Co by nie mylić osób i zjaw :
Zawżdy pamiętajmy o naszej pieśni przesławnej„Kmicic: Oto zamek wrednego zdrajcy, księcia Bogusława! Dajcie szpadel, koledzy, zrobimy podkop i wykradniemy Oleńkę!
A Gnębi nas pech,
wszystkim nam się Lucynka podoba, ach, podoba
Znaczy się od imć zdrajcy księcia Bogusława Lucynkę owym podkopem dobywać będziecie? A co jeśli Ona wianka pozbawiona? Ochronę środowiska naturalnego szlak trafił?
Pozdrawiam
DUCHPRZESZŁOŚCI
Jako że Jaśliska nie odpuszczają, i zarażonych stale do siebie przyciągają, w ostatnią sobotę, bladym świtem, na jaśliskim przystanku znów pojawiła się skromna delegacja. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nad wyraz skromna bo składająca się z jednego jedynego uczestnika. Nie było zrażonego brakiem przerw na popasy Zagłoby, nie było i Kmicica oddającego się innym, ciekawszym zapewne obowiązkom. Wołodyjowski, mikry i niepozorny, już nie samotrzeć czy samowtór a samojeden kontynuował wyprawę.
Już na samym starcie wędrówkę odradzały mu dwie babcie zmierzające na poranną mszę - pierwsza próbowała wprowadzić zamęt w zwarte szeregi twierdząc, że Wołodyjowski zostawił na przystanku jakieś walizki, druga zaś załamała ręce nad niedolą wędrowca i prosiła aby nie szedł sam w Dzikie Pola. Zaraz po mszy obiecała go u siebie do odjazdu autobusu przechować, w cieple i z herbatą w ręce, i wieszczyła, że jak nie posłucha to długo go będą po lesie szukać i nie znajdą.
Nic to, rzekł sobie w duchu Wołodyjowski, podkręcił wąsika i zostawił za sobą obie babcie, miejscowego dyrektora przystanku PKS (któren to dyrektor tradycyjnie prosił o 2zł na małe co nie co), kościół i całe Jaśliska i ruszył drogą w kierunku granicy. Daleko nie uszedł jak przed zabytkową kapliczką próbując znaleźć odpowiedni kąt i uwiecznić kapliczkę na rycinie wpadł był w śnieżną zaspę powyżej pasa. Z trudem się z niej wygrzebał, po czym znów dał w nią nura w poszukiwaniu wyposzczonych z rąk pędzli. Tak, babcia pod kościołem dobrze radziła, a kto dobrych rad nie słucha sam sobie jest winien.
A trzeba Wam wiedzieć, że na Dzikich Polach zima panowała wczoraj niepodzielnie. Śnieg dwanaście razy wiatrem poprzewracany budował wysokie barykady a wichura tylko czyhała na podniesienie przez wędrowca jednej nogi aby w momencie uderzyć ze zdwojoną siłą próbując pokonać opór tej drugiej, niepewnie stojącej na ziemi. No i zimno było przez ten wiater sakramencko! Przez głowę natychmiast Wołodyjowskiemu przemknęło wyobrażenie ciepłej kuchni, garnuszek herbaty przez moment ogrzał zziębnięte ręce a głowa z tęsknotą odwróciła się na Jaśliska. Może...
Czterech panów B.
Oj! ciągnie Cię Panie Wołodyjowski do tej stanicy kresowej, czyżby jakiś urok miejscowa Horpyna Ci zadała ?
Musisz uważać jak będziesz Czarci Jar przemierzał.
Wypatrywałem Was na krańcach Rzeczpospolitej, ale nie wiedziałem, że tak Was wysiekli że jeden tylko się ostał
Wasza wędrówka skłoniła mnie do odwiedzenia cmentarza w Szklarach - no, jest trochę śniegu
IMGP4415a.JPGIMGP4427a.JPG
Nie, nie, nie! Droga była tego dnia przed Wołodyjowskim krótka a w zaprzyjaźnionej chacie czekało śniadanie. To znaczy jeszcze nie czekało ale miało czekać zanim Wołodyjowski do niej dotrze. Cóż to jest tych kilka kilometrów, nawet w taką pogodę?
