Ruszamy ku górom. Najpierw do Kazbegi. Nad Kaukazem wisi ogromny wał chmur. Dokladnie widac to z dworca Didube. Silnie duje wiatr, wiec moze sie przewieje? Po drodze na Gruzinskiej Drodze Wojennej pojawiaja sie widoczki wiec zdaje sie, ze jest szansa na poprawe pogody.
Mijamy jakies narciarskie kurorty, wypasne nowe hotele, opuszczone pensjonaty przygladajace sie nam wypalonymi oczami okien, mijamy zapadle wioski, osiolki i konie.
Mgly sciela sie pod kola marszrutki rozjezdzajacej z impetem kałuzasta nawierzchnie wysokich przeleczy. Gory zdaja sie siegac nieba albo albo jeszcze troche wyzej, serpentyty wiją sie jak węże. Az nie chce sie wierzyc ze tędy leci tranzyt do Rosji, acz co chwile przypomina o tym pomruk ogromnego tira z trudem pokonujacego wysokosc.
W Kazbegi jeszcze zanim udaje sie opuscic pojazd juz opadaja nas stada miejscowych proponujacych noclegi. Zwlaszcza namolny jest pan Wasilij , ktory prawie siła ciagnie nas do swojego auta, pokazujac nam opis pensjonatu po polsku ,twierdzac ze kocha Polaków i "wszyscy Polacy nocują u niego". Moze i jego oferta nawet nie byla taka zla, ale jakos nie lubimy ludzi natrętnych, probujacych nas do czegos przymuszac. Jak sie pozniej dowiadujemy- Wasilij ma opisy swoich usług w kilkunastu roznych językach, gdy zajezdza do Kazbegi marszrutka, dowiaduje sie od kierowcy jacy obcokrajowcy przyjechali i w zaleznosci od tego pokazuje inna strone ksiazeczki, wyglaszajac odpowiednio zapewnienia o sympatii do Francuzów, Czechow albo Żydów...
Uwalniamy sie z jazgoczacego kordonu, ktory otoczyl marszrutke i pelzniemy glowna ulica. Dziwne to Kazbegi. Ni stare ni nowe. Ni gorska wies ni popularny kurort. Ni to dzikie ni zagospodarowane. Ogolnie chyba calkiem fajne. Tylko chwila!! Tu powinny gdzies byc gory!!! .. Musza gdzies tu byc? Omiatamy wzrokiem okolice ale wszedzie tylko chmury i mgla... I mgla...
Ogolnie pizga potwornie, jest chyba ponizej 10 stopni i wyglada jakby zaraz mialo zaczac lac.. W tym momencie rozbijanie namiotu jest ostatnia rzecza jaka nam sie marzy, wiec szukamy kwatery. Znajdujemy taka jedna w centrum z malwami pod oknem i knajpa nieopodal.
Czasem mgla sie przewieje i pokaze sie kawalek góry. Ale nie takiej normalnej gory-, takiej ,ze aby zobaczyc wierzcholek trzeba tak wysoko zadrzec glowe, ze zaczyna skrzypiec w karku. I pewnie wszedzie wokol sa tu takie gory, bo czuc chlodny oddech lodowcow , zapach skaly i spienionych potokow.
Przez chwile odslania sie wzgorze z cerkiewka Tsminda Sameba. Tam dzisiaj idziemy!
Mijamy sympatyczna wioske Gergeti i pniemy sie pod gore serpentynami w coraz to bardziej gestniejacej mgle.. Cerkiewke dostrzegamy jakies pol minuty przed przywaleniem nosem w mur...
I ta swiadomosc, ze tu zaraz siedzi Kazbek, pięciotysiecznik a widoki pewnie nie maja sobie rownych.. Co za pech! Co my zrobimy jak jutro bedzie tak samo? I pojutrze? ech.. :(
Dzis mamy szanse podziwiac widoki tylko na taki Kazbek. Tez niczego sobie
Schodzimy w doline. W knajpie siedzi wesola i juz rumiana gromadka Polaków z klubu Anapurna w Tychach.
Wlasnie wracaja z Elbrusa. Pokazuja zdjecia, mieli zarąbista pogode. Opowiadaja o lokalnej specyfice. Zwykle ekipy miedzynarodowe rozpoczynaja atak szczytowy na Elbrus kolo 2-3 w nocy, wiec staraja sie polozyc spac kolo 20. Spotkani przez nich Rosjanie chlali do 3, po czym spakowali sie i poszli na szczyt. Przegonili wszystkich a na szczycie zamiast pamiatkowych zdjec czy zatkniecia flagi- wyciagneli kolejna flaszke ;-) Byli to studenci z Nowosybirska. W przyszlym roku planuja Pamir.
Co chwile na stol wjezdzaja kolejne flakony z czacza, a babki z baru nie moga sie doliczyc piwa w lodowce. Zjadamy tez ostri- bardzo pyszne danie bedace jakby bardzo rzadkim gulaszem albo bardzo gęsta zupą, fajnie ostro przyprawiona i posypana zielenina. Jak sie wciagnie miseczke od razu jakos cieplej.
No wlasnie- pisalam juz, ze jest potwornie zimno? W naszym pokoju tez pizga jak szlag. Pokoj jest duzy- moze rozbijemy w nim namiot?
Marzylam od niepamietnych czasow, zeby byc na Kaukazie. Oto i jestem. Ale czlowiekowi nie dogodzi.. Teraz jeszcze marze aby ow Kaukaz zobaczyc
Budzik dzwoni o 7.. Z drzacym sercem podchodze do okna.. Co tam zastane? Gory, slonce czy jednolita zaslone mgly- ktora oznacza dla nas powrot do Tbilisi..
Widze to:
I donosnych kwik radosci niesie sie po calej okolicy!!!!
Zakładki