W pierwszy piątek nowego roku, gdzieś tak kwadrans po czwartej, w kierunku łupkowskiego Pod-Kamienia (i jego pierogów) wyruszył dzielny pojazd terenowy z dwoma plecakami w bagażniku i dwoma rycerzami w środku. Wyjazd z miasta był lekko upie... nieciekawy, jak to w piątek po pracy. Ale jakoś się udało, za niebylecką górką stacja benzynowa tchnęła w pojazd nowe siły a że trasa troszkę opustoszała to jechać można było spokojniej i po swojemu.
Tamten piątek rozpoczynał pierwszy weekend tego roku. Początek roku, styczeń, zima... Zima? Temperatura dodatnia, za oknem ciapa i błoto, ciemno i zero śniegu. Też mi zima, kurka wodna! Głodni, zmęczeni i spragnieni zimy jechaliśmy więc zostawiając za sobą kolejne miasta, miasteczka i wioski i wspominaliśmy jaka to piękna zima była w zeszłym roku, jak nam się słupki na polsko-ukraińskiej granicy pod śniegiem chowały i jak na zimowym noclegu nie odpaliła nam maszynka do gotowania A jutro? Buty trzeba będzie dobrze wypastować, żeby woda się ich nie imała.
W drodze dostaliśmy sygnał, że żadne pierogi nie wchodzą w rachubę - mamy jechać prosto do Szwejkowa a tam już się nami zaopiekują. Też dobrze Jechaliśmy więc szukając za oknem, zupełnie nieskutecznie, jakichkolwiek oznak zimy. W Zagórzu zrobiliśmy krótką przerwę na zakupy i pomknęliśmy dalej. Droga znów zaczęła się robić męcząca bo za Zagórzem zaczęły się roboty drogowe, ruch wahadłowy, światła i kilkukrotne stanie nawet po 10min w oczekiwaniu na zielone. Później, na miejscu, dowiedzieliśmy się, że na drodze do Komańczy ma tak być przez najbliższe dwa lata Na szczęście zrobiło się najpierw lekko białawo, a potem cienka ale konsekwentna biała kołderka przykryła pola, domy, ruch wahadłowy, zielone i czerwone, a wreszcie i samą drogę.
W końcu pojawiły się też światła Nowego Łupkowa, droga do Łupkowa właściwego , tunel, stacja i Radosne Szwejkowo. A tam, jak to zwykle w Szwejkowie bywa, Radosne powitanie i grupa znajomych. I doskonałe kotlety schabowe z ziemniakami
A potem rozmowy, wieści, nowości z Bieszczadów i ze świata, wypytywanie się wzajemne co i jak, no i wreszcie przepakowanie plecaków na drogę, przygotowanie do porannego wyjścia, pastowanie buciorów. I taka lekka rezygnacja na myśl o jutrzejszym wyjściu na błoto, kiedy kalendarz podpowiada, że zima, zima, zima jest! Na kalendarzu niestety tylko...
Dobrze choć, że na zewnątrz kręciły się gęsto, w lekko mroźnym wreszcie powietrzu, wielkie i ciężkie płatki śniegu
Zakładki