Witaj, Barnabo.
Pisałem rozżalony. To prawda. Miałem powody, właściwie jeden powód: kolejny raz pozwoliłem się oszukać.
Mnie, podobnie jak i Bartolomeo, nie obchodzi skład materiału, a jego faktyczna wytrzymałość. Nie wejście w krzaki spowodowało uszkodzenie - jakoś tak podobnie napisałeś - a zaczepienie rękawem o wychyloną jedną gałąź której po prostu nie zauważyłem. Chodzę na ogół po Górach Kaczawskich, poza szlakami, często w ogóle po bezdrożach, nierzadko via jakieś zarośla, brzegami lasów, a więc tam, gdzie sporo rośnie malin, jeżyn, głogów i róż. Od pierwszego dnia używania tej kurtki zwracałem uwagę na gałęzie, omijałem je jak mogłem, ale przecież nie da się tego robić ze stuprocentową skutecznością, wcześniej czy później zaczepi się. Mnie się to zdarzyło po kilkunastu dniach chodzenia, nie pierwszego ani drugiego dnia – właśnie dzięki mojej uwadze. Dziury w rękawie nie ma, są wyciągnięte nitki, ale uszkodzenie na pewno byłoby większe gdybym nie zauważył i nie zatrzymał się by zdjąć gałązkę z rękawa.
Ta kurtka nie nadaje się na takie trasy, chociaż może nadaje się na Tatry czy szwedzką tundrę. Ten materiał jest za słaby, za delikatny. Producent powinien zaznaczyć w opisach tego produktu ograniczenia w jego użytkowaniu, bo to ograniczenie (czyli konieczność unikania kolców pospolitych roślin) nie jest oczywiste wobec przeznaczenia kurtki. Nie zaznaczył, a w zamian zachwalał niesamowitą wytrzymałość. Jak napisałem, nie jest ona większa od wytrzymałości najzwyklejszego dżinsu. Nie ma problemu, powtarzam, z wytworzeniem materiału wytrzymalszego od G1000, wystarczyłoby ten właśnie materiał wykonać trochę grubszy. Od dawna znany jest dżins, od dawna materiały brezentopodobne, a niewątpliwie są jeszcze lepsze, mnie nieznane. Można zrobić kurtkę na wędrówkę bezdrożami i wytrzymującą nieunikniony kontakt z rosnącymi tam roślinami. Po przeczytaniu firmowej strony odnoszę wrażenie, że aby było to możliwe, wystarczy mniej samozadowolenia, mniej zapatrzenia w siebie i w swój gietysiąc.
Oczywiście woskowałem tkaninę, i to już dwa czy trzy razy. Widać różnicę, faktycznie, chociaż nie trwa ona, to znaczy ta różnica, zbyt długo. Parafina po prostu dość szybko wykrusza się z materiału. Zaznaczam ponownie, że do tej cechy kurtki nie miałem zastrzeżeń, chociaż też z lektury opisów można wyciągnąć wniosek o jej lepszej wodoodporności. Zamek działa, ale na mrozie, w grubym ubraniu ograniczającym ruchy i widoczność, jego zasunięcie oznacza porządne zmarznięcie dłoni – z powodu czasu - a w rękawicach nie potrafię tego zrobić; na ogół macham ręką na ten wynalazek i zapinam na zatrzaski.
Brałem pod uwagę możliwość przeczytania tego tekstu przez kogoś, kto pracuje w Fjallraven, ale dla mnie to bez znaczenia, bo nie wierzyłem od początku i nie wierzę nadal w możliwość oddania mi pieniędzy za kurtkę. W najlepszym wypadku zaproponują naprawę, z której zrezygnuję, bo po co mi ona, skoro uszkodzenie nie jest duże, a w naprawie użyje się tego samego zbyt słabego G1000? Trudno, będę dalej chodzić w tej kurtce, tyle że teraz już wiem, iż wiele lat ona nie posłuży mi.
A swoją drogą uwaga: co ma treść i wydźwięk tego tekstu do sposobu załatwienia reklamacji? Czyż w tym przypadku nie chodzi o fakt uszkodzenia, którego to faktu nie zmienia (i zmieniać nie powinna) w żaden sposób moja opinia o wyrobach Fjallraven? Czy nie uważasz, że sugerując swoimi słowami nie uwzględnienie mojej reklamacji po poznaniu tego tekstu, wystawiasz złą ocenę firmie, której jakby bronisz tutaj?
Smród w wątku?? Jeśli on tu jest, to najwidoczniej Fjallraven puścił bąka. Nie napisałem tutaj nic, co może uchodzić za grubiańskie (chociaż jest uszczypliwość), bąk nie jest mój.
Tekst napisałem nie tyle dla wyżalenia się, co ku przestrodze. Mam nadzieję, że kogoś odwiodę od zamiaru kupna kurtki Fjallraven.
Zakładki