Dzięki za obecność, Mavo. Jeśliby ściśle trzymać się faktów, należałoby powiedzieć, że polemiki tutaj nie ma, jest wymiana informacji na tematy związane z butami. A przed dyskusją religijną niech uchronią nas bogowie lub moderatorzy.
Dzięki za obecność, Mavo. Jeśliby ściśle trzymać się faktów, należałoby powiedzieć, że polemiki tutaj nie ma, jest wymiana informacji na tematy związane z butami. A przed dyskusją religijną niech uchronią nas bogowie lub moderatorzy.
Krzysiu - w sumie o kijkach już było wiele razy. One przede wszystkim odciążają stawy kolanowe ( niesamowicie skomplikowane urządzenie w naszym ciele ! ) , no i kręgosłup. Co do raków....używasz ich w czasie ostrego podejścia, po lodzie lub zlodowaciałym śniegu, co by twarzyczką nie zjechać na dół . W kijkach powinieneś mieć wymienne końcówki - talerzyki. Są takowe na śnieg. Fajnym patentem na sypki, głęboki śnieg są rakiety .
kurcze, zanim się zebrałem do czytania już taki wątek urósł... i jak tu teraz się wczytać i znaleźć te właściwe info... Ech, nic spróbuję :)
"There is no such thing like too much snow" - Doug Coombs
Tomas, dziękuję.
W czasie trzydniówki w Górach Bystrzyckich tak się zmachałem w głębokim śniegu, że do rakiet przekonałem się – i mam ich zakup w planach. Nie od razu, bo w tym roku i tak bardzo dużo wydałem na wyjazdy i na wyposażenie. Kupię i rakiety, ale raki… na razie nie. Nie wiem, czy bardziej jestem uparty, czy bojący się. Jakoś nie ciągnie mnie nic a nic na niebezpieczne wyprawy, a raki jednoznacznie kojarzą mi się z takimi właśnie.
W kupionych kijach (włoskiej firmy Masters, model peak blue) mam wymienne talerzyki, mniejsze i większe, mam też końcówki z widii, bo o ich niezbędności powiedział mi kolega, który przekonał mnie do używania kijów. Nie korzystałem z nich jeszcze, przesyłkę otrzymałem tuż przed wyjazdem do domu na święta. Wyglądają ładnie, mają to, o czym wiedziałem, że mieć powinny, ale wydają się bardzo delikatne. Takie uschnięte patyki, tyle że jest to subiektywne wrażenie laika zupełnego w sprawie patyków.
Tak, rakiety to fajna sprawa. Tym bardziej, że daje nam możliwość łażenia w zimie, a nie gnuśnienie w domu . Oczywiście wybór też ciężki, bo te dobre nie są tanie.
Raki to raczej wysokie góry. No i czekan ..ale to extrema . Do kijków przywykniesz.Też kiedyś się z nich nabijałem , uważając za dziwactwo. Dopiero ciężka kontuzja kolana wpłynęła na zmianę opinii. One potężnie odciążają stawy kolanowe. I są przydatne podczas wchodzenia czy schodzenia . Używanie ich sprawia , że te wszystkie mazidła i delikatne części stawu posłużą nam po prostu dłużej.
Tomas, gdyby zechciało Ci się napisać tutaj parę słów wskazówek dla wybierającego rakiety, to byłoby fajnie, bo nie wiem na co zwrócić uwagę. Oczywiście nie chodzi o rakiety super drogie, jakieś wyczynowe, a takie zwykłe, do amatorskich zastosowań. A może gdzieś tutaj już rozmawiano o rakietach?
Dzięki za wsparcie decyzji używania kijów:)
cóż, akurat wybór w Pl jest jaki jest. Dla nowicjusza , wyborem głównym będzie cena. U nas , najczęściej spotkasz francuskie wyroby ( np. TSL ) . Takie najtańsze , to wybór tak 350 -390 zet. Oczywiście dobierasz do swojej wagi. Zwracasz uwagę na wiązanie , czy tobie pasuje taki wariant czy też inny.
Nie jestem specem od rakiet specjalnie.
Pozdrawiam !
ja planuje zakup w tym roku, trochę sprawdziłem temat
przede wszystkim - kupować musisz wg wagi.
ja celuje w do max 120-130 kg obciążenia... moje 80 + plecak i sprzęt, to wydaje się być dobrym optimum
tsl - jest bardzo dobra firma, miałem parokrotnie na nogach ich rakiety, nie mam większych zastrzeżeń.
na co zwracać uwagę?
* waga, to konieczność, chyba nie trzeba tłumaczyć dlaczego...
* wiązania. warto kupić takie, które oferują lepszy komfort.. złe wiązania, które nie potrafisz dobrze dopasować do buta - to bardzo zły pomysł..
* kolce/zęby bierz takie, które maja solidne rozwiązania. daje ci to bezpieczeństwo i wygodę przy wchodzeniu... pamiętam jak na jednej wyprawie zgubiłem zęby atakujące (na czubku buta) najzwyczajniej w świecie odpadły podczas wchodzenia... duża ilość kolców, daje lepszą przyczepność na oblodzonych stokach, czasami jest możliwość dokupienia dodatkowych harszli czy gripow.. wiec warto rozważyć możliwość montażu tego..
na koniec, ja osobiście będę brał model z systemem up/down (tzw talia osy). daje możliwość trawersowania bez zdejmowania rakiet...
niestety, wszystko to powoduje ze planuje drogi wydatek, dokładnie :TSL 438 ACCESS. tyle ze ja planuje sporo chodzić zima, a liczę ze posłuży mi to sporo lat...
pozdrawiam,
Jacek.
Jacku, dziękuję za konkretną wypowiedź.
Sprawdziłem cenę… Miałem nadzieję (O!, ja naiwny!), że takie coś kosztuje sto parę złotych, może 200, a okazuje się, że ten model kosztuje 8 stówek. Dla mnie te rakiety są stanowczo za drogie, zwłaszcza wobec ich spodziewanego rzadkiego używania – parę razy w roku. Widziałem jakiś model za sto kilkadziesiąt złotych, ale po tym, czego zdążyłem się dowiedzieć, raczej niezbyt dobrze chodziłoby się w takich rakietach po pochyłościach, a może i inne wady wyszłyby na jaw; nie wiem, czy warto kupować najtańsze. Ale znowu tamte mają cenę kosmiczną…
Poza względami finansowymi mam wątpliwości, natury, hmmm, filozoficznej. Chodziłem po Sudetach nie mając żadnego wyposażenia, nic zupełnie, nawet butów i plecaka. Pewne niedogodności odczuwałem, ale tego, po co chodzę w góry, nie przynosiłem w doliny mniej. Od ponad roku obrastam w rzeczy i końca tego nie widać, bo gdy już wydaje mi się, że mam wszystko, okazuje się, że jeszcze to czy tamto jest do kupienia, jak ostatnio było z kijami i termosem. Zaczynam odczuwać skrępowanie rzeczami, a nie lubię tego. W góry idę także dla swobody, a te liczne rzeczy osobliwie kłócą mi się z jej poczuciem.
Winny Ci jestem podziękowanie za moje otrzeźwienie.
Dziękuję:)
Po górach nigdy w rakietach nie chodziłem. Za to po nizinach to i owszem. Tylko nie były to rakiety firmowe. W latach osiemdziesiątych o czymś takim jako nastolatek naczytałem się w książkach o indiańcach. A ze mieszkałem wówczas na podlaskiej wsi i miałem pod dostatkiem wikliny to se wyplotłem. A w zasadzie to dziadek, który wyplatał koszyki mi takie wiklinowe rakiety sporządził. Co prawda zdarły się w ciągu jednej zimy, ale do chodzenia po zaspach były bardzo przydatne. Tylko na początku musiałem się nauczyć w tym chodzić co nie było takie łatwe. Później co przyszła zima to dziadek mi takie cudo wyplatał. Przez kilka zimowych sezonów na tym po polach i lasach łaziłem. Aż nastał rok gdy dziadka zabrakło, a ja znalazłem się na Mazowszu.
Ostatnio edytowane przez DUCHPRZESZŁOŚCI ; 31-12-2012 o 12:52
Pozdrawiam
DUCHPRZESZŁOŚCI
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)
Zakładki