straszy nas straza graniczna. Wkurza sie jak nie chcemy mu pokazac dokumentow , obiecuje ze na nas gdzies doniesie. Chce nas wozic na koniu, dziwi sie ze mamy takie cieple buty w upalny dzien i nie chce wierzyc ze jestesmy Polakami. Zachowuje sie jakbysmy mu wygladali na jakis Kirgizów, ktorzy planuja wlasnie czmychnac przez zielona granice na zachod a pod sklep przyszlismy tylko po to aby uspic czujnosc praworzadnych mieszkancow wioski. Bardzo sie cieszymy jak dopija piwo i odjezdza...

    Na dalszej drodze widzimy ladna cerkiewke



    a przy niej zapoznajemy sympatyczna babke. Marija maluje wlasnie plotek wokol grobu swoich rodzicow. Mieszka w Drohobyczu i bardzo nas tam zaprasza. Bardzo sie martwi, ze nie moze nas zaprosic teraz do domu i nakarmic obiadem. Jej corka pracuje w Polsce. Ona tez sporo czasu spedzila na Dolnym Ślasku. Jezdzila na zarobek do masarni w Trzebnicy i od tego czasu nie przepada za miesem. Dokladnie wie gdzie jest Oława- odwiedzala znajomych pracujacych na dobrze mi znanej plantacji szparagow w Ścinawie. Wymieniamy sie numerami telefonow i obiecujemy sie odezwac jak bedziemy kiedys w Drohobyczu.



    Kawałek dalej spotykamy najfajniejszy i najbardziej klimatyczny sklep na calej naszej trasie. Stary,duzy ,drewniany dom pachnacy wygrzanym drewnem i impregnatem jakowyms- tak jak potrafia pachniec jedynie stare cerkwie albo podklady kolejowe w upalny letni dzien. Zapach ten łaczacy sie z aromatem jakis zioł i pylistoscia okolicznego placyku daje poczucie niewypowiedzianego szczescia, radosci i postanowienia- nigdzie dalej nie ide- tu zostaje :) Mamy spory klopot bo nie wiemy gdzie sie rozsiasc- czy w chlodnym wnetrzu pelnym sympatycznych laweczek, stolikow i połek na ktorych jest powykladany swiezy chrupiacy chleb i worki o nieznanej zawartosci? Czy moze na zewnatrz, na schodkach jakby ganeczku, na wygrzanym kamieniu z widokiem na gory i sianokosy? Wybieramy wygrzana przyzbe- tak malo jest w naszym klimacie tych cieplych, slonecznych chwil...






    Zapoznajemy wlasciciela sklepu- glupio mi, ze zapomnialam jak mial na imie, ale chyba Wasyl. Wraz z kolegami probuje nam wytlumaczyc, ze do Boberki najlepiej dostac sie marszrutka, a do Sambora koleja i nasze chodzenie na okolo jest totalnie bez sensu. Facet jakos dziwnie boi sie toperza. Dopytuje czy nie dostanie zaraz po gębie ze tak ze mna rozmawia, kilkakrotnie podkresla ze to tylko dla podtrzymania polsko-ukrainskiej przyjazni.



    Na przyzbie spotykamy tez babcie Katje, ktora opowiada jak to za dawnych lat chodzily z kolezankami pasac krowy do Tarnawy i Sokolik. Probowaly podrywac polskich pogranicznikow. Machaly im, posylaly całusy, ale ostatecznie zadnego nie udalo sie im zapoznac. Babcia probuje zapoznac z nami swoje nastoletnie wnuczki , sklonic do wspolnej rozmowy i biesiady ,ale one nie sa tym kompletnie zainteresowane..



    Skrecamy kolo cerkwi ku zachodowi, droga wznosi sie coraz bardziej pojawiaja sie widoczki.





