"There is no such thing like too much snow" - Doug Coombs
Pete !
Staramy się na tym forum wstawiać cytaty, a nie tylko linki (które często znikają)
Wiem , że to wymaga więcej trudu, ale to jest forum wymagające.
No to ja wkleję tyle ile jest dostępne na www:
Dla wielu z nas ukraińskie Karpaty są symbolem dzikości. Wciąż działa magia wielogodzinnej wędrówki niewyraźną ścieżką, z reprintem przedwojennej mapy w ręku. Powstająca na Ukrainie sieć znakowanych szlaków budzi różne emocje. Wielowątkowa dyskusja wpisuje się w odwieczny problem – czy i jak chronić, czy i jak udostępniać?
Przed stu laty Mieczysław Orłowicz pisał: „Nie ma w Karpatach północnych, ani po naszej, ani po węgierskiej stronie drugiego pasma gór, które byłyby tak puste, bezludne, niedostępne, odległe od siedzib ludzkich, a przy tym tak nieznane i niezwiedzane jak Gorgany”.
Dziś, choć Gorgany i Czarnohora nie rozdzielają już Galicji od Węgier ani – jak przed II wojną – Polski od Czechosłowacji, jedno się nie zmieniło. Właśnie ze względu na znikomą infrastrukturę i wciąż słyszalne echo dawności te pasma przyciągają naszych górołazów. Uciekamy więc z zatłoczonych i przeładowanych cywilizacją polskich gór. Szukamy swobody przejawiającej się w możliwości rozbijania się „gdziekolwiek”, a także w wędrówce „gdzie oczy poniosą”. Bez wszechobecnych znaczków na każdym zakręcie ścieżki.
To się jednak zmienia. W górskich miejscowościach mnożą się prywatne kwatery, rozbudowuje się infrastruktura drogowa i narciarska. Zaś tam, gdzie do niedawna można było liczyć tylko na mapę i kompas, pojawiły się znaki znane nam z wędrówek po polskich, czeskich i słowackich górach – kolorowy pasek pomiędzy dwoma białymi paskami.
1000 kilometrów znaków
Od 2002 roku w ukraińskich Karpatach oznakowano ponad 1000 kilometrów szlaków w Czarnohorze, Gorganach i wschodnich Bieszczadach. Po północnej stronie gór znakowanie prowadzi ukraińska fundacja Karpackie Ścieżki (www.stezhky.org.ua). Po stronie zakarpackiej wiodącą rolę odgrywają wolontariusze z Czech i z Polski, współpracując z HPRZ – ukraińskim odpowiednikiem naszego GOPR-u. Pomocy udzielają organizacje czeskie i polskie organizacje pozarządowe, a we wsparcie finansowe włączyły się rząd Republiki Czeskiej oraz polskie MSZ (grant „Polska pomoc”).
Przykładem międzynarodowego współdziałania są obozy znakarskie, w których uczestniczą Czesi, Polacy i Ukraińcy. Sposób znakowania odwołuje się odpowiednio do polskiego i czesko-słowackiego modelu. Znaki malowane po stronie galicyjskiej mają wielkość 15 x 10 cm, a na drogowskazach z nazwami ukraińskimi oraz w transkrypcji angielskiej znajdziemy, tak jak w Polsce, informację o czasie przejścia. Z kolei sposób znakowania na Zakarpaciu odwołuje się do czesko-słowackich standardów (10 x 10 cm, drogowskazy z dystansem w kilometrach).
Organizacje zajmujące się znakowaniem zabiegają też o umieszczanie wyznakowanych tras na mapach i w przewodnikach. Ich sympatycy angażują się w akcje sprzątania śmieci czy remonty chatek noclegowych, takich jak ta pod Koniem Grofeckim.
Działalność znakarska wywołuje jednak kontrowersje. Wystarczy zajrzeć na fora internetowe, na przykład na www.karpatywschodnie.pl. Dlaczego jedni są zwolennikami znakowania, a inni – zagorzałymi przeciwnikami?
Od czasu, kiedy zdumiony zobaczyłem gdzieś pod gorgańską Popadią pierwszy znak, przeczytałem setki internetowych postów. Skontaktowałem się z inicjatorami i kontestatorami znakowania. Szkoda, że niektórzy kategorycznie odmówili wypowiedzi dla „n.p.m.”. Zainteresowanych zachęcam jednak do wizyty na wspomnianym portalu, co na pewno pomoże w wyrobieniu własnego zdania na ten temat.
Lunapark dla stonki?
Choć góry na Ukrainie uważamy za znacznie mniej zagospodarowane niż w Polsce, i tam czas nie stoi w miejscu. Oznacza to również rabunkową gospodarkę leśną, niekontrolowany wykup ziemi, działalność budowlaną ograniczoną jedynie fantazją właściciela, a także prowadzone z coraz większym rozmachem inwestycje narciarskie, takie jak kompleks Bukowiel. Wszystko to w kraju, w którym naginanie przepisów i łapownictwo odbywa się na znacznie większą skalę niż nad Wisłą. Bywa, że eksploatacji przyrody sprzyja miejscowa ludność. W każdym miejscu na świecie trudno przekonać „górali” do ochrony przyrody, jeśli nie wynikają z tego dla nich jakieś profity. Z czegoś żyć przecież trzeba – na przykład z wyrębu lasów czy kłusownictwa.
To właśnie chęć zagospodarowania gór w taki sposób, aby aktywni turyści dostarczyli nowego źródła dochodów mieszkańcom górskich miejscowości, legła u podstaw inicjatywy znakarskiej w Karpatach Wschodnich. Sceptycy wskazują jednak, że tradycyjny trekkers raczej nie da dużo zarobić miejscowym. Ale szlaki to nie wszystko.
