Smutne..., choć pewnie nie bez pozytywnego znaczenia jest to, że jednak nie był na tym swoim finiszu życia całkiem sam.
Smutne..., choć pewnie nie bez pozytywnego znaczenia jest to, że jednak nie był na tym swoim finiszu życia całkiem sam.
Los zachichotał sobie raz jeszcze...Rysio, bohater moich historii z życia wziętych zmarł w Sylwestra, może nawet w czasie pogrzebu Piotra?
Staliśmy przed klatką schodową i gapiliśmy się w nekrolog...Rysio...żył lat 53..przechodząca z laską w ręku staruszka zatrzymała się...przeczytała...
- Szkoda Rysia, powiedziała. Przychodził czasem do mnie i pomagał posprzątać mieszkanie...za nic, ot tak za darmo. Dobry to był człowiek.
Zadumaliśmy się...czy o nas ktoś kiedyś powie "dobrzy to ludzie byli"?
Pogrzeb Piotrka /żył 48 lat/rozpoczął się o 14.oo i przyznaję, że doznałem dziwnego uczucia gdy w kościele przy trumnie zobaczyłem jego kilku braci z których każdy miał coś z Piotra a jeden był wręcz sobowtórem.
Nie wiem o której zmarł Rysio...zresztą jaka to róznica...jest jednego dobrego człowieka mniej obok mnie.
Pozdrawiam
Życie ciężkie jest i krótkie.
W ubiegłą sobotę Odwiedziłem dalekich krewnych. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu. Bardzo się zdziwiłem gdy na stole ujrzałem drogie wino. Ci krewniacy, to czworo starszych osób z których najmłodsza ma 67 lat. Mieszkający we wsi pod lasem, niedaleko Wołomina. Zdziwiony oglądam butelkę i tu ciotka zaczęła snuć opowieść:
"Ubiegłego roku, o zmierzchu usłyszałam dzwonek do furtki na posesję. Ki czort niesie o tej porze! Nie dość że już się sciemniało, to jeszcze na dodatek był ziąb i chlapa. Ale nic to, idę do ogrodzenia zobaczyć kto?
Poczłapałam i co widzę, stoi chłopaczysko ze psem na rękach i prosi aby pozwolić zadzwonić do matki, bo mu komórka się rozładowała. A on wyszedł z psem na spacer i zabłądził. Nieufnie popatrzyłam na niego. No bo to różne się po świecie kręcą. Popatrzyła ja, podumała. No ale widzę co chłopczyna, jeszcze dzieciuch zmoknięty, z zimna trzęsie się jak galareta. Ledwo trzyma psinę na rękach, a zwierzak niemały, kudłaty jak baran a ubłocony, niemiłosiernie. No to se myślę, raz kozie śmierć. Otwieram furtkę i nakazuję - chodź do chałupy bo tu zamarzniesz i się przeziębisz. A On zaczyna, że nie, że nie chce, że nie wypada, że Chce tylko z mamą się skontaktować. No to ja nerwa podłapałam. Co, mówię? Jazda do chałupy! Jeszcze mi się tu wykończysz i co ja wtedy pocznę. Wykręcał się, nie chciał. Ale w końcu wszedł. Przyszedł, zadzwonił do matki. Dałam mu gorącej herbaty, Kazałam się rozebrać i się wykąpać, aby się rozgrzał. Zrzucił tylko kurtkę nie chciał się kąpać poprosił tylko aby pozwolić mu umyć psa. No to pozwoliłam, przecie stworzenie Boże, co miałam nie pozwalać.
Po jakiejś godzinie przyjechała jego matka, przywiozła suche odzienie i jakieś koce. Chłopczysko się przebrał, omotali zwierzaka w suche szmaty zabrali do auta podziękowali i pojechali."
A co miała wspólnego z tym butelka wina zapytacie? Ja bynajmniej zadałem to pytanie ciotce.
CDN.
Pozdrawiam
DUCHPRZESZŁOŚCI
A widzisz, niedaleko Wołomina też ludzie mieszkają
Pozdrawiam.
Ostatnio edytowane przez Wojtek z Zielonki ; 14-02-2014 o 16:49
Dzięki Wojtku. Powiem więcej to nie zwykłe ludzie, aż Ludzie.