    Po drodze pytamy dziadka czy idziemy dobrze na Tarnawe. Dziadek potwierdza, ale dodaje "ale to wasza sprawa". Jakos to dziwnie zabrzmialo.. Jakby chcial powiedziec: "Idzcie gdzie wam trzeba, ale nie chce miec z tym nic wspolnego"

    Mijamy łąke z bardzo zmeczonym pasterzem



    Na nocleg zatrzymujemy sie na schowanej wsrod lasu polance. Akurat dzis bardzo nam zalezy na braku kontaktow z pogranicznikami. Niby do Tarnawy mozna chodzic ale po co to sprawdzac Przychodzi do nas grzybiarz wieczorem, oczywiscie juz nas nie dziwi ze zagaduje po polsku i opowiada o pracy w Rzeszowie. Troche straszy nas wilkami, a ja od pewnego czasu wiem ze latem wilki rowniez czasem chodza watahami...
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  3. #3
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Noc przeszla spokojnie- nie bylo ani wilkow ani pogranicznikow. Byla za to straszna duchota bo mi sie ubzduralo, ze musimy zapiac przedsionek namiotu bo nam wejdzie jakies zwierze. Rano pogoda wydaje sie paskudna, martwie sie wiec okropnie ze nici z pieknych widokow na polskie Bieszczady i doline Sanu. Suniemy na grzbiet Siańskiego i oczywiscie sie gubimy. Plątanina błotnistych dróg i krowich sciezek prowadzi we wszystkie strony, ale nie w ta w ktora bysmy chcieli.



    Mam dziwne wrazenie ze moj kompas pokazuje wschód Jakis czas chodzimy w kółko po grzbiecie i ostatecznie spotkany woźnica wskazuje nam droge do wsi.

    Na polach nad Tarnawa odsłania sie piękny widok na polskie Bieszczady, na poszarpane grzbiety połonin. Jak pieknie wygladaja z tej odleglosci, gdy nie widac szlakow, tabliczek, barierek ,uwiezionych w siatkach kamieni i zapchanych lśniacymi autami parkingów. Jak nie dociera gwar i nie widac zwartego sznureczka ludzkich ciał. Stąd gory wydaja sie dzikie i niedostepne. Wydawaloby sie, ze dzien drogi i jutro TAM , na jednym z tych trawiastych szczytow postawimy namiot i zasiadziemy przy ognisku.








    Ale na drodze do gór jest jeszcze San i jego przepiekna, płowa dolina, zdobiona nie tylko krzakami jałowca ale tez granicznymi słupkami. . Tu w dolinie toczy sie normalne wiejskie zycie, kosi sie siano, jezdza wozy, gdakaja kury.. A tam, kilometr dalej szlabany, bilety, asfaltem pomyka auto za autem.. Kilometr a zupelnie inny swiat... Wybitnie nasuwa sie tytul jednej z relacji z forum bieszczadzkiego: "tak blisko, a tak daleko.."




    Dokladnie widac stad ją, polska Tarnawe Niżną. Miejscowosc dla mnie w pewnym sensie szczególna bo tu wlasnie, w 97 roku zaczela sie moja bieszczadzka przygoda. Tu poczulam sympatie to tych szczegolnych wowczas jeszcze gór i ich przeklętej historii. Stad wypuszczalismy sie na pierwsze cmentarze bojkowskie, szukajac w trawach po pas krzyży z czytelnymi jeszcze napisami. Tu ,na pustych pagorkach slyszelismy w szumie wiatru dzwiek cerkiewnych dzwonów. Tu ,we mgle, w wyobrazni zjawiały sie chylace sie ku ziemi chyże.. A wiatr wyjacy w opuszczonych budynkach Igloopolu potegował wrazenie opuszczenia, pustki i konca swiata.. Stad wyruszalismy na nocne wyprawy w mglisty bieszczadzki swiat.. Tu powstawaly plany kolejnych wypraw w nieznane. Tu po raz pierwszy wzrok padał na ukrainskie łąki za miedza i niewyobrazalna siła ciagneła tam, do tego dziwnego, tajemniczego kraju gdzie wówczac jeszcze mało kto jezdzil...
    I teraz, po kilkunastu latach stoje tu, po tej drugiej stronie i mam nieodparte wrazenie , ze moj wzrok krzyzuje sie ze wzrokiem 15- letniej buby patrzacej po raz pierwszy na wschod..