– W Osmołodzie przez ostatnie sześć lat powstało dużo domów gościnnych po tym, jak wyznakowaliśmy tam szlaki. I coraz więcej ludzi chce tam wędrować – mówi Wasyl Hutyriak, szef stowarzyszenia Karpackie Ścieżki.
– Znakowanie ciągnie za sobą mapy, miejsca biwakowania, co też jest pozytywne – dodaje Taras Bandriwśkyj, zapalony turysta ze Lwowa.
Szlaki, kwatery, sklepy – to wszystko napędza efekt śnieżnej kuli, nakręca model turystyki znany nam z Polski. Co jednych cieszy, innych przeraża. Na forach nie brakuje głosów, że od znakowania i kwater, przez remonty dróg prowadzi prosta droga do maksymalnego uprzystępnienia gór, komercjalizacji i zaśmiecenia. „Napływ stonki”, „lunapark” – to tylko niektóre określenia z postów. Adwersarze wskazują zagrożenia dla przyrody, zaś druga strona podkreśla, że takie zagospodarowanie gór tworzy dla nich szansę na lepszą ochronę.
(...)
Więcej – czytaj w numerze „n.p.m.”
I mój komentarz:
Wszyscy chyba wiedzą o tym, że jestem zdecydowaną przeciwniczką znakowania szlaków w Gorganach i innych górach Ukrainy.
Wielokrotnie dyskutowałam o tym np. z Darkiem Dylągiem i innymi "znakarzami" w przyjaznej atmosferze na spotkaniach w Zawadce Rymanowskiej.
Moje argumenty są takie:
1. Pozostawcie prawo decydowania o tym jak to będzie wyglądać gospodarzom tego terenu, ale nie pomagajmy im "na siłę".
2. Znaki dają złudne poczucie bezpieczeństwa, wystarczy że na dłuższym odcinku oznakowanie zostanie zniszczone, a niedoświadczony turysta się zgubi.
A zgubienie się w Gorganach to nie jest zgubienie się w Beskidzie Myślenickim (dokładnie tego argumentu użyłam w rozmowie z Darkiem i w tym przyznał mi rację )
3. Zostawmy chociaż jeden kawałek gór niezagospodarowany, dla tych co (tak jak ja) znajdują przyjemność w wyszukiwaniu własnej drogi.
Bardzo przepraszam za brak wklejenia całości dostępnej na stronie N.P.M. - w pełni rozumiem zasady. Jakoś w tym przypadku... no, wkleiłem linka i poszedłem sobie nie chcąc
rozpoczynać tematu na nowo etc :)
U mienia jest tak 50/50 obecnie, może bardziej na nieznakowanie, ale - ale. OStatnio troszkę mi się rozszerzył obraz i o ile z argumentami 2 i 3 Basi zgadzam się, to
po dogłębnym podpytaniu Tarasa(jest jedną z cytowanych osób w artykule) o stosunek do tej kwestii np. środowiska turystycznego we Lwowie, myślę że jest to argument
na siłę. Oni - czyli Ukraińcy generalnie są za.
Pete
"There is no such thing like too much snow" - Doug Coombs
To raczej ja poprosiłabym o zabranie
Całe plany urlopowe mi się rozsypały, mam do wykorzystania jeszcze 2 tygodnie urlopu "ciurkiem" a nie mam pojęcia gdzie pojechać.
Ale ja należę do tych co lubią chodzić powoli, kontemplować, wchodzić do "magazinów", nie wiem czy się nadaję.
Może uda mi się namówić fajną koleżankę o podobnych poglądach, ale to zależy od jej urlopu.
No dobra, kończę to marudzenie OT.
Tak się zastanawiam nad tym znakowaniem. Właśnie co wróciłem z Gorganów i byłem tam pewnie dzięki temu, że poprowadzone zostały szlaki. Ale na taki obszar gór kilka wyznaczonych ścieżek oznakowanych wydaje mi się że nikomu nie powinno przeszkadzać. Jeśli ktoś chce iść własną drogą czy przedzierać się przez inne drogi to wybór jest. Byłem w wielu różnych górach kilku krajów i też cenię sobie ciszę i spokój i chciało by się aby tam gdzie ja idę nie szło dużo osób. Aczkolwiek gdyby nie mapy górskich szlaków nie wiem czy moja przygoda z górami by się zaczęła. Wiadomo, są góry bardziej dostępne i mniej. Zawsze można wybrać te, które w danej chwili bardziej odpowiadają. Ale nikomu nie bronie dostępu do gór, a wyznaczenie nowych szlaków jak najbardziej popieram i jestem za.
Cała dyskusja jest o tym, czy jako Polacy (względnie Czesi) mamy prawo narzucać Ukraińcom swoją wizję znakowania gór.
Na jednej z dyskusji w Zawadce ktoś ze "znakarzy" powiedział (cytuję z pamięci) - przecież ci co nie lubią szlaków znakowanych mogą sobie iść przez gąszcz kosówki 3 metry od szlaku.
Nic mnie bardziej nie zdenerwowało, niż taka wypowiedź.
Przecież wszyscy, którzy lubią wędrówki poza szlakiem wiedzą, że zupełnie nie o to chodzi.
W tej chwili oznakowane są w Gorganach wszystkie narzucające się szlaki główne, grzbietowe.
A tak fajnie było mi w roku 2003 odkrywać ślady przedwojennych dróg (czasem zawalone wiatrołomami), jedynie z mapą WIG w ręce.
Człowiek czuje się wtedy odkrywcą.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki