Noc przeszla spokojnie- nie bylo ani wilkow ani pogranicznikow. Byla za to straszna duchota bo mi sie ubzduralo, ze musimy zapiac przedsionek namiotu bo nam wejdzie jakies zwierze. Rano pogoda wydaje sie paskudna, martwie sie wiec okropnie ze nici z pieknych widokow na polskie Bieszczady i doline Sanu. Suniemy na grzbiet Siańskiego i oczywiscie sie gubimy. Plątanina błotnistych dróg i krowich sciezek prowadzi we wszystkie strony, ale nie w ta w ktora bysmy chcieli.
Mam dziwne wrazenie ze moj kompas pokazuje wschódJakis czas chodzimy w kółko po grzbiecie i ostatecznie spotkany woźnica wskazuje nam droge do wsi.
Na polach nad Tarnawa odsłania sie piękny widok na polskie Bieszczady, na poszarpane grzbiety połonin. Jak pieknie wygladaja z tej odleglosci, gdy nie widac szlakow, tabliczek, barierek ,uwiezionych w siatkach kamieni i zapchanych lśniacymi autami parkingów. Jak nie dociera gwar i nie widac zwartego sznureczka ludzkich ciał. Stąd gory wydaja sie dzikie i niedostepne. Wydawaloby sie, ze dzien drogi i jutro TAM , na jednym z tych trawiastych szczytow postawimy namiot i zasiadziemy przy ognisku.
Ale na drodze do gór jest jeszcze San i jego przepiekna, płowa dolina, zdobiona nie tylko krzakami jałowca ale tez granicznymi słupkami. . Tu w dolinie toczy sie normalne wiejskie zycie, kosi sie siano, jezdza wozy, gdakaja kury.. A tam, kilometr dalej szlabany, bilety, asfaltem pomyka auto za autem.. Kilometr a zupelnie inny swiat... Wybitnie nasuwa sie tytul jednej z relacji z forum bieszczadzkiego: "tak blisko, a tak daleko.."
Dokladnie widac stad ją, polska Tarnawe Niżną. Miejscowosc dla mnie w pewnym sensie szczególna bo tu wlasnie, w 97 roku zaczela sie moja bieszczadzka przygoda. Tu poczulam sympatie to tych szczegolnych wowczas jeszcze gór i ich przeklętej historii. Stad wypuszczalismy sie na pierwsze cmentarze bojkowskie, szukajac w trawach po pas krzyży z czytelnymi jeszcze napisami. Tu ,na pustych pagorkach slyszelismy w szumie wiatru dzwiek cerkiewnych dzwonów. Tu ,we mgle, w wyobrazni zjawiały sie chylace sie ku ziemi chyże.. A wiatr wyjacy w opuszczonych budynkach Igloopolu potegował wrazenie opuszczenia, pustki i konca swiata.. Stad wyruszalismy na nocne wyprawy w mglisty bieszczadzki swiat.. Tu powstawaly plany kolejnych wypraw w nieznane. Tu po raz pierwszy wzrok padał na ukrainskie łąki za miedza i niewyobrazalna siła ciagneła tam, do tego dziwnego, tajemniczego kraju gdzie wówczac jeszcze mało kto jezdzil...
I teraz, po kilkunastu latach stoje tu, po tej drugiej stronie i mam nieodparte wrazenie , ze moj wzrok krzyzuje sie ze wzrokiem 15- letniej buby patrzacej po raz pierwszy na wschod..
Tylko ze w tej "mojej" Tarnawie byl jeszcze na wzgórzu zruinowany biały hotel.. Miejsce spotkań, wycieczek i wspomnien. Teraz juz go nie ma, zburzyli i wydarli do fundamentow.. Komus widac bardzo przeszkadzal stojac sobie na uboczu..
Przy pierwszych domach jakis gosc nas legitymuje. O dziwo sprawdza nasze pyski ze zdjeciami, przyglada sie nazwiskom, zamiast sprawdzic czy mamy pieczatki z przejscia granicznego czy moze przed chwila brodzilismy w chłodnych nurtach Sanu
Wracamy wzdłuz słupow energetycznych. Chyba tedy nie da rade przejechac zadna terenowka ani pojazd zaprzegowy.
Łagodnymi wzgórzami schodzimy do Szandrowca. Po drodze krowy, konie i dalekie postrzepione szczyty zamykajace widnokrąg.
Pod sklepem w Szandrowcu spotykamy goscia ktory słuzyl w węgierskim wojsku. Chce nas zaprosic do domu na nocleg, reklamuje sie ze ma polska telewizje ale godzina jeszcze troche za wczesna na nocleg.
Nasza trasa wiedzie to w gore, to w dól, falistym, wiejskim krajobrazem
W Boberce spotykamy ciekawy sposob zdobnictwa domów- za pomoca butelek po wódce
Gdzies z obejscia wybiega za nami pies a gospodarz krzyczy "Nie kusaj!".. Jakos robi nam sietroche nieswojo
Spotykamy tez pogranicznika, ktory ma dzien urlopu i sobie siedzi na płocie. Nie ruszajac sie z płotu oglada nasze paszporty , jednoczesnie po notes, dlugopis czy legitymacje biega do domu jego zona, wygladajaca na 8 miesiac ciazy...
Wogole czasem mamy wrazenie ze w tych przygranicznych wioskach miejscowa ludnosc zostala przeszkolona przez pogranicznikow jakie zadawac pytania nieznajomym. Kazda osoba ma do nas ten sam zestaw pytan: "Skad? Dokad? Jaka marszruta? Gdzie przekraczaliscie granice?"![]()
Zakładki