    Tylko ze w tej "mojej" Tarnawie byl jeszcze na wzgórzu zruinowany biały hotel.. Miejsce spotkań, wycieczek i wspomnien. Teraz juz go nie ma, zburzyli i wydarli do fundamentow.. Komus widac bardzo przeszkadzal stojac sobie na uboczu..

    Przy pierwszych domach jakis gosc nas legitymuje. O dziwo sprawdza nasze pyski ze zdjeciami, przyglada sie nazwiskom, zamiast sprawdzic czy mamy pieczatki z przejscia granicznego czy moze przed chwila brodzilismy w chłodnych nurtach Sanu

    Wracamy wzdłuz słupow energetycznych. Chyba tedy nie da rade przejechac zadna terenowka ani pojazd zaprzegowy.




    Łagodnymi wzgórzami schodzimy do Szandrowca. Po drodze krowy, konie i dalekie postrzepione szczyty zamykajace widnokrąg.









    Pod sklepem w Szandrowcu spotykamy goscia ktory słuzyl w węgierskim wojsku. Chce nas zaprosic do domu na nocleg, reklamuje sie ze ma polska telewizje ale godzina jeszcze troche za wczesna na nocleg.

    Nasza trasa wiedzie to w gore, to w dól, falistym, wiejskim krajobrazem











    W Boberce spotykamy ciekawy sposob zdobnictwa domów- za pomoca butelek po wódce






    Gdzies z obejscia wybiega za nami pies a gospodarz krzyczy "Nie kusaj!".. Jakos robi nam sietroche nieswojo

    Spotykamy tez pogranicznika, ktory ma dzien urlopu i sobie siedzi na płocie. Nie ruszajac sie z płotu oglada nasze paszporty , jednoczesnie po notes, dlugopis czy legitymacje biega do domu jego zona, wygladajaca na 8 miesiac ciazy...

    Wogole czasem mamy wrazenie ze w tych przygranicznych wioskach miejscowa ludnosc zostala przeszkolona przez pogranicznikow jakie zadawac pytania nieznajomym. Kazda osoba ma do nas ten sam zestaw pytan: "Skad? Dokad? Jaka marszruta? Gdzie przekraczaliscie granice?"
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  4. #4
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Do drogi na Dniestrzyk Dubowy prowadzi nas mała dziewczynka. Idziemy za nia przez kolejne podwórka, sady, jakies bagienka i kladki na potokach. Nie wiem czy tak przebiega główna droga ale jesli tak to bardzo ciezko na nia trafic!



    Spimy na rozleglych łąkach nad wsią, przy malutkiej bacówce. Bacówka nie nadaje sie za bardzo na nocleg, ma czesciowo zawalony dach.



    Na łakach dzieci wypasaja krowy. Ich pokrzykiwania, spiewy (tzn dzieci nie krów) mieszaja sie z dzwiekiem kilkudziesieciu dzwoneczków. Wieczorem zapada cisza- stada zeszly do wsi. Jestesmy tez swiadkami ciekawej sytuacji. Dzieci zgubily dwie krowy, ktore zostaly na polanie. Krowy znaja droge do domu, ale długo żalosnie mucza, kręca sie w kółko i przytupuja. Okazuje sie, ze chyba boja sie przejsc kolo naszego namiotu a tak wypada sciezka. W koncu odwazniejsza przebiega kłusem kolo naszego namiotu i pędzi w strone wsi. Chwile pozniej odważa sie i druga. Teraz na łąkach króluja juz tylko swierszcze..


    Łąki na ktorych spalismy sa przepiekne- roztaczajac sie widoki od Bieszczad po Gorgany! Wykladamy sie na trawie i wygrzewamy w słoncu przynajmniej godzine :)














    Schodzac do Dniestrzyka Dubowego gadamy z gosciem, ktory pokazuje nam swoja kosiarke, polskiej produkcji, rok 66- wciaz dziala i dobrze kosi! Ech... Kiedys potrafilismy robic dobre i trwale rzeczy..



    W Dniestrzyku mila drewniana cerkiewka



    Za wsia planujemy zrobic pranie, ale potok płynie w jakis oczeretach. Przedzieramy sie najpierw przez bagno, potem przez osty. Udaje sie znalezc niewielkie dojscie do wody nieporosłe łozina ale za to jest skarpa. Wszedzie odurzajacy zapach jakiejs kocimiętki. Udaje sie wypluskac i siebie i ubranka. Wracajac dostrzegamy zakole rzeki, piaszczysta plaze gdzie mozna dojsc z drogi trawiasta łączka.
    Pranie mozna uznac za udane!



    W Bereżku zagaduje nas babka siedzaca przy drodze na poduszkach. Po chwili przychodzi sąsiad i przynosi trzy wielkie poduchy. Ki diabeł??

    Okazuje sie ze ma jezdzic dzis po wsi samochod zajmujacy sie "odmładzaniem" poduszek. Mieszkancy czekaja juz na niego kilka godzin. Niektore poduchy sa juz mocno zniszczone, uklepane albo w poplamionych worach, ktore wygladaja jakby latami lezaly zapomniane na strychu.



    Nasza nowa znajoma, pani Natalia, zaprasza nas do domu na herbate, ktora kończy sie sporą uczta.



    Domowe ziemniaczki, surowka z kabaczka i pomidora, wino i domowej roboty ser topiony. Aby go otrzymac do garnka wkladamy biały ser i zalewamy mlekiem. Gotujemy az zawrze. Odciskamy ser. Dodajemy rozpuszczone maslo, jajko i troche sody przelewajac octem. Wszystko wlewamy do plastikowej butelki, najlepiej umazanej w srodku olejem (aby dobrze odchodzilo). Mozna dodac sól, czosnek, rozne ziola i przyprawy. Nastepnie ser chlodzimy. Potem czestujemy nim bube i toperza! :)

    W domu u Natalii panuje niesamowity porzadek. Wszystkie łózka starannie zascielone, poprzykrywane kapami obszytymi starannie koralikami. Poduszki rowno ulozone. Z drewnianej podlogi mozna by jesc bardziej niz u nas ze stołu Dywany jakby wyczesane. Przyjemny zapach jakby szarego mydla unosi sie w powietrzu. Bynajmniej nie jest to zapach jakiegos syfiastego detergentu ktorego obecnie uzywa sie do sterylizacji pomieszczen i az drapie w gardle jak sie go chwile powdycha.. W pokojach piekne piece kaflowe..A tu nagle pani Natalia odgrzewa nam zarcie w .... mikrofali..

    Jakos sie zasiedzielismy.. Pani Natalia opowiada nam o swoim zyciu. Jest emerytowana nauczycielka, uczyla ukrainskiego w lokalnej szkole. Dawniej bardzo lubila swoja prace,czesto zostawala w szkole po lekcjach. Organizowala teatrzyki, jasełka, konkursy recytatorskie. Ponoc 20-30 lat temu lokalne dzieciaki bardzo garneły sie do takich inicjatyw. Mialy duzo pomyslow, pomagaly w organizacji. Jezdzili nawet do innych wojewodztw z wystepami, zebrali szereg nagrod. W ostatnich latach ponoc cos zaczelo sie psuć. Coraz trudniej bylo zainteresowac dzieci literatura a nawet utrzymac dyscypline na lekcji. Z tej racji z ulga przeszla na emeryture.

