Do drogi na Dniestrzyk Dubowy prowadzi nas mała dziewczynka. Idziemy za nia przez kolejne podwórka, sady, jakies bagienka i kladki na potokach. Nie wiem czy tak przebiega główna droga ale jesli tak to bardzo ciezko na nia trafic!



Spimy na rozleglych łąkach nad wsią, przy malutkiej bacówce. Bacówka nie nadaje sie za bardzo na nocleg, ma czesciowo zawalony dach.



Na łakach dzieci wypasaja krowy. Ich pokrzykiwania, spiewy (tzn dzieci nie krów) mieszaja sie z dzwiekiem kilkudziesieciu dzwoneczków. Wieczorem zapada cisza- stada zeszly do wsi. Jestesmy tez swiadkami ciekawej sytuacji. Dzieci zgubily dwie krowy, ktore zostaly na polanie. Krowy znaja droge do domu, ale długo żalosnie mucza, kręca sie w kółko i przytupuja. Okazuje sie, ze chyba boja sie przejsc kolo naszego namiotu a tak wypada sciezka. W koncu odwazniejsza przebiega kłusem kolo naszego namiotu i pędzi w strone wsi. Chwile pozniej odważa sie i druga. Teraz na łąkach króluja juz tylko swierszcze..


Łąki na ktorych spalismy sa przepiekne- roztaczajac sie widoki od Bieszczad po Gorgany! Wykladamy sie na trawie i wygrzewamy w słoncu przynajmniej godzine :)














Schodzac do Dniestrzyka Dubowego gadamy z gosciem, ktory pokazuje nam swoja kosiarke, polskiej produkcji, rok 66- wciaz dziala i dobrze kosi! Ech... Kiedys potrafilismy robic dobre i trwale rzeczy..



W Dniestrzyku mila drewniana cerkiewka



Za wsia planujemy zrobic pranie, ale potok płynie w jakis oczeretach. Przedzieramy sie najpierw przez bagno, potem przez osty. Udaje sie znalezc niewielkie dojscie do wody nieporosłe łozina ale za to jest skarpa. Wszedzie odurzajacy zapach jakiejs kocimiętki. Udaje sie wypluskac i siebie i ubranka. Wracajac dostrzegamy zakole rzeki, piaszczysta plaze gdzie mozna dojsc z drogi trawiasta łączka.
Pranie mozna uznac za udane!



W Bereżku zagaduje nas babka siedzaca przy drodze na poduszkach. Po chwili przychodzi sąsiad i przynosi trzy wielkie poduchy. Ki diabeł??

Okazuje sie ze ma jezdzic dzis po wsi samochod zajmujacy sie "odmładzaniem" poduszek. Mieszkancy czekaja juz na niego kilka godzin. Niektore poduchy sa juz mocno zniszczone, uklepane albo w poplamionych worach, ktore wygladaja jakby latami lezaly zapomniane na strychu.



Nasza nowa znajoma, pani Natalia, zaprasza nas do domu na herbate, ktora kończy sie sporą uczta.



Domowe ziemniaczki, surowka z kabaczka i pomidora, wino i domowej roboty ser topiony. Aby go otrzymac do garnka wkladamy biały ser i zalewamy mlekiem. Gotujemy az zawrze. Odciskamy ser. Dodajemy rozpuszczone maslo, jajko i troche sody przelewajac octem. Wszystko wlewamy do plastikowej butelki, najlepiej umazanej w srodku olejem (aby dobrze odchodzilo). Mozna dodac sól, czosnek, rozne ziola i przyprawy. Nastepnie ser chlodzimy. Potem czestujemy nim bube i toperza! :)

W domu u Natalii panuje niesamowity porzadek. Wszystkie łózka starannie zascielone, poprzykrywane kapami obszytymi starannie koralikami. Poduszki rowno ulozone. Z drewnianej podlogi mozna by jesc bardziej niz u nas ze stołu Dywany jakby wyczesane. Przyjemny zapach jakby szarego mydla unosi sie w powietrzu. Bynajmniej nie jest to zapach jakiegos syfiastego detergentu ktorego obecnie uzywa sie do sterylizacji pomieszczen i az drapie w gardle jak sie go chwile powdycha.. W pokojach piekne piece kaflowe..A tu nagle pani Natalia odgrzewa nam zarcie w .... mikrofali..

