Kolejnego dnia, wyspani zabieramy plecaki i idziemy - tym razem z plecakami na Połoninę Caryńską z zamiarem dotarcia do Lutowisk, gdzie w PTSM mamy zarezerwowany kolejny nocleg.
Najpierw jeszcze obrazek, jak wyglądał w owym czasie "Zajazd pod Połonińą" - specjalnie dla Forum
Tak się składa, że zdjęć z podejścia i ze szczytu Połoniny Caryńskiej nie mam żadnych, więc znowu posłużę się pięknymi zdjęciami Oli:
Na szczycie okropnie wiało, ale widoczność była bardzo dobra, no więc znowu kursanci robią panoramki.
Tylko co poniektórym było ciepło:
Schodzimy stroma ścieżka na Przysłop Caryński. Końcowy odcinek tej trasy to wg mnie jeden z najładniejszych bieszczadzkich szlaków, niewielkie polanki porośnięte jagodziskami i jałowcami, gdzieniegdzie na skraju lasu dzikie czereśnie. Idziemy dość powoli, skutecznie zatrzymują nas jagody.
No i wreszcie schronisko, wstępujemy na kawę, co poniektórzy również coś zjedli.
W tym schronisku, trochę pod względem architektonicznym nie pasującym do Bieszczadów panuje jednak bardzo miła atmosfera, jedzenie jest smaczne. Kupuję sobie na pamiątkę różową drewnianą bransoletkę w kwiaty. Kiedy teraz na nią patrzę, od razu przypomina mi się piękny bieszczadzki dzień.
Widok sprzed schroniska w stronę Tarnicy:
No i schodzimy do szosy, prawdę mówiąc dalej nam się nie chce iść, więc w małych grupach łapiemy stopa do Lutowisk (zdjęcie kursanta Tomka)
Rozgaszczamy się w sympatycznym schronisku PTSM i idziemy na piwo, wtedy jednej z dziewczyn przypomina się, ze zostawiła w schronisku na Przysłopie Caryńskim kurtkę - no i trzeba się wracać !!! Jeden z kolegów idzie z nią razem.
A my tymczasem siedzimy sobie w przedwieczornym zmroku przy piwie, kawie czy co tam kto lubi i "rozkminiamy" panoramkę z tarasu knajpy na grupę Tarnicy, aż wreszcie doczekaliśmy się powrotu koleżanki i kolegi wraz z zapomnianą kurtką.
Zakładki