TAAAAAAAAK! To była wspaniała koincydencja dwóch żywiołów. Naprawdę. Taką poezję, tchnącą zielenią lasu, miejscami poszarpaną wersem, jak nie przymierzając "grzebyk" Caryńskiej Połoniny i taką muzykę, żywiołową jak burza nad Rozsypańcem dwa lata temu, a przy tym ciepłą jak dotyk trawy lipcowej na Nasiczniańskiej Przełęczy, takie coś lubimy. A nie ujawniamy się, bo my naprawdę "dzicy", nieśmiali jesteśmy.
Zakładki