Ponieważ spotkanie z Luśnią zostało już przez Was doskonale rozpracowane to nie będę się powtarzał i pójdę z relacją dalej
Wędrowaliśmy przez chwil kilka wspólnie, minęliśmy najstarszą i najnowszą kapliczkę (wielkie teraz kapliczki stawiają, tylko krzyż na górze maleńki... jeżeli w ogóle jest, bo z ziemi to nie idzie go dostrzec) i przez jedno, drugie i trzecie słoneczko dobrnęliśmy na przełączkę z krzyżem. Już we dwóch, bo wachmistrz srogi Luśnia odłączył się od nas aby do powozu wrócić. Pokierowaliśmy go sprytnie nie tam, gdzie się wybierał, i chichocząc w kułak przedreptaliśmy jeszcze przez jeden Dział i pod lasem zrobiliśmy popas. Zbieraliśmy siły na podejście. A jak już nazbieraliśmy to przez lasek przeskoczyliśmy na szlak szlaków (capo di tutti szlaki) i niebawem stanęliśmy przed Górą.
Phi, też mi góra. Nie na takie się w Gorganach właziło!
Zakładki