Jakos sie zasiedzielismy.. Pani Natalia opowiada nam o swoim zyciu. Jest emerytowana nauczycielka, uczyla ukrainskiego w lokalnej szkole. Dawniej bardzo lubila swoja prace,czesto zostawala w szkole po lekcjach. Organizowala teatrzyki, jasełka, konkursy recytatorskie. Ponoc 20-30 lat temu lokalne dzieciaki bardzo garneły sie do takich inicjatyw. Mialy duzo pomyslow, pomagaly w organizacji. Jezdzili nawet do innych wojewodztw z wystepami, zebrali szereg nagrod. W ostatnich latach ponoc cos zaczelo sie psuć. Coraz trudniej bylo zainteresowac dzieci literatura a nawet utrzymac dyscypline na lekcji. Z tej racji z ulga przeszla na emeryture.

Maz pani Natalii pracuje w Szczecinie, jedna córka jest w Nowym Jorku, druga w Warszawie studiuje dziennikarstwo a teraz wyjechala do Hiszpanii. Syn z żona i wnuczka mieszka w Drohobyczu. Najmlodszy syn pare lat temu utonał pod Szczecinem, w jeziorze Miedwie. Skoczyl rozgrzany do zimnej wody...

Wracamy czekac na poduszki. Pani Natalia chwali sie kolezankom jak to wspaniale nas nakarmila :)
Zajezdza w koncu auto- jezdzi nim chlopak z Chmielnickiego. Ma maszyne, ponoc wlasnej konstrukcji. Z jednej strony wsypuje sie puch, ktory jest rozdmuchiwany, mieszany i przez rure wtłaczany do nowej powloczki, ktora sie zszywa. Rozmiary poduch od 30 na 30 do 70 na 70.



Stare poduchy, czesto odziedziczone po prababciach maja swoja historie wielu pokolen. U nas pewnie juz dawno skonczylyby na smietniku, wymienione na nowy marketowy szmelc z jakiejs "znanej firmy". Tutaj beda byc moze sluzyc kolejne dziesieciolecia.

Część piórek ujrzawszy po pół wieku słonce jednak wybralo wolnosc. Wirują pod sufitem, kleja sie do rąk i twarzy, ulatuja pod niebo. Juz nikt nie pamieta czy wyrosly na gęsim czy kaczym kuprze. A ja widze w tle jakas staruszke, ktora w ciemny, zimowy wieczor skubie gąske . Moze przy swiecy, a moze przy lampie naftowej. Moze rozmawia z kolezanka, moze cos spiewa, moze w pokoju snuja sie wtedy jakies opowiesci o duchach.. Moze wtedy, gdy powstawala ta poduszka byla tutaj jeszcze Polska? A moze wlasnie wtedy tuz za miedzą płoneły bieszczadzkie wsie niszczone w bratobojczej walce? Ale jedno jest pewne- jesli duch prababki jest tu obecny miedzy nami - to napewno sie cieszy, ze robota nie poszla na marne, ze kolejne pokolenia wnuków beda śnic na mięciutkich , pulchnych podusiach!

Warta opisania jest poducha cebulasta. Facet ja rozcina i rozcina aby sie dobrac do puchu. Ma chyba z dziesiec roznokolorowych powloczek. I chyba kazda powloczka moglaby opowiedziec swoja historie, historie kolejnego pokolenia albo duzych domowych porzadkow.

W czasie tworzenia jednej z poduszek maszyna sie zacina. Wszyscy sie smieja ,ze zapewne byly w niej zaszyte dolary albo jakies inne kosztownosci.

Mysle poczatkowo aby oddac moj spiwor do spulchnienia i renowacji. To by dopiero byl spiwor z historia i klimatem! ale niestety.. spiwor nie spelnia wymiarow i nie wejdzie do maszyny ... Buuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!

Żegnamy miła kompanie i suniemy w strone Dniestrzyka Hołowieckiego

Od jednej z babek dostajemy butelke mleka. Jest wyjatkowo pyszne wiec wypijamy je bardzo łapczywie i potem szybko biegam w krzaki Litr tłustego mleka wypity w pól godziny nie mogł skonczyc sie inaczej