Na moje pytanie odpowiedział wujek:
"Jakoś tak w połowie stycznia wracam ja z mszy, widzę a pod bramą jakiś samochód stoi. Zdziwiony bo nikt z rodziny takiego nie posiada, w niedzielę to i nikt z urzędu. Podchodzę bliżej, patrzę jakaś obca baba z młodym chłopakiem. Nic to myślę - pewnie jehowe, bo to one, parami chodzą. No to jeszcze bliżej podszedłem i mówię - nikt tu wiary mieniał nie będzie. Niech sobie z Bogiem jadą i ludziom spokój dadzą.
Na to paniusia zdziwiona "Ja nikogo do zmiany religii nie namawiam, ja przyjechałam pani Jadzi podziękować". To teraz ja się zdziwiłem, nie jehowe i chcą dziękować Jadźce? Za co?
A Ona znowu: "Bo Pani Jadzia mi syna uratowała. Zbaraniałem, Jadźka jakiegoś chłopca ratowała? Gdzie i kiedy? Ale nic udaję, że wiem o co chodzi. Zaprosiłem do mieszkania i mówię. Za chwilkę siostra wróci to pani z nią porozmawia. Pięciu minut nie było i baby wróciły z kościoła. Patrzę a tu Jadźka z Tą obcą się całuje. Myślę, znają się - pół biedy, nie jest źle. I ten młody podał Jadzi tą butelkę i oboje dziękowali."
Druga z ciotek zaczęła:
"Po odmówieniu pacierzy wracamy domu, Stasiek jak zawsze pognał po skończeniu mszy. Stoi ładny samochód przed posesją. Pewnie do Staśka ktoś przyjechał. Wchodzimy do domu i zdziwiłam się bardzo, bo Jadzia zaczęła się witać z obcymi. Jeszcze bardziej się zdziwiłam jak zaczęli dziękować Jadzi."
W końcu okazało się, że to był to zeszłoroczny zbłąkaniec z Matką którzy po roku od owego zdarzenia przyjechali podziękować za wybawienie z opresji. Mało tego Ciotka była tak pewna zwyczajności owego zdarzenia że nie opowiedziała reszcie domowników o nim. A Wujek ze swoją żoną oraz babka, w tym czasie zwyczajnie jak to u starszych ludzi bywa spali i nic nie wiedzieli.
Z późniejszych opowieści wynikło. Chłopak, warszawiak, nastolatek póść na spacer z psem. Wsiadł se na przystanku PKP Warszawa Powiśle do SKM-ki i wysiadł W Sulejówku. Poszli przed siebie lasami. W międzyczasie pogoda się zmieniła zaczęło padać, chłopak zabłądził. W międzyczasie stwierdził, że ma wyczerpaną komórę. Mało tego jego pies, nienawykły do tak długich spacerów, zaniemógł. Zwyczajnie położył się i przestał iść. Wziął więc chłopczyna psa na ręce i dobrnął do jakiejś wsi. Zaczął chodzić od furtki do furtki ale nikt nie chciał mu pomóc. W końcu trafił do moich krewnych. W tym czasie jego matka zaniepokojona brakiem kontaktu z synem zadzwoniła na policję, że syn jej zaginął. Jakież było jej zdziwienie, gdy wreszcie późnym wieczorem otrzymała wiadomość od dziecka ale z obcego numeru że jest i ma przyjechać po niego. Jeszcze bardziej była zdumiona gdy usłyszała nazwę wsi. Szczęśliwa , że dziecko żyje zabrała ze sobą ubranie jakieś koce i przyjechała. Mówiła, że pomogła nawigacja GPS, bo inaczej tak szybko by owej miejscowości nie znalazła. Po roku postanowili matka i syn przyjechać i podziękować kobiecie za gest dobroci.
Zastanawiało mnie, jak można zabłądzić w terenie gdzie mieszka tylu ludzi? Tam w zasadzie wieś, dotyka wsi. Opowiem słowami Ferdka Kiepskiego "są rzeczy na świecie, które fizjologom się nie śniły"
I jeszcze jedno, spytałem czy ciocia czuję się bohaterem? Odpowiedziała:
"Jestem zwyczajną wiejską babą, postąpiłam tak jak każdy zwyczajny człowiek powinien zrobić"
Pozdrawiam
DUCHPRZESZŁOŚCI
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki