Rocznica ślubu
Początek października 2012r. zapowiadał piękną, polską, złotą jesień. W TVP mówią o niepokojachspołecznych, czyli zaczyna się jakiś ruch w narodzie i jak śpiewał Ś.P. JacekKaczmarski trzeba jechać w Bieszczady. Dwunastego października wypadała (38!) rocznica naszegoślubu i spędzenie tego dnia w Bieszczadzie skłoniło mnie i moją Bożenkę do wyjazdu. Siedem godzin jazdy imeldujemy się w Wołkowyi. Szybki rozładunek, śniadanie i po godzinie jesteśmyna parkingu z którego szlak prowadzi do Łopienki. Ostatnio byliśmy tu wiosnąkiedy świeżą zielenią pokrywały się stoki a teraz odcienie brązu i złotazaczynają dominować. Szum potoku, dymiące retorty, odgłos prowadzonej zrywki i smak jabłka zŁopieńskiej jabłonki to najpiękniejszy prezent na naszą rocznicę ślubu jakiotrzymaliśmy od Bieszczadów. Byliśmy sami ale miałem takie odczucie jakby ktośnas obserwował, jakby ktoś towarzyszył naszej wędrówce. Takie odczucia mamkiedy wędruję dolinami w których kiedyś tętniło życie(może to duchy przeszłości).Krótka , szczera modlitwa w łopieńskiej cerkwi i powrót na parking z któregojedziemy odwiedzić Rysia w Cisnej. Cisna jak Cisna, na parkingu troje”tubylców”(bardzo zmęczonych życiem) próbuje sprzedać duże, piękne prawdziwki itrochę innych grzybów których nazwy nie znam. Turystów jest mało,prawdopodobnie są na szlakach i dopiero wieczorem odwiedzą puste jeszcze bary.A Rysio, otworzył swoją galerię, porozmawialiśmy trochę o Bieszczadzie,dokupiłem kolejny egzemplarz do mojejbieszczadzkiej biblioteczki , pamiątkowe zdjęcie i tyle. Jedziemy do Wołkowyi uczcić naszą rocznicę. Tylko we dwoje,-kolacja, dobra wódeczka, dobre wspomnienia i życzenia by jak najdłużej wracaćtu w Bieszczady, w krainę która na stałe zagościła w moim sercu.
A jak upłynęła sobota trzynastego października już niebawem.
Wojtek z…
Zakładki