Witaj, Lisku.
W górach nie chodziłem w gumofilcach, po równym tak. Kilka lat temu moja firma szarpnęła się za kieszeń i kupiła pracownikom takie buty na zimę. Miałem je na nogach może z 10 razy, w największe mrozy, a teraz, od paru lat, leżą nie używane. I tak leżąc dożyją kresu swoich dni. Chodziłeś cały dzień w czymś takim? Bo ja tak, i wiem, że jest to bardzo męczące, bo buty nijak nie trzymają pięt, czyli „kłapią” przy chodzeniu. Mnie chodziło się w nich tak, jak chodziło wtedy, gdy będąc dzieckiem zakładałem wielkie buty mojego ojca. Nie, dla mnie stanowczo nie jest to dobry pomysł. Chyba że są produkowane innego rodzaju gumofilce, dobrze trzymające pięty i dobrze przylegające do stóp – a takie powinny być buty w góry - ale ja takich nie widziałem.
Oczywiście, że stosuje się olej do skór. Ja także go używam, bo głęboko wnika z skórę i znakomicie zabezpiecza ją przed kruchością - cechą zbyt suchych skór. Pasta do butów nie jest w stanie (albo nie jest w stanie wystarczającą - tego szczegółu nie jestem pewny) zapewnić elastyczność skóry, ani stworzyć bariery przeciw wodzie w głębi skóry, jest tylko wierzchnią warstwą ochronną. Pod nią powinna być oliwa lub stały tłuszcz. Przekonano mnie, że najlepiej będzie, gdy zastosuje się jedno i drugie – tak też robię. Na odpowiednio przygotowany but (to dość ważne) oliwa, później tłuszcz stały, na koniec pasta. Tyle że, jak wspomniałem, łatwo o niedobranie ilościowe. Skóra typu nubuk lub pull-up chłonie olej wyjątkowo szybko, a jeśli ten nie został wchłonięty, jeśli trzeba go zbierać z powierzchni skóry, jak piszesz, to najprawdopodobniej dało się go za dużo.
Ale konserwacja butów to kolejny wielki temat.
Dzięki za komentarz:)