Ciąg dalszy:
Kolejnego dnia miałyśmy w planie iść na Dziumbier, ale pogoda jest tak nieszczególna, a mnie męczą problemy żołądkowe, że nie decydujemy się na to.
Wybieramy Demianowską Południcę, która jest sporo niższa (ok 1545 m n.p.m.) a na dodatek jest to góra na której jeszcze nie byłam !
Więc forsuję ten pomysł.
Na początku podchodzimy bardzo stromym stokiem narciarskim, po około godzinie podejścia wychodzimy na piękną łąkę z widokiem na Liptów.
Jak widać ze zdjęcia pogoda jest średnia:
Potem jest bardzo strome podejście przez las, które mocno daje mi "popalić", w końcu około południa wychodzimy na "przednią Południcę":
Pogoda się trochę poprawia:
Zejście jest trochę emocjonujące, idzie się po skałkach a przed nami idzie bardzo sympatyczna słowacka rodzina, w której kilkunastoletni chłopak ma wyraźny problem z lękiem przestrzeni. Jakoś jednak przy pomocy taty sobie radzi. Na dodatek idzie z nimi pies, który początkowo się nas boi.
Jak się okazało nie mam żadnego zdjęcia z tego zejścia, oprócz takich pięknych szafirowych ostróżek tatrzańskich.
Schodzimy do Liptowskiego Jana i podchodzimy do "prirodnego kupaliska" - jest tam basenik gdzie można się zanurzyć w silnie siarkowej i gazowanej wodzie mineralnej.
Ja moczę tylko nogi, ale koleżanki kąpią się całe.
Potem zwiedzamy jeszcze kolejny wczesnogotycki (rok budowy około 1280) kościółek w Liptowskim Janie:
A to jeden z kaszteli, których jest w tej miejscowości aż 17 (są w bardzo różnym stanie, niektóre pięknie odnowione, niektóre w takim stanie jak ten):
Kolejny dzień to już sobota.
Nie chce nam się za bardzo męczyć więc idziemy od Doliny Demianowskiej na Puste - tak wygląda ścieżka, jedno z moich ulubionych miejsc w górach:
Tutaj jestem już trzeci raz ale to nie szkodzi.
Koleżanki koniecznie chcą zdobyć Krakową Holę, no to sobie na nią idą.
Mi się nie chce, bo już byłam na niej kilka razy, wolę położyć się na łące, obserwować i fotografować - chmury:
kwiatki:
motylki:
Potem wracają na łąkę, gdzie ja sobie leżę i razem schodzimy przez uroczą dolinkę Vyvieranie do Doliny Demianowskiej:
Zastanawia mnie jeszcze jedno - dolinka leży w bezpośrednim sąsiedztwie Jaskini Demianowskiej.
Tam gwar, dziki tłum, jarmark a tutaj dosłownie w odległości 30 minut spokojnego marszu - absolutny spokój, żadnego turysty.
Dzień kończymy na lodach na rynku w Liptowskim Mikulaszu, dawno, już chyba z 5 lat tam nie byłam, a Rynek się nie zmienił, istnieje tez nadal "Cafe Veronika" z pysznymi lodami - i to mi się podoba :)
Kolejnego dnia jest już niedziele (wczoraj), więc idziemy na mszę w kolejnym małym wczesnogotyckim kościółku - w Smreczanach - 100 m od naszej kwatery.
Wnętrze jest bardzo ciekawe:
Freski na ścianach:
Ciekawe tablicowe ołtarze:
A potem jedziemy jeszcze zwiedzić pobliski późnogotycki kościół w Okolicznem:
A potem idziemy na Babki.
Pogoda jest przepiękna, żal że to już ostatni dzień.
Tylko dwa zdjęcia, z których to pierwsze ustawiłam sobie jako "tapetę" na monitorze:
I przy zejściu ostatni landszafcik na Liptów:
Nabrałam wielkiej ochoty na więcej.
Może uda się nawet w tym roku zrealizować przejście grzbietem Niżnich Tatr, ale chyba jednak w innym towarzystwie, bardziej dopasowanym tempem do mojego, bez pośpiechu i ciągłego poganiania.
Zakładki