Na dzień następny mamy plan na Łopienkę, jakoś tak zawsze jak jestem w Bieszczadach to muszę tam dotrzeć, Magda też bardzo chce bo jeszcze nigdy tam nie była... trochę późno się robi, deszcz pada, na stopa nie chce nas nikt zabrać, sprawdzamy autobus chociaż żeby się do skrzyżowania na Buk dostać a dalej sobie podreptamy..., autobus jedzie ale... ale w ostatniej chwili decydujemy się na wycieczkę pod wodospad :) a Łopienkę przenosimy na dzień inny... okaże się że całkiem trafiona zmiana planów to była :)
Jakoś nigdy nie mogę tam trafić w pełnym słońcu... albo pada albo jest szaro :)
i mamy towarzyszkę naszej bardzo trudnej technicznie i wyczerpującej "wyprawy"
łazimy trochę nad Wetlinką.. wody mało, kajakiem się nie da... i idziemy do domu... po drodze piknik przy sklepie i plany na następny dzień... z nadzieją że przestanie w końcu padać :)
lubię gapić się w mapę...
popołudnie bardzo aktywne...
a noc jeszcze bardziej...
deszcz na trochę przestał padać, robiło się coraz później... dziewczyny poszły spać jakoś wcześniej... bo sobie wymyśliłyśmy że na Tarnicę pójdziemy.. mi się jakoś spać nie chciało... rzeźbiłam kajak...a w zasadzie stawiałam pierwsze kroki w rzeźbiarstwie jeśli w ogóle tak to można nazwać w moim wykonaniu a Wojtek Szczurek grał na gitarze chyba do 4...
dostał go mój dobry kolega kajakarz (też lubiący Bieszczady) jako spóźniony prezent na urodziny i się ucieszył :) a przynajmniej takie sprawiał wrażenie że się podoba no chyba że chciał być miły
a jutro idziemy na Tarnicę...
Ostatnio edytowane przez calanthe ; 06-01-2013 o 14:21
kolega Kajakarz byl bardzo zadowolony i zaskoczony otrzymanym kajakiem.
Mam nadzieje że kiedyś razem spłyniemy Wetlinke i przełom Sanu.
Witaj na forum kolego Kajakarzu!
bertrand236
Pomimo długiego dnia wczorajszego szybko udało nam się pozbierać, spakować co potrzebne i wyruszyć w drogę... na stopa złapałyśmy busik... nic innego jakoś nie chciało się zatrzymać.. ale za to dowiózł nas do Wołosatego i wysadził u stóp TARNICY :) Pierwszy raz szłam od tej strony a w ogóle to moje drugie wejście na Tarnicę.. pierwszy raz byłam... 6 lat temu, wtedy kiedy to pierwszy raz byłam w Bieszczadach w ogóle... z tym że wtedy wchodziliśmy z Ustrzyk i przez Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec do przełęczy Bukowskiej i do Wołosatego a z Wołosatego busikem do Ustrzyk...
Pogoda jest rewelacyjna!! :)
już na początku ubieramy krótkie spodenki bo słońce jak w środku lata... jeszcze nie wiemy że na górze wiatr głowy urywa (prawie)
jesteśmy coraz bliżej... na trasie mijamy parę młodą.. ona w sukni białej i w ciężkich butach, on w garniturze... wiatr trochę popsuł jej fryzurę
widać różnicę między Tarnicą teraz a Tarnicą z 2006 roku... a barierek powstaje coraz więcej bo już na wyjściu z lasu chłopaki działali i robili cd. drewnianych płotków...
robimy sobie z Magdą wspólne zdjęcie... chociaż nie lubię być po tamtej stronie obiektywu ale marudziła że chce ze mną zdjęcie
dla porównania zdjęcie z mojego pierwszego razu i ostatniego latem... chociaż teraz też pomimo że to był środek tygodnia to ludzi było sporo...
na przełęczy po zejściu z Tarnicy dylematy... wieje... robi się późno... w Ustrzykach czeka Piskal i reszta ekipy... Bukowe Berdo nie zdobyte... co robić...
wspólnie podejmujemy decyzję że Bukowe odpada... po raz kolejny nie udało mi się tam wejść... za każdym razem jak jestem w B. mam tam iść i za każdym razem się to nie udaje... no ale nic, wiem już że i tym razem jak pojadę ( o retyyy za tydzień o tej porze mam być w Bieszczadach :D ) to też na Bukowe nie wejdę :D ale to co.. wejdę może jesienią... albo jak się uda na KIMB przyczłapać :)
wybieramy drogę przez Szeroki Wierch... idzie się fajnie.. szczególnie jak są momenty z wiatrem:) idziemy razem ale osobno...
aż nie chce się wracać na dół...
a tutaj bardzo żałowałam że nie mam ze sobą mojego rowerka... oj jaki piękny zjazd by to był...
W Ustrzykach jesteśmy ok 17... i kolejny dylemat... wracamy do "domu" ostatnim busikiem czy idziemy na piwo z chłopakami... nie wiem co pomaga podjąć decyzję ale decyzja pada na busik i piwo na werandzie Cieniu PRL :)
jednak przed ostatecznym wejściem do busika moja aspołeczność podpowiada że może chociaż wyściskać się z chłopakom bo już raczej się tej jesieni spotkać nie planowaliśmy... więc zostawiamy Monikę "w zastaw" u pana busika i z bieszczadzką tęsknotą ku wielkiemu zdziwieniu Piskala wchodzimy do zajazdu pod caryńską i tak szybko jak wchodzimy tak szybko wychodzimy... bo przecież Monia czeka :)
kolejny dzień udany... szkoda że tak szybko się skończył...
" po raz kolejny nie udało mi się tam wejść... za każdym razem jak jestem w B. mam tam iść i za każdym razem się to nie udaje..."
-i cóż z tego, jeszcze tyle czasu przed Tobą:) ja mimo że przeszłam setki kilometrów po tych naszych Bieszczadach (raz zrobiłam setkę w 5 dni hihi), to ciągle mam wrażenie, że tak wiele jeszcze przede mną, że tak mało widziałam. za każdym razem gdy patrzę na mapę zdaję sobie z tego sprawę, obmyślam coraz to nowe ścieżki. i właśnie to mnie tak fascynuje, że człowiek chodzi i chodzi a tu ciągle tak wiele pozostaje rzeczy nieodkrytych, nawet wiele nazw nieznanych. czasem też wraca do swoich ścieżek i znów widzi je na nowo. chyba nigdy nie powiem że znam bardzo dobrze Bieszczady. gdy nie uda mi się czegoś zobaczyć, gdzieś dojść (czasami zdarza mi się "pogubić" lub nieznaleźć danej ścieżki) - mówię trudno, niczego mi nie żal bo tyle jeszcze czasu przede mną, nie teraz to następnym razem. hihihi i znów przychodzą mi na myśl miejsca których nie znalazłam w ubiegłym roku i które będę próbowała zobaczyć od wiosny (np. pewne miejsca na Czartoryi, Kamionkach, Paniszczewie, Jeleniowatym i co tam jeszcze było), bawić mapą można się na różne sposoby. Nawet czasem cieszę się jak coś nie wyjdzie, bo to ciągle niesie za sobą zagadkę, podekscytowanie i tajemniczość tych naszych kochanych Bieszczadów:) dlatego raczej nie wyznaczam sobie celów wędrówek a jedynie kierunek, bo jak nie dojdę do danego miejsca to nic się nie dzieje, niczego nie żal tylko idziemy dalej a tamto zobaczy się następnym razem. nawet doszłam do wniosku, że bardziej kręci mnie samo poszukiwanie, takie chodzenie niż fakt czy coś znajdę czy nie. celem jest wędrówka sama w sobie a nie to co u jej krańca. celem jest chodzenie i szukanie a nie dojście i znalezienie. eh.. znów się rozpisałam i odpłynęłam
"Wędrujemy zarośniętą dzikim zielskiem drogą..." W.P.
No ja wiem, mi nie jest źle z tego powodu że tam nie dotarłam... za każdym razem prawie jest plan na Bukowe, ale nie wychodzi... się tym nie przejmuje, bo nadal zostaje dla mnie jakąś tam tajemnicą nieodkrytą... i za każdym razem zmiana planu wychodzi na dobre i z uśmiechem...
w wielu miejscach jeszcze nie byłam i nie będę pewnie.. bo wszędzie się nie da...
a każde miejsce każdego kolejnego dnia wygląda inaczej i jest inaczej niesamowite...
od któregoś tam wyjazdu w Bieszczady mam tak... że nie liczy się dla mnie gdzie wejdę tylko liczy się to że tam jestem... samo wyjście do granicy lasu i czytanie książki pod krzakiem jest fajne.. bo przecież nie muszę iść na szczyt...
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki