Nie raz ze skał leją sie prosto na dach kaskady wody. W ostrym słoncu rozszczepiajacym sie na kropelkach wyglada to jak potoki brylantow!
Na kolejnych zakretach lecą w dół uciekajace spod kól kamienie. Skały przybieraja ciekawe ksztalty, stoją przyczepione do skal dawno zburzone twierdze, gdzieniegdzie nie widac co skala, a co stworzyla ludzka reka , formujac jakies baszty czy umocnienia..Góry pna sie pod niebo..
Wreszcie Szatili. 100 km jechalismy kolo 6 godzin! Miejscowi odbieraja zakupy, wynoszac spod siedzen marszrutki kolejne paczki.
Kierowca proponuje, ze za drobna oplata moze nas zabrac dalej, do Mutso. Jedziemy w 6 osob, z Gruzinkami, Sebastianem i jego dziewczyna Evelin, ktora czekała w Szatli przy moscie. Dziewczyna jest niesamowita, wiekszosc zycia spedzila podrozujac po calym swiecie. Zna chyba wszystkie jezyki jakie istnieja. Poki co wyczailismy, ze mowi po litewsku, angielsku, rosyjsku, gruzinsku i hiszpansku. Potrafi tez zlozyc pare sensownych zdan po polsku. Twierdzi, ze nie zna francuskiego ale potrafi w kazdym znanym sobie jezyku mowic z francuskim akcentem
Podjezdzamy pod rosyjska granice. Po drodze góry przybieraja rozne fantazyjne formy.
Widac posterunek z powiewajaca flaga. Tam zaczyna sie Czeczenia.
Tu przez ten głeboki wąwóz, wbrod, przez wezbrane strumienie zmykali uchodzcy podczas czeczenskich wojen, szukajac w Gruzji bezpiecznej ostoi..
Na zakrecie drogi Gruzinki pokazuja nam miejsce zwane Anatorija. Jest to kilka kamiennych chat, ktore w srodku sa pelne ludzkich szkieletow. Bezladnie poniewieraja sie piszczele, miednice, żebra. Przy samym wejsciu lezy urwana, zmumifikowana ręka, ktora jakby wyciaga w nasza strone dlugie, kosciste palce.. Czachy patrza na nas pustymi oczodolami. Jedna jakby do mnie mrugnela.. Nie.. Musialo mi sie zdawac, pewnie jakos dziwnie padlo swiatlo.. Ponoc to szczatki mieszkancow okolicznych wiosek zmarlych na dzume.
No wlasnie nikt nie wie kiedy zmarli ale ponoc dawno. Aby nie szerzyc zarazy we wsiach tutaj ich osiedlano, tu dożywali swoich dni w małych domkach, ktore ostatecznie stawaly sie ich zbiorowymi, anonimowymi mogiłami..
Ciezko sobie wyobrazic tych chorych ludzi, ktorzy lezeli tu wsrod juz wystyglych trupow swoich wspólplemiencow.. Na pewno wtedy nie byli w stanie docenic piekna miejsca, w ktorym przyszlo im po raz ostatni patrzec na swiat.. A miejsce zdaje sie przekornie byc bajkowe: gory, potoki, wodospady.. Raj by sie wydawalo..
Czy wąwóz ten zdawal sie byc rajem dla czeczenskich uchodzcow, ktorzy stawali z ulga na gruzinskiej ziemi? Tu wsrod tych kosci i trupow sprzed lat, ale daleko od swiezych ofiar wojny?
Czy dzuma napewno juz zniknela? ponoc uwaza sie ja za chorobe wymarła, ktora juz sie nie odnawia.. Czy zakazenie droga kropelkowa obejmuje wdychanie pyłu z kosci unoszonego wiatrem?
Niesamowite miejsce, piekne, ciekawe, a zarazem smutne i straszne.. Acz napewno nie mozna o nim powiedziec, ze jest nijakie.. Jest tu cos dziwnego, niematerialnego, ale widocznego niegorzej od stromych scian opadajacych do potoku.. W ostrym gorskim powietrzu wciaz czuc jakby skłebione, zduszone emocje, ktore krążą po tym zakrecie jakby nie mogac znalezc ujscia, jakby przywiazane do tej ziemi, do tych skał.. Choc minelo juz tyle lat..
Ciesze sie ze moglam tu byc, zobaczyc, ale z pewna tez ulga opuszczam to miejsce..
Jedziemy dalej, skrecamy w prawo bo dalej juz granica, nasz cel to Mutso, opuszczona wioska i ruiny twierdzy na szczycie gory. Po drodze mijamy pasterskie osady. Puste? Zamieszkane? Coz, uzywane chyba nie wiecej jak 5 miesiecy w roku.
![]()



Odpowiedz z cytatem
Zakładki