    Maz pani Natalii pracuje w Szczecinie, jedna córka jest w Nowym Jorku, druga w Warszawie studiuje dziennikarstwo a teraz wyjechala do Hiszpanii. Syn z żona i wnuczka mieszka w Drohobyczu. Najmlodszy syn pare lat temu utonał pod Szczecinem, w jeziorze Miedwie. Skoczyl rozgrzany do zimnej wody...

    Wracamy czekac na poduszki. Pani Natalia chwali sie kolezankom jak to wspaniale nas nakarmila :)
    Zajezdza w koncu auto- jezdzi nim chlopak z Chmielnickiego. Ma maszyne, ponoc wlasnej konstrukcji. Z jednej strony wsypuje sie puch, ktory jest rozdmuchiwany, mieszany i przez rure wtłaczany do nowej powloczki, ktora sie zszywa. Rozmiary poduch od 30 na 30 do 70 na 70.



    Stare poduchy, czesto odziedziczone po prababciach maja swoja historie wielu pokolen. U nas pewnie juz dawno skonczylyby na smietniku, wymienione na nowy marketowy szmelc z jakiejs "znanej firmy". Tutaj beda byc moze sluzyc kolejne dziesieciolecia.

    Część piórek ujrzawszy po pół wieku słonce jednak wybralo wolnosc. Wirują pod sufitem, kleja sie do rąk i twarzy, ulatuja pod niebo. Juz nikt nie pamieta czy wyrosly na gęsim czy kaczym kuprze. A ja widze w tle jakas staruszke, ktora w ciemny, zimowy wieczor skubie gąske . Moze przy swiecy, a moze przy lampie naftowej. Moze rozmawia z kolezanka, moze cos spiewa, moze w pokoju snuja sie wtedy jakies opowiesci o duchach.. Moze wtedy, gdy powstawala ta poduszka byla tutaj jeszcze Polska? A moze wlasnie wtedy tuz za miedzą płoneły bieszczadzkie wsie niszczone w bratobojczej walce? Ale jedno jest pewne- jesli duch prababki jest tu obecny miedzy nami - to napewno sie cieszy, ze robota nie poszla na marne, ze kolejne pokolenia wnuków beda śnic na mięciutkich , pulchnych podusiach!

    Warta opisania jest poducha cebulasta. Facet ja rozcina i rozcina aby sie dobrac do puchu. Ma chyba z dziesiec roznokolorowych powloczek. I chyba kazda powloczka moglaby opowiedziec swoja historie, historie kolejnego pokolenia albo duzych domowych porzadkow.

    W czasie tworzenia jednej z poduszek maszyna sie zacina. Wszyscy sie smieja ,ze zapewne byly w niej zaszyte dolary albo jakies inne kosztownosci.

    Mysle poczatkowo aby oddac moj spiwor do spulchnienia i renowacji. To by dopiero byl spiwor z historia i klimatem! ale niestety.. spiwor nie spelnia wymiarow i nie wejdzie do maszyny ... Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!

    Żegnamy miła kompanie i suniemy w strone Dniestrzyka Hołowieckiego

    Od jednej z babek dostajemy butelke mleka. Jest wyjatkowo pyszne wiec wypijamy je bardzo łapczywie i potem szybko biegam w krzaki Litr tłustego mleka wypity w pól godziny nie mogł skonczyc sie inaczej
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  5. #5
    Bieszczadnik Awatar pioabram
    Na forum od
    03.2007
    Postów
    180

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Buba!!!,piszesz o wschodzie,i o tamtych ludziach ,jak Stasiuk,albo i lepiej...sugestywniej ,widzisz wiecej nawet,wez ty gdzies wydaj te swoje opowiesci...

  6. #6
    Bieszczadnik Awatar bieszczadzka_tęsknota
    Na forum od
    07.2012
    Rodem z
    Poznań
    Postów
    107

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Cudownie... najpierw obejrzałam wszystkie, wszystkie zdjęcia na Picasie, potem wciągnęłam się w relację. Bardzo autentycznie i pozytywnie!
    magda :)

  7. #7

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Buba, dziękuję... i jak Ci zazdroszczę

  8. #8
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Mijaja nas rozne ciekawe pojazdy

    [img][/img]

    Kawalek za wsia zabiera nas wóz z koniem, ktorym podrozuje cala rodzinka. Miejsca mało, ale sie jakos upychamy. Ja siedze na samym brzeżku i strasznie sie boje ze spadne. Droga prowadzi ostro w dól. Jedziemy bardzo szybko, co chwile podskakujemy na jakiejs muldzie albo wpadamy w głęboka koleine. Nie pamietam kiedy sie tak mocno czegos trzymalam, usciskiem wręcz stapiajacym ręke z faktura drewna, uchwytem jakby nie zwiazanym z wola i swiadomoscia ale powstajacym jakby samoistnie..
    Wozem pokonujemy pierwszy brod na Dniestrze. Bród jest pełen krów. Pluszczaca woda, kamienie, krowie łby i ogony, i miedzy tym wszystkim przepychajacy sie nasz wóz. Chce zrobic zdjecie, bardzo chce zrobic zdjecie.. Ale kurczowo zacisniete na żerdziach ręce za cholere nie chcialy powedrowac w czasie jazdy w strone aparatu...



    Rodzinka jest niezmiernie zdziwiona gdy prosimy o wysadzenie na rzeka. Jak tu jest pieknie!



    Góry, łagodne zakola rzeki, krowy dzwoniace dzwoneczkami! Krowy! Nigdy bym nie pomyslala ze krowa to takie ciekawskie bydle! Trawa jest oczywiscie najbardziej soczysta koło nas Bardzo interesuje je namiot, jęzor az sie sam wyciaga do plecaka. Odgonione wracaja jak bumerang. Koszulka toperza zostaje zdegustowanana. Chyba smakuje bo trzeba ja wyciagac z pyska



    Rano dlugo trwa sielanka nad rzeka! Jakos nie chce sie odchodzic z tego pieknego miejsca!





    Przed Dniestrzykiem przekraczamy jeszcze dwa brody.



    W miejscowosci sporo fajnych kamiennych krzyży przydroznych





    Do Babina zmierzamy wzdluz linii slupow chyba telefonicznych- nie wiem czemu ale uwielbiam tego typu słupy!!



    Kolejna wioska Wyciw z mapy wydaje sie malutka a zdaje sie ciagnac w nieskonczonosc. Tak samo jak podejscie na Werch Orowyj. Zupelnie jakby nagle wszystko przestalo sie zgadzac z mapa.. A skala w szczegolnosci



    Namiot stawiamy na uroczej polonince








    Ale takich muld w namiocie to nie milismy jeszcze nigdy. Dochodze do wniosku ze jednak najgorsza rzecza jest mulda na wysokosci szyi.. ;-)
    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  9. #9
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Kolejnego dnia malowniczymi serpentynami schodzimy w strone wsi Potik i Lenina.











    W Ławrowie ogladamy monastyr a ze akurat leje spedzamy troche czasu w sklepie nad jadłem i napitkiem. Czesc sklepu to jakby bar, stoliki i przefajny piec. sprzedawczyni robi nam herbate i kawe.



    Od Ławrowa suniemy asfaltem w strone wsi Tersziw. Wkraczamy jakby w inny swiat- szybszy, glosniejszy, jakby bardziej anonimowy. Na nocleg rozkladamy sie nad rzeczka.







    Miejsce, ktore wybralismy sobie na nocleg jest chyba najpopularniejszym miejscem wokolicy do wszelakiego uzytku. Przyjezdzaja dwie rodzinki z dziecmi. Momentami mam wrazenie ze dzieci kompletnie nie interesuje ani piłka ani strumyk a najlepsza zabawa jest naciskanie klaksonu i trzaskanie drzwiami auta. Wieczorem wogole jedna dziewczynka nie wychodzi z samochodu podczas pikniku.
    Rano pojawia sie mloda para na plenerze slubnym wraz z kilkunastoosobowa grupa obstawy z aparatami i kamerami.