Wygrzebał się więc Wołodyjowski ze śniegu i ruszył Dzikimi Polami, byle do lasu. Kawałeczek tylko go od tego lasu dzielił, ale zanim do niego dotarł zdążył schować całą twarz pod chustą, na oczy założył zimowe gogle (a co) a na ręce drugą parę rękawiczek. I wędrował, slalomem między zaspami omijając co większe z nich a mniejsze pokonując wierzchem. I zastanawiał się jak to z tymi prognozami pogody bywa, przecież w tę sobotę miało być już wiosennie
Przewiany do kości dotarł wreszcie pod ochronę lasu i góry. Ten początek wycieczki, może z kilometr od jaśliskiego przystanku, dał nieźle popalić. Popatrzył się Wołodyjowski na rosnące przed nim zbocza góry, tej z zaznaczonym na mapie słoneczkiem, i zrezygnował z widoków. Bardzo sympatyczna stokówka trawersowała szczyt od północy, nie sposób było się jej oprzeć
I tą stokówką, omijając co większe górki wędrował przed siebie podziwiając las w zimowej szacie. Pod drzewami, w lesie, było cicho, górą tylko szalała wichura strącając co chwilę wielkie czapy śniegu z drzew. Stokówka cała była wydeptana przez zwierzęta, kilka nocnych legowisk też się znalazło - a skoro dla zwierząt była przyjazna to i Wołodyjowskiego musiała zaprowadzić prosto do celu. I tak spokojnie już, bez podwójnych rękawiczek i chusty na twarzy, lazł sobie Wołodyjowski przed siebie. Lazł coraz częściej rozmyślając o śniadaniu...
Czterech panów B.
Musi zamarzł biedota albo o głodzie krąży po tym lesie i korzonki wcina topinamburem przegryzając Oby wrócił póki odwilż...
Nie zamarzł, nie zamarzł, tylko się rozmarzył
Ale do rzeczy, trzeba tę relację kończyć bo dni już więcej się ciągnie niż sama wycieczka godzin
Dreptał więc sobie Wołodyjowski drogą i raz z jednej, raz z drugiej strony podziwiał piękne, ośnieżone, świąteczne już choinki. Aż szkoda było tak piękne okoliczności przyrody opuszczać, ale głód zaczynał być dojmujący i nawet zimowy las nie był w stanie na dłużej wędrowca zatrzymać. Trzymając w zasadzie od słonecznej górki stały kierunek wyszedł wreszcie Wołodyjowski z lasu i przed sobą, w dolinie zobaczył dwa budynki. W lewym już grzała się woda na poranną herbatę, już jakieś ręce kroiły chleb i różne różności. Wołodyjowski podrzucił plecak i... wpadł w zaspę I tu, po drugiej stronie lasu, na otwartym terenie śnieg zastawiał pułapki. Ale nic to, w oknie chatki pojawiła się znajoma sylwetka i choć zaraz się schowała to nie miało to już znaczenia. Jeszcze jedna zaspa, jeszcze druga, jeszcze stalowa linka rozciągnięta w poprzek stoku i już można było otrzepać buty, zrzucić plecak i usiąść przy kuflowym piecu.
Zrobiło się ciepło! w ręce pojawiła się herbatka, kanapka, i choć obok w śpiworach jeszcze śnili o lecie to Wołodyjowski już, już próbował zorganizować ekipę na następną wycieczkę. Wszak była dopiero 10 rano!
Ale to już zupełnie inna historia, może ktoś ją kiedyś opowie. A może nie Wszystkim, którzy od Rzepedzi śledzili tę wędrówkę w ramach podziękowania zimowe, świąteczne choinki. Sobotnie, prosto z beskidzkiego lasu
Czterech panów B.
Thx
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki