a propo impregnacji ostatnio znalazłem taki przepis
"Jest jeszcze inna metoda impregnacji butów z cholewami w stu procentach z licowanej skóry (może być licem do srodka!), ale trochę bardziej skomplikowana i w warunkach domowych wymagająca dużej cierpliwości domowników do naszych poczynań:
Mieszamy w garnku około ćwierć kilograma łoju końskiego lub bydlęcego (do kupienia w każdej rzeźni!)i tyleż oleju lnianego (lepiej pokostu lnianego - sklepy malarskie!), podgrzewamy na piecu (uwaga, to jest palne!) i gorącą (prawie wrzącą) jednorodną cieczą smarujemy z zewnątrz buty przy pomocy kwacza (kawałek szmatki nawinięty i przymocowany do patyka).
Chemicy, ale tylko ci bardziej "kumaci" mogą pokusić się o ulepszenie tego impregnatu przez dodanie... wody destylowanej i intensywne mieszanie dla uzyskania postaci emulsji.
Skóra szybko wchłania tę goracą miksturę. Smarowanie - zawsze na gorąco - powtarzamy kilkukrotnie (3 do 4 razy) lecz dokładnie ścieramy suchą szmatką nadmiar pozostający na powierzchni skóry, bo na zimno on już wchłoniety nie zostanie.
Resztę impregnatu pozostawimy w zamkniętym (dość specyficzny zapach!) naczyniu i wstawiamy do chłodnego pomieszczenia, by nie jełczała. Po sezonie warto powtórzyć impregnację, ale bez przesady - jedno smarowanie na gorąco.
Tak zaimpregnowana skóra powinna być pastowana zwykłą pastą do butów - może być wodoodporna woskowa, ale nie samonabłyszczająca.
Zaimpregnowałem tak kiedyś moje buty wojskowe i chodziłem w nich po Bieszczadach. W końcu bieżnik starł się na gładko, ale nigdy te buty nie przepuściły wody, choć w Bieszczadach... wiadomo jak jest."
Zakładki