    Przybywa tez babka aby umyc samochód i zaloga gruzawika , ktora wyglada jakby kradla z pola dynie.



    Kawalek dalej w strone wsi Tersziw stoja ruiny ogromnego budynku, jakby hotelu. Kurcze! Jaka szkoda ze tu nie przyszlismy nocowac! Obiekt jest czteropoziomowy, w srodku sciany czesciowo wykladane drewnem, kafelkowane lazienki, czesc wyglada na niedokonczona.
    Obecnie parter zasiedlaja sporadycznie krowy a na wyzszych pietrach bytuje lokalna mlodziez. Ze sciennych napisow mozna sporo wywnioskowac o perypetiach milosnych oraz lokalnych antagonizmach, zarowno osobistych jak i druzynowych czy powiatowych. Widac slady ognisk i biesiad, pobudowane ławeczki, stoliki. O dziwo malo smieci.








    Nad potok zajezdzaja dwa wozy mocno umazane gnojowka i miejscowi zaczynaja je myć... Eeeeeeee... a ja w tym potoku godzine temu umylam menazke...



    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

  10. #10
    Kronikarz Roku 2011 Awatar buba
    Na forum od
    02.2006
    Rodem z
    Oława
    Postów
    3,646

    Domyślnie Odp: Ukraińskie przedgórze bieszczadzkie (Sianki- St.Sambor)

    Przy drodze stara tabliczka przystankowa. Chyba pochodzi z dosyc dawnych czasow, bo napis glosi "astanowska awtobusa". A rosyjskie napisy rzadko mozna spotkac na zachodniej Ukrainie.




    Przy nowych domach w miejscowosci wystepuja rozne ciekawostki archtektoniczne. Lwy na kolumnach to juz zaden szpan. Przyszla moda na innych przedstawicieli fauny






    W wiosce Tersziw rojno i gwarno. W cerkwi jest slub. Wszedzie pelno wypolerowanych aut i przechadzaja sie kobiety w za wysokich obcasach. Niektore nawet radza sobie dziarsko z pokonywaniem kolejnych metrow. Na innych twarzach widac skupienie a w nienaturalnie wygietej sylwetce czuc napiecie wszystkich mięsni.

    W lokalnej, przysklepowej knajpce siedzi czesc weselnikow. Jedna z babek czestuje nas weselnym ciastem.



    Opowiada ze na weselu jest 150 osob a glowna impreza odbedzie sie we wsi Striłki bo tam maja duza sale. Jednoczesnie z rozrzewnieniem wspomina wesela sprzed 20 lat, gdzie cala wies bawila sie w przycerkiewnej knajpce, w ogrodzie, na ulicy, a w nocy trzeba bylo jezdzic do Sambora po wodke bo we wsi zawsze sie skonczyla. Nie wszyscy przychodzili tak wystrojeni- i zapewnia nas, ze wtedy, na bank bysmy byli zaproszeni na wesele!

    Mijamy stacyjke, rzeke Stryj, ktorej brzegi wybitnie zachecaja do biwaku



    i w wiosce Suszyca Rikowa odbijamy w pylista droge wspinajaca sie na wzgorze Kundeska.

    Przy drodze pasie sie przywiazana klacz i malutki źrebaczek. Konikowi cos wybitnie toperz przypada do gustu bo za nim idzie. Matka konika szaleje, kopie, rży, wydaje bulgoczace odglosy gdy dziecko jej znika z oczu. Probujemy odpedzic konika ale on dlugo nie daje za wygrana.. No tak.. Nie bedzie dobrze jak konik za nami pojdzie i sie zgubi albo zlamie noge, a tym bardziej bedzie bardzo zle jak matka sie zaraz zerwie z łancucha i przyjdzie do nas z pretensjami ze porwalismy dziecko... Na szczecie udaje sie uciec maluchowi,ktory chyba wraca do matki bo na łace zapada cisza.



