Duchu, wzruszyłeś mnie swoim wspomnieniem. Bo widzisz, gdy przeczytałem tutaj o rakietach po raz pierwszy, wspomniałem te opisywane przez Londona, autora, którego książki pochłaniałem będąc chłopakiem. Rakiety własnej roboty, prymitywne jak całe wyposażenie ówczesnych włóczęgów i traperów, rakiety wykonane z drewna i też wyplatane, nie pamiętam czym, ale zapewne był to surowiec naturalny. Czytając o ludziach idących w takich rakietach, wyobrażałem sobie, iż muszą szeroko stawiać nogi, jak marynarze na kołyszącym się statku, aby nie zaczepiać brzegami rakiet o nogi.
Fajne, bo ciepłe są wspomnienia o dziadkach:) Mój nie robił rakiet, ale pamiętam go siedemdziesięcioletniego, starego ułana, jak w biegu łapie grzywę i wskakuje na pędzącego konia.
Zakładki