    Wzgorze jest porosle roznistymi burzanami, ale to juz nie wiosenno-letnia łaka... Widac juz oddech zblizajacej sie jesieni :( Wokol piekne widoki na gory i na pogode ktora wlasnie trafia szlag.. Nie zejdziemy jutro sucha stopa do wsi..









    Łąka pelna jest roznistych owadow i pajeczakow. Dominuja pasiaste, nakrapiane i takie o blyszczacych pancerzykach. Wiele z nich mam wrazenie ,ze widze po raz pierwszy. Mozna siasc i przygladac im sie godzinami.
    Obserwujemy np. jak pajak zjada pasikonika, najpierw go gryzie i dlugo owija pajeczyna.



    Niedlugo po rozbiciu namiotu swiergot swierszczy zostaje zagluszony przez miarowe bębnienie deszczu w dach.. Wieczor musimy spedzic w namiocie. Dobrze sie sklada, ze mamy do towarzystwa kahora :)

    Rano mgliscie, mokro i duzo chlodniej. Schodzimy do Woli Koblianskiej. Zaraz przed wsia droga robi sie stroma, błotnista i strasznie sliska. Coraz bardziej zaczyna przypominac trase wyscigu pojazdow gasienicowych. Ślady krowich racic z charakterystycznymi poslizgami swiadcza o tym, ze lokalnym krowom, mimo czterech nog rowniez ciezko utrzymac rownowage. Nie wiem czy bydełko z tego powodu przezywa jakies silne stresy- ale jedno jest pewne- krowiego łajna jest na tym zboczu wiecej niz gdziekolwiek indziej. Nie zabralam na ten wyjazd kijkow, jakos tak glupio mi z nimi chodzic po tutejszych wioskach jak jakis zachodni szpaner.. I znowu "narciarz" by za mna wołali A teraz by sie bardzo przydaly, oj bardzo.. Musze sobie znalezc w lesie jakis fajny kijek! Najlepiej jałowcowy! Bedzie sie mozna nim podpieraaaaaaaaaa.... i juz leze jak dluga, zaliczajac uprzednio kilkumetrowy zjazd po brunatnej mazi... No teraz to mamy wolny przedzial z Przemysla jak w banku! ;-)

    We wiosce wszystkie sklepy zamkniete i zaczyna coraz mocniej lać... W drodze do Starego Sambora spotykamy kilku sympatycznych grzybiarzy, ale jako ze nie mamy ze soba ani koszyczka ani flaszki z wodka to rozmowa sie jakos nie klei Leje coraz potęzniej a droga niemilosiernie sie dłuzy. Kolejne stare łady i wołgi w szalonym pędzie rozbryzgują kaluze zbierajace sie w dziurach i koleinach. Kolejne nowe auta pełzna w ślimaczym tempie aby sobie czegos nie urwac..

    Pojawiaja sie szyby naftowe

    "ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną - cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam.. "

    na wiecznych wagarach od życia...

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

Podobne wątki

  1. Bieszczady Ukraińskie ?
    Przez Alexandra w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 22
    Ostatni post / autor: 25-05-2007, 08:42
  2. Karpaty Ukraińskie
    Przez zbyszekj w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 2
    Ostatni post / autor: 31-08-2006, 14:02
  3. UKRAIŃSKIE Bieszczady
    Przez lasotion w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 5
    Ostatni post / autor: 12-04-2006, 06:34
  4. Bieszczady ukraińskie
    Przez piotrek_brk w dziale Wschodni Łuk Karpat
    Odpowiedzi: 28
    Ostatni post / autor: 15-01-2006, 21:23

Zakładki

Zakładki

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
  •